Thorgal. Kriss de Valnor. Wyrok walkirii. Tom 2
„Thorgal. Kriss de Valnor. Wyrok walkirii” to kolejny tom, który przeczytałem pierwszy raz. I póki co podoba mi się, jak sobie wymyślił to Sente, choć w końcówce tego tomu zdobył u mnie dwumetrowego minusa. Sorry, ale „Łuczników” mam wbitych do głowy tak mocno jak alfabet. No ale zanim panowie skończą retrospekcję, to jeszcze mają kilka wydarzeń do opowiedzenia.


Co w artykule?
Kriss i inne znajome twarze
Zanim dojdziemy do tytułowego Wyroku walkirii, który beztrosko został zasygnalizowany przez Rosińskiego na okładce, Kriss opowiada swoją historię, zaczynając od pochowania córki Sigwalda, zamordowanej na końcu poprzedniego tomu. Wojownik z oszpeconym nosem to nie jedyna znajoma postać, która pojawia się w tej opowieści. Drugą jest Argun Drewniana Noga, który występuje tu po raz drugi (i w sumie trzeci, jeśli liczyć cameo Thorgala) na łamach tego spin-offa.


Oprócz lekkiego popychania fabuły do przodu, bo sąd walkirii został rozpoczęty po śmierci bohaterki z tomu „Kriss de Valnor” głównej serii, mamy też uzupełnienie historii pyskatej bohaterki, a przy okazji kilku innych postaci. To w sumie dokładnie to, co odbywa się teraz na łamach „Sagi”. Owszem, nietrudno się domyślić, że musiała wiele wycierpieć. Inaczej nie stałaby się tak bezwzględna i okrutna.
Szafowanie słowami oraz De Vita kontra Rosiński
W kilku miejscach Sente ma bardzo dobry flow, uderzając trafnymi tekstami, takimi jak: „działa na dzika, podziała i na wieprza”. Wyszczekana Kriss na pytanie, czego chce, odpowiada szczerze: „Mnóstwa strzał! Muszę wystrzelać całą wioskę”. Przeskakujemy szybko przez lata dorastania bohaterki, która zyskuje doświadczenie i umiejętności, a gdy jest już dostatecznie mocna i akurat nadarza się okazja, postanawia się zemścić. „Wyrok walkirii” wieńczy fabułę tego tomu i Kriss wraca do gry, ale ja wolałbym, aby ten odcinek nazywał się „Pozabijam ich wszystkich”.
Giulio De Vita to nie Grzegorz Rosiński, ale ten tom naprawdę świetnie wygląda. Podobają mi się zwłaszcza plansze z połączonymi ilustracjami bez ramek. Niby można było już do tego przywyknąć na łamach serii głównej, ale nadal dobrze się patrzy na takie sekwencje, bo pozwalają na opowiedzenie szeregu powiązanych zdarzeń w szybki sposób na dość małej przestrzeni. Genialna dynamika i brak marnowania czasu i miejsca.


Wjazd nad jezioro na dwustronicowym splashu ma mnóstwo impetu, a w końcu pojawia się znajoma, mroczna wieża i ponownie jesteśmy świadkami akcji kradzieży Kamienia Krwi. Warto zauważyć, że wybrane kadry z „Łuczników” zostały zwyczajnie przerysowane, ale nie to jest najgorsze. Uwielbiam kadry Rosińskiego, bo to zresztą pierwsze strony Thorgala, jakie zobaczyłem w życiu, ale jednak można było się pokusić, aby tę akcję pokazać z innej strony. Albo chociaż zacząć od znanego widoku wieży i pójść trochę dookoła. No i zostało usunięte ikoniczne odcięcie dłoni specjalną strzałą od Arguna. Niby wiele to nie zmienia, ale obraz akcji jednak nieco na tym cierpi.
Kradzież Kamienia Krwi i powrót do wieży
Nie wszystkie sceny są dobrze przemyślane, a scena w rodzimej wiosce z obnażeniem i związaniem Kriss bardzo mocno przypomina podobną scenę w obozie najemników. W zasadzie, gdy De Vita i Sente zbliżają się na odległość plagiatu, przegrywają jakościowo z oryginalnym duetem Rosiński/Van Hamme. Takie sceny za pierwszym razem zostały wykonane lepiej, sprawniej i bardziej klimatycznie.


Jest scena, której się nie spodziewałem, bo przynajmniej jednostronnie zaczęło iskrzyć między Kriss a Sigwaldem. Pewnie można było się spodziewać takich zachowań, bo burza hormonów w trakcie dojrzewania powoduje niespodziewane wybuchy. Ogólne wrażenie z tej sceny jest takie, że została przeprowadzona po to, aby kolejny raz pokazać bohaterkę nago. Co zresztą podtrzymuje pewną tradycję, choćby po „Niewidzialnej fortecy”. No i Sente nieco więciej opowiada o Kamieniu Krwi, co podnosi wartość tego tomu.
„Nie zapominam o niczym” oraz „Wyrok alkirii” zadziałałyby lepiej jako jeden tom, może na kształt wydawanych teraz tomów „Sagi”, który działby się między „Alinoe” a „Łucznikami” i opowiadałby o przeszłości Kriss. Nawet kosztem sądu nad Kriss de Valnor, który jest tylko procą do wysnucia retrospekcji i od samego początku wiadomo jak się skończy. De Vita jest niezły pod warunkiem, że nie kopiuje Rosińskiego, ciekawy jestem jak poradził sobie w następnych tomach o Kriss de Valnor.
Scenarzysta: Yves Sente
Ilustrator: Giulio De Vita
Wydawca: Egmont
Seria: Thorgal: Kriss de Valnor
Format: 223 x 295
Liczba stron: 48
Oprawa: Twarda / Miękka
Druk: kolor










