Rogue Sun. Hellbent. Tom 2 – nowy bohater, znajome motywy
„Rogue Sun. Hellbent” to kontynuacja historii Dylana – nastolatka, który niedawno został superbohaterem. Brzmi znajomo, prawda? Na szczęście jego kostium nie ma nic wspólnego z pająkami. Zbroja Rogue Suna plasuje się gdzieś między Iron Manem a Ghost Riderem – jeśli ktoś potrzebuje punktu odniesienia – dopóki bohater nie wypracuje własnej rozpoznawalności.


Co w artykule?
Niegrzeczny chłopiec w pelerynie
Te klasyczne schematy – po uaktualnieniu do współczesnych realiów – wciąż potrafią działać całkiem nieźle. Choć Dylan Siegel to raczej przeciwieństwo Petera Parkera. Żaden z niego spokojny kujon – to raczej typowy dupek. Wymusza odrabianie lekcji, zamyka kolegów w szafkach i inne tego typu nadużycia. Wychowywał się bez ojca, ale… czy to naprawdę jest jakieś usprawiedliwienie?
Można przecież dorastać pod okiem ciotki i wyrosnąć na porządnego gościa – przynajmniej tak sugerują stare komiksy. W przypadku Rogue Suna jest jednak inaczej. Jego zbroja to nie high-tech à la Stark, tylko raczej magia i duchy. Dosłownie. W środku siedzą poprzedni nosiciele, w tym… ojciec Dylana. Tyle że ostatnio syn kazał mu zamknąć dziób i się więcej do niego nie odzywać.


Gra paragrafowa, zamiast przerywnika
Drugi tom zaczyna się dość nietypowo — choć jednozeszytowe przerywniki to nic nowego, tym razem dostajemy coś bliskiego grze paragrafowej. Po krótkim wstępie czytelnik sam wybiera, co dalej się wydarzy, przeskakując między stronami zgodnie z dokonanym wyborem. Do pokonania są dwaj przeciwnicy, z których jeden nie gra fair. Brzmi fajnie? Jasne, zwłaszcza że lubię ten mechanizm. Tyle że nie jest to typowa gra paragrafowa — nie wystarczy tu tylko podejmować decyzję i liczyć na szczęście. Trzeba jeszcze uważnie posłuchać Dylana z początku zeszytu. Granie według schematu dąży do pętli bez wyjścia.
Relacje ojcowskie nadal w grze
Choć ojciec Dylana zamilkł, wątek relacji ojcowskiej wciąż pozostaje w grze — tyle że sączy się teraz z innego źródła. Klasycznej, chłodnej zemsty. Pewność siebie Dylana i jego nonszalancka postawa szybko zostają wystawione na próbę, gdy na scenie pojawia się tytułowy Hellbent — brutalny, wyrachowany, doskonale świadomy tego, co chce osiągnąć. Rogue wpada w poważne tarapaty.


Bardzo podoba mi się ta zabawa formą — umyślne sterowanie medium komiksowym. W momentach, gdy akcja przenosi się do Ptaszarni, układ kadrów obraca się o 90 stopni. Jeśli czytaliście kiedyś crossover Spider-Mana z X-Force, to wiecie, o co chodzi. Taki zabieg dodaje dynamiki, rozmachu i dobrze symuluje przejście do innego wymiaru. Jasne, jeśli ktoś nie lubi kręcić komiksem jak kierownicą, może się skrzywić — dla mnie to jednak bardzo miły smaczek.
Gorzki finał i lekcja dorosłości
Bardzo miło wypadają też żarty z klasycznych superbohaterskich klisz związanych z alter ego. Prowadzenie historii na dwóch poziomach — życia codziennego i superbohaterskiego — jak zwykle działa, ale czasem trudno przełknąć, że nikt ze znajomych nie kapuje, że ich najlepszy kumpel to właśnie ten nowy superbohater, który zjawia się dokładnie chwilę po tym, jak tamten „poszedł po pomoc”. Dylan może i nie wybiera się na bal licealny, ale Rogue Sun? Jak najbardziej.


I wtedy pada tekst w stylu: „Ej, uczniaku, którego pierwszy raz widzę na oczy, ale który wydaje się odpowiedzialnym gościem!” — HA! HA! — oplułem komiks. No przecież absolutnie nikt by się nie zorientował, nie? Pojedynek jednak jest na serio i kończy się dramatem, który świetnie podsumowuje zdanie: „Czasem ratujesz ludzi, a innym razem tracisz tych, na których ci zależy.” Dylan robi duży krok w stronę dorosłości — i co ważne, to nie on narzuca tempo. Bo jemu samemu wcale się do dorosłości nie spieszy. Problem do rozwiązania na następny tom – nie przekazuj nierozważnie kontroli nad własnym ciałem.
„Rogue Sun. Hellbent” zrobił na mnie mniejsze wrażenie niż pierwszy tom (o nim więcej tu – klik), ale nadal prezentuje się jako ciekawa alternatywa dla komiksowych molochów, które Marvel czy DC ciągną od dekad. Massive-Verse, którego częścią jest Rogue Sun, to próba wpuszczenia świeżego powietrza w skostniałą superbohaterską formułę — i trzeba przyznać, że w dużej mierze się to udaje. Choć przynajmniej w tym tomie na wielką rewolucję nie ma co liczyć.
Scenarzysta: Ryan Parrott
Rysunki: Abel, Marco Renna, Zé Carlos
Tłumacz: Anna Sznajder
Wydawca: Non Stop Comics
Seria: Rogue Sun
Druk: Kolor
Oprawa: Miękka
Format: 170×260 mm
Liczba Stron: 160
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo