Nightwing. Czas tytanów. Tom 3 – Blüdhaven, Tytani i nowe wyzwania – czyli co słychać u Nightwinga

Na żadnych kalesoniarzy nie czekam tak, jak na Nightwinga. Oczekiwanie osłodziłem sobie Rycerzem w Blüdhaven (78. tomem kolekcji Hachette) oraz Zaginionym wesołym miasteczkiem – powieścią graficzną dla nastolatków. W końcu wpadł mi w ręce świeżutki albumik Nightwing. Czas Tytanów. Owszem, w towarzystwie Tytanów – ale ten tom jeszcze czeka na przeczytanie i podejdę do niego z lekką rezerwą.

Nightwing. Czas tytanów

Podwójne uderzenie Toma Taylora

Na obu albumach widnieje nazwisko tego samego scenarzysty – Toma Taylora. Oba dotychczasowe tomy Nightwinga weszły mi gładko – dzięki dobrze prowadzonej historii bohatera na poziomie ulicy i sprawnie poprowadzonemu wątkowi romantycznemu. No i tu mały zonk… bo Nightwing. Czas Tytanów to album nierówny – i to głównie przez samych Tytanów.

Nightwing. Czas tytanów

Egmont wydaje Nightwinga w podwójnym zbiorczaku z dwoma oryginalnymi „tpb”, bo same story-arci mniej więcej kroczą po około pięć zeszytów. I to jest ekstra im więcej, tym lepiej. Szanuję „Walki w podziemiu” za zróżnicowanie, ale w tej całej pogoni władcy piekieł za niepełnoletnią Olivią, targowaniem się o duszę i podbijanie stawki mocą gubi się coś, za co tę serię lubię najbardziej. I to w sumie nie tylko tę, bo jeszcze Hawkeye’a i Daredevila przy okazji też.

Zmiana perspektywy

Dick Grayson to doskonały akrobata, który biega po dachach z dwoma pałkami – i to w sumie tyle. Może nie nadaje się na wyprawę do piekła, ale już w ciemne zaułki miasta i pranie zła po pysku? Jak najbardziej. I właśnie w pierwszej połowie tego tomu Tom Taylor postanawia to zmienić. Co prawda tylko na chwilę, ale jednak – Nightwing z lekkim liftingiem ikonicznego kostiumu lata, włada mocą i jego uścisk dłoni niemal dorównuje samemu Supermanowi. Tzn. prawie – bo Syn Kryptona, jak to on, z wrodzoną rezerwą wstrzymuje trochę siły.

Jedyną osłodą pierwszej połowy jest Beast Boy zmieniający się w jednorożca – zielonego, oczywiście, bo kolor to jedyna stała w jego wyglądzie. Ale niech już mu będzie. Pokusa mocy połyskuje między wątkami, ale tak naprawdę dostajemy historię, jakich w DC czy Marvelu było już wiele. Ot, solidny średniak – czyli sporo poniżej moich oczekiwań. Na szczęście w połowie tomu wjeżdża jednozeszytowy przerywnik, którego okładka zresztą trafiła na front albumu – i to dopiero coś.

Nightwing. Czas tytanów

Tak, tym razem to Ty…

„Jesteś Nightwingiem” z Nightwing #105 to dość prosta historyjka – pościg za złymi bliźniaczkami z Batgirl u boku – ale narracja w pierwszej osobie (jak w FPS-ach, widzimy wszystko oczami bohatera) sprawia, że tętno przyspiesza i… znowu zaczynam wierzyć w Toma Taylora. To coś, czego w komiksach raczej się nie widuje, i pewnie szybko by mi się znudziło, ale ma takiego kopa, że ustawia serię z powrotem na właściwe tory.

Skakanie między szklanymi wieżowcami przypomina mi Mirror’s Edge – grę, w którą kiedyś bardzo chciałem zagrać, ale mój komputer miał wobec niej inne plany. Aha – można by się spodziewać, że Nightwing w ogóle nie pojawia się w kadrach, skoro to wszystko widzimy jego oczami. Ale nie! Dzięki sprytnie umieszczonym lustrom i szklanym powierzchniom jednak się pojawia – i to często w świetnym stylu.

„Skrzyżowane klucze” – drugi, dłuższy story-arc z tego albumu – wraca do akcji w dobrze znanym stylu serii. Tytani zostają zepchnięci na dalszy plan, a na pierwszy wysuwają się Blüdhaven… i przeszłość Dicka Graysona. Nightwing wpada tu na swoją byłą – z czasów, gdy po postrzale błąkał się z zaburzeniem pamięci i nazywał się Rick. Tak, Rick. Czyli jakby ktoś próbował nadać mu nowe imię na szybko, bez polotu i przy otwartej lodówce.

Nie brakuje tu pościgów, przygód w pirackim stylu, zaginionych miast i ukrytych skarbów. W międzyczasie powracają sekwencje bez klatek – postacie przemykają po całych planszach, zbiegając pod pokład czy skacząc po dachach, jakby uciekały przed montażem. Tom Taylor, trochę mimochodem, rozlicza się też z jedną z najbardziej zgranych klisz w komiksach: „kocham cię, więc lepiej, żebyśmy nie byli razem, bo nie będziesz przy mnie bezpieczna”. Klasyk wytarty jak siedzisko w 20-letnim pociągu.

Nightwing. Czas tytanów

Zmiana wizerunku

W pewnym momencie Dick Grayson zrzuca kostium i – przez przypadek (oczywiście) – wskakuje w zestaw żywcem wyjęty z okładki taniego romansidła. Koszula? Owszem. Zapięta? Oczywiście, że nie – jakby guzików zabrakło w Blüdhaven. Zamiast niebieskiej maski: czarna. A zamiast kamuflażu: pełna ekspozycja. Nikt się nie orientuje, że pirat z gołą klatą to Nightwing. Nikt. I wiesz co? Kupuję to. Bo taka jest konwencja tej serii – trochę bajka, trochę soap-opera, trochę skok przez dachy z przymrużeniem oka.

Krótkie podsumowanie

Na koniec dorzucono jeszcze krótką historię autorstwa Michaela W. Conrada z rysunkami Serga Acuñy, który wrzuca lekkie „manga vibes”. Czy robi różnicę? Niespecjalnie. Jest — to jest. Nie byłoby — też by nikt nie płakał. Ale trzeba przyznać, że scena z Graysonem przed kinem i nagłym nalotem glin z radiowozu to drobna perełka. Taka na dwie sekundy frajdy. I w sumie tyle.

Nightwing to obrońca portowego Blüdhaven — miasta o głęboko zapuszczonych korzeniach, gdzie za każdym rogiem czai się mrok i szemrane typy. W tle przewija się dłuższa intryga z gościem wyrywającym serca (dosłownie), a Dick Grayson dostaje symboliczny klucz do swojej przeszłości. I choć wszystko to powinno rozgrzewać emocje, przed kolejnym tomem sięgnę raczej po serię o Tytanach – choć nie spodziewam się tam wysokich lotów.

Scenariusz: Tom Taylor, Michael W. Conrad

Rysunki: Travis Moore, Bruno Redondo, Stephen Byrne, Serg Acuña

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca Polski: Egmont

Liczba stron: 264

Druk: Kolor

Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Format: 167×255 mm

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: