Daredevil #176 – a jaki komiks wydano w Twoje urodziny?
Dzień urodzin zawsze wprowadza mnie w depresyjny nastrój. Może dlatego, że przyszedłem na świat w listopadzie, gdy obumiera przyroda, dzień jest krótki i szybko robi się ciemno. Długie wieczory sprawiają, że często zaglądam w czarną pustkę, a ona odwzajemnia czasem spojrzenie. Drugi powód to upływający czas, który też nie wywołuje u mnie entuzjazmu. Właśnie minął kolejny rok, przybliżyłem się nieco do swojego końca, licznik tyka i trzyma w tajemnicy liczbę pozostałych dni. W tym roku postanowiłem nieco poprawić sobie nastrój. Jakiś czas temu trafiło mnie na którejś komiksowej grupie pytanie, „jaki komiks został wydany w Twoje urodziny?”. Bardzo mi się to spodobało, stwierdziłem od razu, że jest to doskonały sposób na spędzenie swojej rocznicy przyjścia na świat. Jednym z zeszytów tak starych jak ja jest 176. numer serii Daredevil. Mój tegoroczny urodzinowy komiks (w przyszłym roku może będzie inny).
Dlaczego Daredevil? Ma to oczywiście podłoże melancholijnie, choć nie był to bohater, który często pojawiał się w polskich wydaniach komiksów Marvela w latach 90. Wyraźniej to pojawił się tylko w Mega Marvelu 2/1995, choć zaliczył z jeden występ gościnny. Co prawda, za dzieciaka najczęściej czytywałem The Amazing Spider-Man, ale to ten komiks z Daredevilem wrył mi się najmocniej w pamięć. Pająki w końcu mi się przejadły, a przez rozwleczone kluchy w Maximum Carnage nie mogłem długo patrzeć na komiksy z Peterem Parkerem. Nawet nie dotrwałem do niesławnej Sagi Klonów. Tymczasem odświeżona w 1993 roku geneza Człowieka Bez Strachu, napisana przez Franka Millera i zilustrowana przez JR JR-a z jego najlepszego okresu, raziła klimatem, świeżością i nie pozwalała o sobie zapomnieć. Sytuację potęgował fakt, że chciało się więcej, a nie było. Nikt mi nie mógł przywieźć zeszytów z zagranicy. Co prawda TM-Semic zapowiedział jeszcze Fall From Grace, ale na planach (na szczęście) się skończyło. Nic nie popsuło mi obrazu Daredevila, komiksu idealnego.
Po latach, pierwsze co zrobiłem, gdy nauczyłem się używać eBay’a i PayPal’a, to kupno wydań zbiorczych zza granicy. Przyszło mi zweryfikować inne tytuły Franka Millera. Dowiedziałem się, co go tak ciągnęło do Daredevila, a okazało się, że wiąże się to z jego początkami w Marvelu. Po narysowaniu dwóch zeszytów Peter Parker, The Spectacular Spider-Man (pajęczej serii odpryskowej) z gościnnym występem Matta Mardocka, objął stołek głównego rysownika serii o obrońcy Hell’s Kitchen. Po długim okresie pracy nad miesięcznikiem wracał do Daredevila, aby dokręcić shorty (w tym wspomnianą odświeżoną genezę w Man Without Fear). Obracamy kołowrotkiem czasu dalej, do listopada 1981 roku.
Frank Miller objął pełne panowanie nad serią, począwszy od zeszytu #168 i od razu przedstawił czytelnikom Elektrę Natchios, piękną i niebezpieczną, dotąd nieznaną, pierwszą miłość Matta Mardocka. W 176. numerze Daredevil ma spore kłopoty, jego radar zaczął szwankować po tym jak ogłuszono go wybuchem bomby. Zaczynają się poszukiwania Stick’a (pierwsze pojawienie), mentora obrońcy Hell’s Kitchen, który jako jedyny może pomóc bohaterowi. Za Mattem ruszają jeszcze Elektra, śledzona przez Kirigiego (napakowanego ninję Dłoni), Turk (drobny rzezimieszek, który z przyjemnością chciałby wykorzystać jego niedyspozycyjność) oraz Heathen (jego dziewczyna).
Tuż przed konkluzją i finalną bitwą, każda z postaci wpada do Pike’a z prośbą o wyjawienie miejsca przebywania Stick’a i przy okazji każdy z nich nieco demoluje mieszkanie gospodarza. Mimo ogólnego depresyjnego klimatu panującego w tym zeszycie, związanego z dezorientacją bohatera i niemijającym zachmurzeniem, w tym miejscu trudno się nie uśmiechnąć. Frank Miller wyraźnie miesza nastroje, tak aby zbyt nie przytłaczać czytelnika i wychodzi mu to bardzo dobrze. A na końcu? Elektra ściera się z Kirigim i popisuje się bezwzględnością i morderczą precyzją. Kirigi staje w płomieniach i ginie. Pozostaje nieżywy jak to w Marvelu, do następnego pojawienia się.
Listopadowy zeszyt z 1981 roku, czyli Daredevil #176, możecie przeczytać w egmontowym Daredevil. Frank Miller Tom 2 (zajrzyjcie TU), zawierającym moje ulubione momenty runu twórcy Elektry. Dla wielbicieli Człowieka Bez Strachu jest to jazda obowiązkowa, miło wiedzieć, że jeden z zeszytów jest tak stary jak ja. Zwłaszcza, że jest to bardzo przyjemny komiks, idealnie zgrywający się z moim typowym, urodzinowym nastrojem. Zajrzyjcie też TU, by poznać więcej historii o Człowieku bez Strachu. Podzielcie się w komentarzach, jaki komiks został wydany w Wasze urodziny!
Sylwester