Miracleman: Złota Era

Miracleman przebył długą drogę od Złotej Ery Komiksu (w której znany był jako Marvelman), przez powrót z niebytu dzięki alchemikowi komiksu Alanowi Moorowi (czy, ekhem, Pierwotnemu Scenarzyście), aż do kontynuacji przez samego mistrza opowieści Neila Gaimana. Z kolejnej otchłani tytuł został wyciągnięty przez Marvela, a za polskie wydanie odpowiedzialność wzięło wydawnictwo Mucha Comics. Miracleman: Złota Era (niemająca zbyt wiele wspólnego z wydawniczym okresem historycznym) oryginalnie wydana na początku lat 90., zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył Moore. W trzech tomach (u nas wydanych w jednym tomiszczu) koło zostało zatoczone, wyrywając bohatera z cudownego świata superbohaterów. Zbudowany zostaje inny, ale jednak w idei cudowny świat. Utopia bez wojen, głodu, biedy, na szczycie której stoi Miracleman.

Mistrz opowieści

Miracleman: Złota Era

Neil Gaiman za sprawą serii o Sandmanie zyskał światową sławę. Cykl o tkaczu snów stał się poligonem, na którym talent twórcy mógł się zarówno rozwinąć, jak i wyklarować. Scenarzysta szybko zrezygnował z więzów łączących Sandmana z uniwersum DC i posłał postać w nieskończoną podróż w miejscu i czasie, zahaczając zarówno o wydarzenia świata widzialnego, jak i niewidzialnego. Widoczne to jest zwłaszcza w tomach stanowiących zbiory opowiadań (Kraina Snów, Refleksje i przypowieści, czy Koniec Światów), w których linearna fabuła zostaje zastąpiona przez sieć epizodów, przy których Sandman zdaje się tylko przechadzać.

Ten sam duch unosi się nad komiksem Miracleman: Złota Era. Tytułowy superbohater śmiało można powiedzieć, nie jest głównym bohaterem opowieści. Otrzymujemy za to cykl, w którym narracja oddana została na rzecz mieszkańców idyllicznego świata. A sam Miracleman pojawia się sporadycznie, czuwając nad całością bardziej duchem niż ciałem. Ilustrator Mark Buckingham podąża za wizją, eksperymentując i zmieniając style. Wije się pomiędzy korzystaniem z realistycznej kreski i tej bardziej umownej. Przeskakuje z ciemnych, brudnych stron, na jasne strony książki dla dzieci. Ciężka praca w gąszczu kresek tuszu zostaje zastąpiona przez kreślenie kredą na czarnym papierze. Patrząc na całość, trudno uwierzyć, że że wszystkie strony wyszły spod pióra jednego twórcy. Dwóch szaleńców uzupełnia D’israeli, nadając światu barwy.

Miracleman: Złota Era – fantastyczny świat

Zamiast pchnąć fabułę na nowe tory, Neil Gaiman niczym turysta przechadza się po zakamarkach idyllicznego świata stworzonego przez Alana Moore’a. Mimo wskazania na popkulturowe odtwórstwo w pracach Andy’ego Warhola należy zaznaczyć, że Miracleman: Złota Era nie broni się jako samodzielne dzieło. Tom Gaimana i Buckinghama zrozumieć można tylko i wyłącznie przy znajomości wydarzeń z poprzednich tomów. Twórcy garściami korzystali z podwalin, które zostały im pozostawione. Znaleźć tu można zarówno postacie z drugiego, czy trzeciego planu, jak i wręcz przerysowane kadry z poprzednich zeszytów.

Miracleman: Złota Era

Podczas rozglądania się po powstałym świecie, odnajdujemy m.in. rzeszę umysłów, które niczym w idealnym matriksie nie są w stanie strawić utopii. Zbyt wiele szczęścia i lukru przyprawia ich o obłęd. Chcąc uszczęśliwić wszystkich, twórca wyprowadza dla nich zakamarki, w których mogą się schronić, tocząc takie życie, jakie znają. Na osobną adnotację zasługuje subkultura Batesowców, przypominających trochę skinheadów. Jednolity ubiór, fryzura, figurka ich mistrza Miracle Kida, który niedawno rozszarpywał Londyn, kończąc przebity przez metalową belkę. I nadzieja, że kiedyś powróci. Cud zostaje odwinięty z papierka i przed masową konsumpcją obejrzany z każdej strony. Co by było, gdyby superbohaterowie naprawdę chcieli zmienić świat, aby uchronić ludzkość od zła? Może wcale nic dobrego.

Grand Finale

Sieć się zaplata i podobnie jak w Paniach Łaskawych (przedostatnim tomie Sandmana) wszystkie nici krzyżują się w jednym miejscu. Jakie zakończenie przygotował Neil Gaiman? Otóż jest to balon. Owszem, kolorowy, wznosi się wysoko, przelatuje nad światem. Niestety w środku jest pusty. Podczas gdy zbiór opowieści czyta się świetnie, tak finał rozczarowuje. Pora, aby z balonu spuścić powietrze. Gdyby wydawnictwo Total Eclipse nie zbankrutowało w 1994 roku, pewnie w niedługim czasie otrzymalibyśmy przedruk Srebnej Ery, ale jest nadzieja. Skoro wygasło piekło prawniczych aspektów praw autorskich Miraclemana, pozostaje czekać aż Gaiman i Buckingham dokończą pracę zaczętą 25 lat temu. Oby tylko czekanie było tego warte.

Sylwester

Share This: