Pamiętniki Wisienki. Ostatni z pięciu skarbów. Tom 3
Nie ma co się czarować, należę do ludzi, którzy uwielbiają klimat świąt. Niestety z czasem, zamiast zanikać, to się tylko pogłębia. Może kobiecie po trzydziestce nie przystoi, ale ja bym chodziła w swetrze w renifery cały grudzień i cały styczeń. Nikt nie jest idealny! A jak słyszę po Nowym Roku, że ktoś ma dość świąt, to odzywa się we mnie chęć mordu. Ta sama, która w południe 26 grudnia, kiedy słyszę po raz pierwszy (ale nie ostatni) „święta, święta i po świętach”. Często świąteczne pozycje zostawiam sobie na połowę stycznia, żeby maksymalnie przedłużyć ten klimat, to ciepło w serduchu i pokój w głowie. Tak tez było tym razem. Na tapet wzięłam naszą stara znajomą, kapryśną Wisienkę.
Dalej będziesz mnie wkurzać…?
Pamiętacie, kiedy ostatnio byliśmy z wizytą u Wisienki? Strasznie, ale to potwornie grała mi na nerwach! Tym razem już na samym początku, pisząc list do św. Mikołaja, przedstawia się jako ta, która wtrąca się w życie innych. No przez grzeczność nie zaprzeczę! Cenię jak nazywa się rzeczy po imieniu, więc za to ma u mnie plusa. Wisienka jest już gimnazjalistką. Ten fakt sprawia, że biorę poprawkę na najgłupszy okres w życiu młodego człowieka i mam większą tolerancję na ewentualne głupotki, które może odstawić moja wiśniowa koleżanka. Oprócz tego pannica potrzebuje pomysłu na superprezent dla mamy i… zaklęcia, które powstrzymałoby dorastanie. Sama z chęcią bym się takim poratowała, ale to se ne vrati. Jak jej poszło? Czy Mikołaj pomógł? I przede wszystkim: czy Wisienka przestała być tym nieznośnym dzieciakiem, który mnie tak irytował?
Po nitce do kłębka
Tym razem cała opowieść skupia się na śledztwie, które prowadzi trio dziewcząt, które poznałyśmy już w poprzednim tomie (o którym więcej TU). Ale tym razem jest zupełnie inaczej. Nie wiem czy to klimat świąt, który tak uwielbiam, uśpił moją krytykę i sprawił, że byłam bardziej wyrozumiała, ale ta historia naprawdę mnie wciągnęła. Zaczyna się od wizyty u introligatorki. Czyż to nie cudowne, że wprowadzono do komiksu ten zapomniany, a jakże ważny zawód? Okazuje się, że to rodzinny biznes, który po śmierci ojca przejęła córka. I potem dzieje się magia! Dziewczynki, wściubiając oczywiście nos w nieswoje sprawy, odnajdują niebezpośrednią wiadomość z zaświatów. Pierwszy skarb, który odpowiednio przekazany ma doprowadzić nasze małe detektywki (och, jak ten feminiatyw paskudnie brzmi!) do kolejnych skarbów. A wszystkich ich (skarbów, nie dziewczynek) ma być pięć. To co dzieje się po drodze, składa się na piękną opowieść o przeszłości, o ludziach, którzy mogą wrócić do naszego życia w najmniej oczekiwanym momencie, o wspomnieniach i o tym, że nigdy nie jest za późno, by pokonać duchy przeszłości.
Sięgnij po przeszłość by odczarować przyszłość
Śmiejcie się do woli ze starej, sentymentalnej baby, ale ja to kupuję! Wszystko razem i każdy wątek z osobna! Byłam na początku bojowo nastawiona, ale po kolei dopadały mnie rzeczy, które sprawiały, że miękłam… Najpierw ta introligatorka. W czasach, kiedy mało kto wie kto to taki, kiedy łatwiej przychodzi nam wyrzucenie starej rzeczy niż jej naprawa, ta wzmianka to naprawdę czyste złoto! Potem te wszystkie osoby z przeszłości, każda z nich trąca inną strunę w tej biednej, nieuleczonej z bólu dzieciństwa kobiecie. Absolutnie poruszające! O przepisie na ciastka nawet nie wspomnę. Ale jak zobaczyłam koszulkę koszykarską Lakersów, koszulkę, na której widniał numer 24, to, nawet jeśli to nieprawda, bo pewnie to nie prawda, to odebrałam to jako hołd dla zmarłego przed rokiem (sic!) Kobe’ego Bryanta. Do tej mieszanki dorzućcie klimat świąt, ciepłe, kojące barwy i ja jestem ugotowana.
Karo
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.