Gnat Rose – Recenzja
Zeszłej nocy miałem dziwny sen. Śniło mi się, że znowu byłem małym chłopcem. Siedziałem na kolanach u babci. Staruszka, uśmiechając się wymyślała dla mnie bajkę. W kilka sekund przenosiła mnie w odległe krainy, za czasów książąt i królewien, smoków i innych cudacznych stworzeń. Funkcjonujących bez tabletów, smartfonów i internetów. Cały swój czas wykorzystujących do budowania relacji i wspólnego przeżywania przygód. Sceneria się zmienia, siedzę przy stole z babcią. Normalnie by mnie to zdziwiło, ale to przecież sen, wszystko się może wydarzyć. Nasze nosy tkwią w czarno-białej szachownicy, moje białe, okrągłe pionki kolejny raz stoją w obliczu pogromu. Babcia jest bez litości, przewiduje mój każdy ruch, na każdy mój atak jest gotowa. Po trzech porażkach z rzędu budzę się, rozglądam się po pokoju, wzrok pada na okładkę komiksu, który pozostawiłem na nocnej szafce. W porannym świetle połyskuje z okładki napis: Gnat Rose.
Ona jest ze snów
To Jeff Smith jest sprawcą tego całego zamieszania. To w jego umyśle pojawiły się białe ludziki, podróżujące po Dolinie, leżącej w miejscu znanemu tylko autorowi. Bestsellerowa seria Gnat zawitała także i do nas, w pięknych trzech, grubych tomiszczach. Egmont, nie zwalniając tempa, wydał też spin-off głównej serii o wspomnianym już tytule Gnat Rose. Próżno jednak szukać w środku sympatycznych mieszkańców Gnatowa. Autor tym razem skupia się na drugoplanowej dotychczas postaci: Babci Ben, w młodości noszącej imię Rose Harvestar. W środku znajdziemy odpowiedzi na nurtujące pytania. Jak wyglądało dzieciństwo babci? Jakie wydarzenia ukształtowały jej szorstki charakter? I najważniejsze, co poróżniło ją z tajemniczym czerwonym smokiem?
Gnat to niezwykle udana seria komiksowa, działająca jak środek odurzający, leczący bóle rzeczywistości. Trzeba jednak dodać, że Ten narkotyk wywołuje przede wszystkim niezwykle silne omamy oniryczne (…) Wizje niemal nie do odróżnienia od rzeczywistości. Młodą Rose odnajdujemy w świecie, w którym rzeczywistość przenika się ze snem. Niczym w innej szlagierowej serii, w której poznajemy samego pana Śnienia (mam na myśli oczywiście serię Neila Gaimana, Sandman). Tym razem mieszające się światy obserwujemy, patrząc ze strony świata namacalnego, nie ze snu. Po chwili jednak okazuje się, że niczego nie można być pewnym. Akcja potrafi wywołać zawrót głowy, halucynacje i projekcje, a takowe… Pojawiają się przy niektórych chorobach psychicznych. Chorzy widzą kolorowe projekcje, biorą udział w rozgrywających się wydarzeniach, czasem nawet czują zmęczenie wędrówką, fakturę przedmiotów, ból tortur, rozkosze seksu czy nawet smak jedzonych rzekomo potraw… Mieliście kiedyś tak realne sny?
Gnat Rose
Tym razem Jeff Smith postanowił skupić się na scenariuszu, a miejsce przy desce kreślarskiej odstąpił innemu wizjonerowi. Na wygrzanym już miejscu zasiadł Charless Vess, rysownik z doświadczeniem w ilustrowaniu historii spod znaku magii i miecza. Nomen omen, jego ilustracje znalazły się też we wspomnianej serii Vertigo, Sandman, w komiksowej adaptacji dzieł szekspirowskich, które znalazły się w #19. numerze cyklu. Z ciekawostek dotyczących rysownika: spójrzcie na okładkę The Amazing Spider-Man #277. Zapytacie, jak się Charles spisał. Odpowiedź jest prosta: wyśmienicie, zmiana wyszła serii na dobre. Nic nie mam do dość prostych rysunków Jeffa Smitha, nad kilkoma planszami zdarzyło mi się zatrzymać w zachwycie. Piękno w prostocie, ale i też w większym zamyśle artysty. Ilustrator Gnat Rose dołożył starań, aby seria zabłysnęła, wyglądała bardziej fantastycznie, migotała w oczach i urzekała. Nie ma się co dziwić, tu musi być piękniej niż w szarej, zwyczajnej rzeczywistości.
Po chwili kładę głowę z powrotem na poduszkę i oddaję się sennym marzeniom, tam czeka na mnie znajoma staruszka. Nieobcy mi uśmiech po latach wygląda zupełnie inaczej. Teraz już wiem, że z tego wytartego wspomnienia emanuje dużo więcej, niż mi się przed laty wydawało. Lata doświadczeń oraz ogromna wiedza poparta jest kilkoma, kilkunastoma lub kilkudziesięcioma nieudanymi próbami. Mimo że ta mądra kobieta widzi znad planszy warcabów drogę na skróty, pozwala mi się uczyć w trudny sposób, nie inaczej, niż właśnie popełniając błędy.
Sylwester
PS1. Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
PS2. Tekst dedykuję obu moim zmarłym babciom, które nie przez przypadek nosiły to samo, jakże dzisiaj niespotykane imię: Genowefa.
PS3. Użyto fragmentu książki Oko Jelenia Andrzeja Pilipiuka.