Thorgal. Saga. Szron i ogień. Tom 4 – Nordycka saga w nowym, zaskakującym stylu
Jak głosi notka z tyłu komiksu: „wydawnictwo Lombard poprosiło o wykreowanie nowych przygód wzbogacających wielką sagę o słynnym wikingu” — czyli takich, które rozgrywają się gdzieś pomiędzy lub obok dotychczasowych tomów. Ilustracje do czwartego albumu stworzył David Etien. Różni artyści, różne style – i bardzo dobrze. A mimo to „Thorgal. Saga. Szron i ogień” wywołał spore zamieszanie, przede wszystkim ze względu na swoją graficzną odmienność.


Co w artykule?
Ewolucja postaci i zmiany artystyczne
Czy Thorgal powinien wyglądać dokładnie tak, jak narysował go Grzegorz Rosiński? To dobre pytanie — i nie mam na nie jednoznacznej odpowiedzi. Przecież sam Rosiński przez lata rysowania serii zmieniał swoje podejście do postaci: jego kreska ewoluowała, a sposób nakładania koloru przeszedł drogę od klasycznych technik aż do pełnego rozmachu malarskiego stylu z kolorem bezpośrednim.
W końcu obaj oryginalni twórcy udali się na emeryturę, ale Thorgal nie zaznał odpoczynku. Pojawili się nowi scenarzyści i rysownicy, zmieniający się z tomu na tom w ramach Sagi. Niemniej niepisaną zasadą pozostaje, że przygody Syna Gwiazd powinny być tworzone w stylu realistycznym — mimo że seria balansuje na pograniczu fantastyki i historycznych realiów. No i tu zaczynają się kontrowersje, bo Thorgal. Szron i ogień to album najbardziej odbiegający od dotychczasowej stylistyki. Czy to źle? To zależy.


Kontrowersje i nowa odsłona Thorgala
W uproszczonym postrzeganiu łatwo przyjąć, że im bardziej cartoonowa kreska, tym bardziej dziecinna treść — a rysowanie komiksów z patyczakami to już w ogóle obciach, bo jak tu wywołać zachwyt takimi środkami wyrazu? A jednak się da. Niemniej przyjrzyjmy się, co oferuje David Etien wspólnie z kolorystą Bruno Tattim. Już w pierwszym kadrze pojawiają się runy rozświetlające mrok utkany z gęstej pajęczyny kresek. Dalej widzimy łódź Thorgala, prującą fale niczym nieodbiegające od tych, do których przywykliśmy w klasycznych tomach — Thorgal wciąż porusza się po tych samych wodach. Ale wystarczy spojrzeć na chmury w tle, by dostrzec inne podejście. A gdy dochodzi do pierwszego zbliżenia na twarze, zmiana stylistyczna staje się już zupełnie oczywista.
No i chyba właśnie w tym tkwi największa „tragedia”: Thorgal wygląda jak postać z komiksu! A przecież — chciałoby się powiedzieć — Thorgal zawsze był postacią z komiksu. Czy można czytać ilustracje Etiena tak jak te z wcześniejszych tomów? Moim zdaniem — jak najbardziej. Nie burzy to dotychczasowego klimatu. Owszem, styl się różni, ale zdarzają się kadry — jak choćby ten z zamkiem — które spokojnie mogłyby znaleźć się w klasycznych odsłonach serii i nikt nie podniósłby brwi.


Choć nie można powiedzieć, że autorzy całkowicie zrezygnowali z żartów — to, co zrobili ze Strażniczką Kluczy, to jednak dość mocne zagranie na nosie wielbicieli tej postaci, dotąd emanującej czystym seksapilem. W zasadzie naga, czarnowłosa piękność z ogromną słabością do Thorgala zostaje tu zastąpiona przez… inną kobietę. I tylko ta słabość pozostaje niezmienna. To chyba jedyny moment, w którym miałem wrażenie, że autorzy chcą sobie ze mnie zakpić — choć być może zupełnie nieświadomie.
Fabuła mocno osadzona w nordyckich mitach
Najbardziej szkoda samej fabuły, bo Legrand i Djian wyciągają Thorgala — wracającego do domu, prawdopodobnie po etapie Shaigana — wprost z pokładu łodzi i rzucają go, wraz z towarzyszem, w ogromny wir wydarzeń, który ostatecznie prowadzi aż do Niflheimu. Thorgal. Szron i Ogień to album silnie zakorzeniony w nordyckiej mitologii, co zresztą uważni czytelnicy wychwycą już po tytule. Nad światem wisi groźba Ragnaroku, a by nie dopuścić do Wiecznej Zimy, Thorgal musi wyruszyć do Muspelheimu po ogień.
Całość można skwitować dość humorystycznie: autorzy postanowili naprawić fakt, że o Thorgalu nie da się zaśpiewać pieśni, w której występowałyby także smoki. No i cóż — po tym tomie już się da. Ale największe wrażenie robi klamra zamknięta na ostatniej planszy. Zupełnie się jej nie spodziewałem, choć — co zabawne — ją też można było wyczytać już z samego tytułu. W końcu oba żywioły, szron i ogień, odzwierciedlają nordyckie przekonanie o nietrwałości świata, który cyklicznie się odradza i niszczy. Cykl życia nie powinien zaskakiwać — a jednak opuściłem gardę i dostałem prosto między oczy.


Thorgal. Saga. Szron i ogień to album, który ma sporo do zaoferowania — nie tylko ze względu na podwójną objętość względem regularnych tomów. To komiks w nieco innym klimacie, choć pojawiają się w nim stałe elementy, a nawet nawiązania do wydarzeń z pierwszych trzech tomów (co dla miłośników serii może irytujące, bo jednak przypomina o innym stylu ilustracji). Właściwie jednak nie ma przymusu, by czytać nowe odcinki, zwłaszcza te spoza głównej serii. Komiks wciąż pozostaje bardzo szerokim medium, pełnym różnorodności i kolorów. Poznanie czegoś innego, spoza dobrze znanego menu, może okazać się odkryciem zupełnie nowego smaku.
Scenarzysta: Jean-Blaise Djian, Olivier Legrand
Ilustrator: David Etien
Kolory: Bruno Tatti
Tłumacz: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont
Seria: Thorgal
Format: 21.5×29.0cm
Liczba stron: 96
Oprawa: Miękka / Twarda
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo