Wydział VII – polskie zeszytówki

Wydział VII to dość świeża propozycja na naszym rynku. O tyle nietypowa, że stanowi jedną z niewielu prób wskrzeszania polskiej kultury zeszytówek przeprowadzanych w ostatnich latach. Jak dokładnie wyglądała ta kultura i jak może wyglądać dzisiaj – zdania są mocno podzielone. Niewątpliwie jednak podstawowym determinantem jej obecnej formy są nowe zeszytówki, takie jak Wydział VII – dwie części już dostępne, a trzecia zapowiedziana.

Deja vu

WydziałVII 4

Komiks odbierałem w dużej mierze przez pryzmat moich dotychczasowych lektur, bo podobieństwa do wielu z nich nasuwały się wręcz aż nazbyt nachalnie. Wymieniając je, najpełniej oddam własne odczucia. Wyobraź sobie hybrydę Kapitana Żbika, Planetary, Sama i Twitcha, Yorgiego i Hellboya. Za dużo elementów wspólnych, żebym odpuścił sobie to porównanie, ale oczywiście też uściślę: Wydział VII opowiada historie polskich funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa z czasów PRL-u, zajmujących się zjawiskami paranormalnymi, i będących niekoniecznie zwykłymi śmiertelnikami. To „niekoniecznie” nie jest spoilerem, tylko moim własnym podejrzeniem. Wielokrotnie miałem wrażenie, że gdzieś już coś takiego widziałem… Wygląda na to, że w każdej części będziemy poznawali przebieg odrębnego śledztwa, czy akcji dzielnych stróży prawa, pani patolog, ewentualnie dominikanina-egzorcysty. Wartka akcja, dreszczyk emocji, niezgrzytliwe dialogi i elementy fantastyczne. Nieprzypadkowo wymieniłem wyżej amerykańskie serie. Skoro sprzedało się za oceanem, to czemu by nie u nas?

Cudze chwalicie, swojego nie znacie

WydziałVII 3

Przepisu na sukces z obcego kraju kserować nie tylko nie wypada, ale po prostu czasem się nie da. Inne realia i mentalność czytelników mogłyby w przypadku zwykłej kalki wywoływać raczej żenadę niż dostarczać frajdy. Dlatego tutaj z pełną mocą wkracza swojskość. Pojawia się Kortowo (miasteczko studenckie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie), wąsaci decydenci w zadymionych pomieszczeniach, pita jest czysta wódka, a dodatki na końcu zeszytów to fikcyjne dokumenty i ministerialne akta, te ostatnie już dosłownie ziejące socrealizmem. Mnie osobiście zawsze przyjemnie czyta się historie mocno osadzone w rodzimej rzeczywistości. Zupełnie inaczej jest wyobrażać sobie cmentarzysko, na którym jakiś collage postawił dom Gamma Beta Sigma Delta itd., aniżeli duchy na terenie Kortowa, gdzie kiedyś pojechałem autostopem na juwenalia. Elementy fantastyczne dostają nagle zastrzyku autentyczności. To po prostu inaczej działa w przypadku kogoś, kto chociaż raz odwiedził przedstawiane miejsca, albo przynajmniej wie, co oznaczało kiedyś posiadanie dolarów.

Czas ponarzekać

WydziałVII 2

Stereotypowy Polak lubi pomarudzić, więc nie będę już dłużej z tym zwlekał i stereotyp umocnię. Otóż pomimo tego, że koncepcja mi się podoba, a wydanie stoi na wysokim poziomie, są pewne zgrzyty. W zasadzie jeden, jeśliby to zgrabnie ująć. Brakuje mi głębi w bohaterach, którzy ewidentnie zostaną w serii na dłużej. Chorąży Szymon Wilk na przykład został przedstawiony tak skrótowo i tak banalnie, że tylko tajemnicze zdarzenie z dzieciństwa ratuje tę postać od zlania się z tłem. Do tego w pierwszej części byliśmy świadkami jego rekrutacji, która wyglądała na co najmniej przyspieszoną, żeby nie powiedzieć odbębnioną fabularnie. Ja rozumiem, że nie ma czasu na ceregiele, bo objętość ogranicza, bo trzeba opowiedzieć całą historię i to jednak ma być zeszytówka. Niestety z tego względu ciężko lepiej poznać, a co dopiero polubić postacie, że o utożsamieniu się nie wspomnę. Poza tym od strony graficznej absolutny brak szału. Kadrowanie mi się podoba, ale same rysunki nie zachwycają. Złego słowa o nich nie powiem, ale wychwalać też nie będę. Fakt, że nie jest na polskim rynku źle, można by uznać za dobrą monetę, lecz: patrz nagłówek.

Co z tego wyjdzie?

WydziałVII 1

Za Wydział VII odpowiadają: Kontny, Budziejewski, Turek, Pawlak, Adler i Prosiak. Mamy dopiero dwa zeszyty, więc ciężko stwierdzić, czy, przykładowo, któremuś z autorów okładek nie przyjdzie narysować całego zeszytu. Nie wiem sam, czy bardziej nie będę czekał na ujawnianie kolejnych autorów, niż na kolejne zeszyty. Kiedyś konglomerat polskich twórców zaserwował nam świetną serię Dom Żałoby i bardzo podobało mi się w niej przedstawianie tych samych postaci przez artystów reprezentujących skrajnie różne style. Wydział VII różni się jednak tym, że nie ma być, zdaje się, docelowo skończony na n-tej części, a kontynuowany w miarę zainteresowania moli komiksowych. Tak po prawdzie, to można będzie pewnie chwycić dowolny zeszyt i cieszyć się lekturą bez znajomości wcześniejszych, bo, jak wspomniałem, każdy będzie (najwidoczniej) opowiadał o innej sprawie nietypowych SB-ków. To chyba celem umożliwienia nieco przypadkowym odbiorcom wciągnięcia się w serię. Mnie się jednak wydaje, że polscy czytelnicy komiksów są mało przypadkowi i raczej świadomie kupią Wydział VII. O ile poziom rysunków nie spadnie, główni bohaterowie nabiorą rumieńców, a swojskość nie będzie zanikała, moim zdaniem nowa propozycja utrzymać się może na rynku całkiem długo. Kibicuję, acz zdecydowanie wolałbym zobaczyć ten koncept w formie grubszego one shota. Cóż, polska rzecz, narzekać!

Dziękuję twórcom za udostępnienie egzemplarzy recenzenckich.

Konrad

Share This: