Pingwin i inne opowieści – Biblioteka Polskiego Komiksu Niezależnego
Pingwin i inne opowieści otwiera nową serię Wydawnictwa Granda. Biblioteka Polskiego Komiksu Niezależnego to zacny sposób, żeby, po pierwsze, zainteresować rodaków pracami spoza grona najbardziej znanych, a po drugie, żeby tym pracom nie dać zginąć w odmętach zinowej historii. Szymon Kaźmierczak jako pierwszy pojawił się pod tym nowo wykonanym szyldem i zdecydowanie nie powinien narzekać. Album prezentuje się bardzo dobrze, ale elegancka oprawa nie przysłania undergroundowego sznytu. W środku twórczość pokazana przekrojowo, można porównać ze sobą komiksiki (nomenklatura Kaźmierczaka) nabazgrane niedbale, typowo zinowo, z tymi dopieszczonymi, pokolorowanymi, technicznie bardziej wymagającymi od autora, ale wciąż niezależnymi. Łatwo wywnioskować co nieco na temat potencjału mniej znanych twórców.
Pingwin i inne opowieści – zawartość
Autor skrobnął krótki wstęp, co by nas zorientować w temacie swoich prac. Pierwszą z nich jest tytułowy Pingwin, przyjemny dla oka, bajkowy komiks kolorowany akwarelami. Po dwóch latach przerwy powstała jego druga część i to ona zamyka album Kaźmierczaka. Zabieg doceniam, bo nadaje wspólny mianownik dla całości. Później dostajemy po mordzie typowymi, ordynarnymi zinowymi humoreskami. Celowo chyba pomiędzy nimi umieszczono dwie historie na wyższym graficznie poziomie, żeby łatwiej było strawić piwniczną formę pozostałych. Szczególnie ważna sprawa jeśli ktoś po raz pierwszy obcuje z komiksem niezależnym, łatwo się wtedy zrazić przez błahą tematykę, prowizoryczne rysunki i specyficzny język, a tak czytelnik liźnie nieco tego klimatu, ale nie utonie w “brudzie”. Pingwin i inne opowieści to łącznie sześć komiksów, połowa w kolorze, połowa w czerni i bieli. Jak sam autor przyznał, nie jest to monografia, ale wycinek wystarczająco reprezentatywny dla ogółu twórczości. Sporo rubasznego humoru, celowych błędów w pisowni, żarty o fekaliach, ale też nieco artyzmu przy użyciu akwareli i w jednym przypadku w kadrowaniu. Ciekawy komentarz na temat absolwentów szkół plastycznych, historia o niespodziewanych skutkach odchudzania psów, odsłonięcie tajemnicy woodstockowych nieczystości i nie tylko. Potwory i ludzie, przedostatnia praca, to zbiór rysunków pojedynczych postaci, spośród których nie wszystkie wyglądają do końca ludzko. Enigmatyczne i podatne zapewne na różne interpretacje. Druga część Pingwina, zostawiona na domknięcie, kończy się nieco psychodelicznie, nieco nostalgicznie, ale zasadniczo (chyba) pozytywnie. Mógłbym się przyczepić do rozmiaru tego komiksu, bo szkoda, że kolorowe prace są takie malutkie, ale z drugiej strony dla tych czarno-białych to w sam raz, przy większym formacie byłyby absurdalnie wielkie.
Co to w zasadzie jest ten komiks niezależny?
Jeśli ktoś nigdy nie czytał zinów, Pingwin i inne opowieści to dość reprezentatywny przykład nie tylko dla dorobku Kaźmierczaka, ale ogółem dla komiksu niezależnego. Proponuję ten album potraktować jako ciekawostkę, poszerzacz horyzontów i śmiało postawić pomiędzy tomiszczami, których grzbiety zdobią znane nazwiska. Czym będzie się różnił? Gdzie jest granica pomiędzy komiksem niezależnym, a tym wydawanym przez znane oficyny? Po tej bardziej nabazgranej części prac z wnętrza Pingwina łatwo pochopnie wywnioskować, że różnica jest w warsztacie artysty, że underground w poważaniu ma jakość warstwy rysunkowej, ale przecież jest mnóstwo uznanych artystów, którzy celowo nie komplikują nic graficznie, np. Śledziński, Leśniak, Prosiak. Ha, oni właśnie zaczynali od komiksu niezależnego, po prostu ich styl jest teraz szerzej znany. Skoro zatem sedno nie leży w rysunku, może chodzi o scenariusz, Pingwin i inne opowieści prezentuje kilka naprawdę banalnych. Najlepszym przykładem na obalenie tej hipotezy, jaki mam pod ręką, jest Tetrastych Mateusza Skutnika. Fantastyczny twórca, znany głównie ze swoich prac robionych akwarelą, więc graficznie na poziomie, ale ten album to zbiór jednoplanszowych żartów komiksowych, zupełnie jak w zinach. Nie chodzi więc o umiejętności, dobór formy, czy tematu. Komiks niezależny nie jest komiksem niższych lotów, tylko niższej popularności, że tak skwituję, ignorując precyzję definicji.
Warto szukać nowych artystów
Kiedy odkrywasz nowego twórcę, którego prace Ci się podobają, co za różnica, czy jest on szerzej znany? Właśnie masz nową, przyjemną dla siebie lekturę i potencjalnie więcej podobnych, więc punkt dla Ciebie. Jedyny problem jest taki, że trudno trafić na tych niszowych, niezależnych artystów. Pingwin i inne opowieści podsuwa Ci do sprawdzenia twórcę, którego najprawdopodobniej jeszcze nie znasz, ale być może Ci podejdzie. Mnie podpasowały późniejsze prace Kaźmierczaka, do akwareli mam słabość i łykam tego sporo, cieszę się więc, że znalazłem kolejną osobę malującą komiksy w ten sposób. Poza tym pośmiane, owszem, ale poza parodią Strażników dla mnie bez szału. Nie zmienia to jednak faktu, że mam ochotę na Przemianę, komiks Kaźmierczaka wydany w 2016 roku, który wcześniej mi umknął, być może dlatego, że nazwisko nie było zbyt znane. O to właśnie w tym chodzi, Biblioteka Polskiego Komiksu Niezależnego powinna oddziaływać w ten sposób. Ja znalazłem nowego artystę malującego akwarelami, a ktoś być może uświadomi sobie, że rysownik bazgrzący absurdalne humoreski jest w stanie dać też popis techniczny. Sam w odmętach zinów odkryłem rewelacyjne prace Cabały, Ciszaka, czy Ponomarewa. Każdy z wielkich artystów kiedyś zaczynał, zatem kto wie, może seria wydłubie nam spod ziemi polskiego Roberta Crumba, o którym mało kto wcześniej słyszał? Trzymam mocno oba kciuki!
Dziękuję Wydawnictwu Granda za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Kondej