Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym! Tom 1

„Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym” to pierwszy tom jednej z serii pobocznych w uniwersum Thorgala. Według chronologii zaproponowanej przez Egmont, warto sięgnąć po ten album tuż po trzydziestym tomie głównej serii, czyli „Ja, Jolan”. I dobrze się składa, bo oba komiksy tworzą spójną całość – nie tylko fabularnie, ale też stylistycznie, za co odpowiada scenarzysta Yves Sente. Choć wiem, że w kolejnych tomach pałeczkę przejmą Xavier Dorison i Yann, na tym etapie serii naprawdę trudno przewidzieć, w którą stronę potoczy się historia, chociaż kilka nowszych tomów już zdążyłem przeczytać.

Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym

Dłuższy tom, płynniejsza narracja

Kriss de Valnor nie żyje. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. W finale tomu „Kriss de Valnor” zostaje w wąwozie, by osłaniać ucieczkę Thorgala i jego rodziny, a swoje ostatnie tchnienie wydaje poza kadrem. Yves Sente postanowił wrócić do tej niedopowiedzianej sceny i wypełnić białe plamy pozostawione przez Van Hamme’a – co wydaje się zupełnie naturalne. Przejście między scenarzystami przebiega płynnie, bez nagłego zerwania tonu czy kierunku. Już w „Ja, Jolan” Sente i Rosiński zaczęli eksplorować przeszłość Kriss de Valnor, choć jeszcze z perspektywy Aniela – jej niemego syna i zarazem syna Thorgala. W „Nie zapominam o niczym!” retrospekcja wychodzi z cienia i rozgrywa się w pełnym świetle, choć zanim cofniemy się w czasie, czytelnik otrzymuje jasny sygnał: ta historia dopiero się zaczyna.

Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym

A więc: Kriss żyje. Albo raczej – nie umarła definitywnie. Poświęcenie z finału „Ofiary” przyniosło jej coś więcej niż śmierć – szansę. Trafia przed sąd Walkirii, które w zgodzie z nordycką mitologią decydują, kto zasługuje na miejsce w Walhalli. Kriss, choć przez lata kierowała się egoizmem, zdradą i przemocą, dokonała aktu odwagi, który otwiera jej drogę do odkupienia. Czy na to zasłużyła? Sąd dopiero się rozpoczyna, a my – zamiast jednoznacznych odpowiedzi – dostajemy opowieść o dzieciństwie, którego Van Hamme nigdy nam nie pokazał. Sente wyciąga Kriss z cienia i pozwala nam posłuchać jej historii z zupełnie innej strony. I nawet jeśli wiem już, dokąd to wszystko zmierza, nadal czyta się to z dużym zainteresowaniem.

Ciekawość rośnie

Do rysowania nowej serii pobocznej zaproszono Giulio De Vitę, natomiast okładkę pierwszego tomu przygotował sam Grzegorz Rosiński. Co ciekawe, ilustracja ta to rozwinięcie jednego z kadrów z albumu „Ja, Jolan”, stanowiące symboliczne połączenie obu historii. Wewnątrz albumu włoski artysta prezentuje już swoją własną interpretację świata Thorgala – dynamiczną, wyrazistą, z nieco mocniejszym konturem i bardziej ekspresyjną mimiką postaci. Zatrudnienie nowego rysownika wydaje się posunięciem logicznym: główna seria mogła toczyć się dalej bez opóźnień, a jednocześnie uniwersum zyskiwało kolejne rozgałęzienie, które mogło żyć własnym rytmem.

Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym

Giulio De Vita, w przeciwieństwie do Rosińskiego z tamtego okresu, nie sięga po malarską technikę znaną z głównej serii. Jego rysunek pozostaje wierny tradycyjnemu obrysowi, bliższemu starszym tomom Thorgala. Nie jest to jednak krok wstecz – kontur uzupełniają nasycone, dobrze dobrane kolory, które nadają planszom lekkość i przejrzystość. Może nie ma tu rozmachu bezpośredniego koloru, ale całość prezentuje się estetycznie i nie odstaje jakością od głównego nurtu.

Stare dzieje, spodziewane i niespodziewane spotkania

Sente szczegółowo rozwija bolesną przeszłość Kriss de Valnor, mocno skupiając się na wątku rodzinnej i społecznej patologii. Działa to nieco usprawiedliwiająco – twardość jej charakteru, chłodne spojrzenie na rzeczywistość i impulsywne decyzje zaczynają nabierać sensu. W drugiej części opowieść skręca w stronę mrocznej baśni, której nie powstydziliby się nawet bracia Grimm. Okrutna księżniczka i jej makabryczna galeria lalek zahaczają o grozę i prowadzą czytelnika wprost ku rodzinnej tragedii.

Na scenę wkracza znany z tomu „Łucznicy” Sigwald — wierny towarzysz Kriss de Valnor. Sente ujawnia kulisy ich pierwszego spotkania, nadając tej relacji nowe znaczenie. Kadry, w których oboje siedzą przy ognisku, przywołują znajomy nastrój i mimowolnie kierują myśli w stronę wspomnianego tomu. To subtelne echo dawnych przygód wywołuje lekką melancholię i spaja nową historię z klasycznym Thorgalem.

Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym

Pojawia się jeszcze jedna znajoma twarz — i to zupełnie niespodziewanie. Spotkanie może lekko naciągane, ale nie całkiem nieprawdopodobne. W końcu Argun Drewniana Noga handlował swoimi towarami wędrującym kramem, więc kto wie? Może i rzeczywiście zetknął się kiedyś z Kriss, a pamięć o tym po prostu się zatarła. Nie będę ukrywać – poczułem się, jakbym zobaczył starego dobrego znajomego. Łysa głowa, ruda broda… miło było go znowu spotkać.

Czas na Jolana

„Thorgal. Kriss de Valnor. Nie zapominam o niczym!” to nieco dłuższy odcinek niż zwykle — G. De Vita przygotował aż 56 plansz. Fabuła wchodzi gładko, a brakujące elementy wskakują na swoje miejsce bez zgrzytu. Jestem naprawdę ciekaw, co wydarzy się dalej. Kriss swoją opowieścią odciąga trochę uwagę od syna, ale trudno mieć o to żal — to jedna z najmocniejszych postaci w całej serii. Już wkrótce sięgnę po „Tarczę Thora”, by sprawdzić, jak radzi sobie dalej Jolan.

Scenarzysta: Yves Sente

Ilustrator: Giulio De Vita

Tłumacz: Wojciech Birek

Wydawca: Egmont

Seria: Thorgal: Kriss de Valnor

Format: 225 x 295

Liczba stron: 48

Oprawa: Twarda

Druk: kolor

Share This: