Murdervale
„Murdervale” to horror psychologiczny, którego osią jest wiedźma. Klasyk, od razu kojarzy mi się „Blair Witch Project”, zwłaszcza że pojawia się paczka dzieciaków z kamerą, która zmierza do opuszczonego domu. Tylko że głównym bohaterem jest mężczyzna w średnim wieku, przeżywający wypalenie i w związku, i zawodowe. To w sumie może i nawet lepiej.


Co w artykule?
Aż strach się bać
Fascynację horrorami mam dawno za sobą, prawdopodobnie przerobiłem ich za dużo jako nastolatek. Czasem zdarzy mi się przeczytać jakiś komiks grozy, a zdarzają się całkiem niezłe historie, jak choćby, żeby daleko nie szukać, „Dewiant” ze scenariuszem Tyniona IV (więcej tu – klik). „Murdervale” niestety do największych dzieł ani nawet mocnych średniaków nie dołączy. Owszem, Vicente Cifuentes miał kilka niezłych pomysłów, choćby wyprowadzenie fabuły ze współczesnych problemów społecznych. Sięgnął też do klasycznych elementów grozy, jak opuszczony dom czy opowieści o wiedźmach, które w tajemniczy sposób nadal unoszą się w powietrzu i podtrzymywane są przez lokalną ludność. Ale brakuje tej historii przemyślenia i realizacji.


Pierwsze strony noszą znamiona szkicowości. Kontur w jakiś sposób wybija przed kolor i pokazuje, że artysta mógł nad nim jeszcze trochę popracować. Owszem, niby fajnie wyglądają kadry z perspektywą w rybim oku, ale odnosi się wrażenie, jakby Cifuentes przerysował plansze na szybko. Później jest już dużo lepiej, zwłaszcza przy ciężkich stronach zalanych czernią i czerwienią. Zbudowanie aury tajemniczości, lekko obleczonej mgłą, zwyczajnie się nie udało.
Problemy społeczne, które mogą zainteresować
Niemniej rysunki komiksu nie przekreślają. Przecież jak ktoś chce i umie, potrafi zbudować klimat i złapać czytelnika za twarz kilkoma kreseczkami. „Murdervale” to tak naprawdę zbiór połączonych ze sobą, ale jednak odrębnych historii o porzuconym przez Boga i ludzi miasteczku. Spokojnie można wyróżnić trzy historie. Najpierw Victor zabiera Sarę w podróż, aby odpocząć od pracy i zostawić w tyle problemy małżeńskie. Później wracają do miasteczka, by ratować córkę, a na scenę wchodzi pisarz szukający tematu na książkę, z którym akurat przebywa córka, na co dzień mieszkająca z matką. Na koniec wszyscy wracają do Murdervale jeszcze raz, by finalnie powstrzymać wiedźmę. Mogłyby być z tego trzy części komiksu? Jak najbardziej.


Niestety sztucznie wypada pokazywanie problemów. Najpierw kłótnie Victora i Sary. Później rozmowy z rozpieszczoną córką. A szkoda, bo warstwa obyczajowa mogłaby pociągnąć fabułę, a tak ledwo pojawia się na horyzoncie zainteresowania i rozczarowuje, bo nikt tak się do siebie nie odzywa. No i umówmy się. Ktoś, kto szuka odpoczynku, raczej nie pojedzie do miasteczka, które ma w nazwie „morderstwo”. A no i żona, która chce, aby jej mąż doszedł do siebie, nie wpada na pomysł, aby udawać, że się topi. To tak, jakby ktoś z kłopotami z błędnikiem wybrał się na weekend do Energylandii. Zresztą nad tytułem też Cifuentes mógłby popracować, choć może chciał w tytule złożyć obietnicę równą „Teksańskiej Masakrze Piłą Łańcuchową”. Choć znowu jatki tutaj nie ma, więc raczej nie.
Motywy, które działają na wyobraźnię
Potencjał w tej opowieści jest całkiem duży. Jest opuszczone miasteczko, kilku dziwnie zachowujących się mieszkańców. Spodobał mi się zwłaszcza motyw lustra, w którym zobaczyć można było coś więcej niż odbicie własnej twarzy, a ślady na nim pozostawiali też inni, nie tylko ci, którzy obok niego przechodzili. No i jeszcze później okazało się, że odwraca tylko uwagę.


Cifuentes zgrabnie też opowiada o wiedźmie, wodząc czytelnika za nos i wskazując, już raczej zwyczajowo, że ludzie boją się tego, czego nie znają. Czasem urządzają polowania na czarownice i oskarżają o czary tych, którzy odstają od przyjętych norm i standardów. Kopiąc dalej po wątkach, jest też nieśmiertelność i odmładzanie krwią, ale znowu pojawiają się elementy oniryczne. W kilku momentach może się zdawać, że lekarstwa, które zaczyna brać Victor „na szajbę”, wywołują halucynacje, więc może to wszystko sobie wymyślił.
Jest niby uchylona furtka na ewentualną kontynuację, ale ja bym chyba wolał, aby Cifuentes napisał „Murdervale” od nowa. Aha, w środku znajdziecie absolutnie fenomenalną planszę wykonaną tuszem, podpisaną „after Bernie Wrightson”. No cudna, wiadomo, że twórca Potwora z Bagien był nazywany mistrzem grozy nie przez przypadek.
Scenarzysta: Vicente Cifuentes
Ilustrator: Vicente Cifuentes
Tłumacz: Mikołaj Sobolewski
Wydawca: Elemental
Seria: Murdervale
Format: 190×256 mm
Liczba stron: 160
Oprawa: Twarda
Druk: kolor
Papier: kredowy
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo










