Usagi Yojimbo Saga. Księga 6 – „My jesteśmy smokami”
Most łączy ze sobą dwie, dalej lub bliżej oddalone od siebie, płaszczyzny. Pozwala podróżującym znaleźć się po drugiej stronie. Przejść z jednego miejsca do innego. Bez niego byłoby to albo bardzo trudne, albo niemożliwe. Gdy patrzę na królika-samuraja na okładce komiksu Usagi Yojimbo Saga. Księga 6 przechodzącego po moście, od razu nachodzą mnie myśli o wszystkich przygodach, do których popycha go Stan Sakai, autor serii. Ronin nie może sobie pozwolić na to, aby stać w miejscu, osiąść, ustatkować się, założyć rodzinę. Jego wędrówka najeżona jest niebezpieczeństwami niczym grzbiet jeża kolcami. Wystarczy zajrzeć pod kładkę, po której przechodzi. Zostawia za sobą dziesiątki przygód, a nowe przed nim.
Usagi Yojimbo Saga. Księga 6
„My jesteśmy smokami”
Usagi Yojimbo Saga. Księga 6, jak to nowa linia grubych przedruków ma już w zwyczaju, zawiera aż trzy zbiorcze tomy przygód królika-samuraja, umieszczonych w realiach feudalnej Japonii. Z tyłu tomiszcza jest rozpiska, z której dowiedzieć się można, że w skład szóstki wchodzą tomy 23, 24, 25, zatytułowane odpowiednio Most łez, Powrót Czarnej Duszy i Polowanie na lisa. Blisko 600 stron rozrywki wysokiego sortu, bo co by nie pisać, Stan Sakai niżej bardzo dobrego poziomu nie schodzi, choć nadal moim ulubionym wolumenem pozostaje Księga 5 (więcej o niej TU), ot za sprawą wątku, prawie-że-romantycznego.
Stan Sakai dowozi. Nie ma się co dziwić, tak jest i tym razem. Każdą z historii czyta się z zapartym tchem, z wielu można się czegoś dowiedzieć o historii Japonii lub jej bajek i legend, wszystkie rysunki skrojone są perfekcyjnie niczym cięcia mistrza miecza. Autor oprócz wzorowego pod względem honoru i umiejętności szermierczych bohatera dysponuje jeszcze szeregiem różnobarwnych (mimo że komiks jest czarno-biały) postaci drugoplanowych. Są wśród nich twarde typy, będące bez wątpienia smokami, fruwającymi wśród wróbli. Tych, których spotkamy tym razem, wprowadza stronka na początku opasłego tomiszcza, przypominając zwięźle najważniejsze fakty z ich życiorysu. Czy to z tą planszą, czy bez, przygodę z Usagim można rozpocząć od dowolnej księgi. Autor snuje swoją opowieść liniowo, ale do pociągu można wskoczyć bez obawy o uszkodzenia. Wszystko, co trzeba wiedzieć, Stan Sakai daje do zrozumienia w obrębie danego tomu.
W Moście łez z tłumu postaci wybija Mayumi, gadatliwa, dość prosta, wiejska dziewczyna, mażąca tylko o tym, by wyrwać się z miejscowości, w której pracuje jako kelnerka. Mimo że Usagi to wręcz krystaliczna postać, ma jedną wadę. Często pakuje się w kłopoty przez wtykanie nosa do czyichś spraw. Najczęściej są to samurajskie potyczki z bandziorami. Tu jest to chęć pomocy dziewczynie. Tytuł tomu zdradza nieco zakończenie, ale na pocieszenie w dodatkach otrzymujemy inne zakończenie opowieści, odpowiadające na pytanie, co by było, gdyby Usagi postanowił przekroczyć most z krainy ciągłej wędrówki na wyspę ustatkowania się.
W szóstej księdze powraca mroczna dusza, demon Jei. Trudno by było czytać komiks zalany samą czernią, dla równowagi Stan Sakai wrzuca dwóch obdartusów, łowców nagród Gena i Bezdomnego Psa (nie mylić z bezpańskim). Wprowadzają pierwiastek humorystyczny, konfliktowość pary sprawiała, że wielokrotnie wybuchałem śmiechem. To nie pierwszy raz jak ich losy krzyżują się z historią Usagiego i na pewno nie ostatni. Ścieżki tej menażerii to się łączą, to rozdzielają. Na trasie wędrówki warto zaznaczyć las, w którym autor przybliża japońskie wierzenia dotyczące lisa, przedstawianego w mitologii jako zwierzę rozumne i magiczne. Im więcej istota posiada ogonów, tym jest potężniejsza i sprytniejsza, a Gen wpada na parę rudzielców z dziewięcioma lisimi kitami.
Nie brak obrazów z japońskich wsi, tu tempo zwalnia do rytmu pieszej wędrówki. Innym razem plansze eksplodują w tańcu pojedynku na miecze. Na nich to dzieje się najwięcej, nie ma czasu na wypowiedzenie nawet pojedynczego słowa. Na koniec, zaraz po okładkach poszczególnych zeszytów, dostajemy dość przyjemne, humorystyczne dodatki, związane z jubileuszowym, setnym zeszytem Usagiego w barwach Dark Horse Comics. W komiksie pojawia się gwiazdka i powinna też tutaj, bo liczba nie zawiera wcześniejszych historii wydanych w Phantagraphics. Jubileusz świętowano opowiadając kilka żartów, między innymi z pracowitości i terminowości twórcy Usagiego. Większość ze stron oddano innym twórcom ze stajni i tu możemy zobaczyć m.in. rysunki Franka Millera (eee, fuj!), Jeffa Smitha, czy Andi’ego Watsona. Robiąc sobie żarty ze Stana Sakaia, trzeba jednak uważać, bo za autorem stoi zgraja uzbrojona w piekielnie ostre miecze.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.