Dziś przyglądamy się pierwszemu albumowi serii Authority. Krąg z wydawnictwa Wildstorm (obecnie część DC Comics), wydanym przez Manzoku. Historia rozpoczyna się od zmasowanego ataku na metropolie świata, jak Moskwa i Londyn, przez tajemnicze, metahumanistyczne postacie. Każda z nich jest obdarzona nadludzkimi mocami, czarnymi włosami i tajemniczym znakiem na piersi. W momencie, gdy nikt nie może ich powstrzymać, z przestrzeni międzywymiarowej wyłania się grupa superbohaterów, gotowa stawić czoła zagrożeniu. Co wyróżnia Authority spośród innych serii? Dowiedz się więcej w naszej recenzji.
Ale właśnie. Co to za bohaterowie. Kreacje postaci w Authority są genialne (o części z nich można czytać w Stormwatch, m.in. w DC NEW 52!). W skład grupy wchodzą:
– Jenny Sparks, duch XX wieku, niemal stuletnia kobieta, obdarzona mocami związanymi z elektrycznością, przywódczyni grupy;
– Jack Hawksmoor – król miast, zmodyfikowany człowiek, mający możliwość KOMUNIKACJI Z KAŻDYM Z MIAST (!), epic abilitka
– Engineer – kobieta cyborg, korzystająca z nanotechnologii, mająca ogromne możliwości tworzenia i manipulowania przedmiotami;
– Doctor – potężny czarodziej, potrafiący komunikować się przodkami, a prywatnie duński ćpun;
– Swift – ewidentnie najsłabsza i najnudniejsza postać, łowczyni, przypominająca harpię lub kto woli Hawkwoman… nuda!
– Apollo – „bóg słońca”, moce identyczne jak u supermana… siła, latanie, sranie w banie i lasery z oczu, szału nie ma, ale zjadliwe
– Midnighter – wyobraź sobie Batmana… tylko bez kręgosłupa moralnego i jeszcze bardziej brutalnego, tak – to właśnie Midnighter! Mówiąc o postaciach przyczepię się jeszcze do jednego. Apollo i Midnighter to geje. Są „parą”. Co jest cholernie sztuczne, bo to psychol plus człowiek słońce, a prywatnie wieje od nich cukrem. Niektórzy uważają, że to parodia Supermana i Batmana, oraz że to celowe odwołanie do podejrzeń o homoseksualizm superbohaterów.
Jeśli chodzi o twórców tego dzieła, to za scenariusz odpowiada Warren Ellis, znany z prac nad Hellblazerem (Constantine) czy Iron Man: Extremis (patrz III tom WKKM). Człowiek ze sporym dorobkiem twórczym, wielokrotnie nagradzany. Kreska została pociągnięta ręką Bryana Hitcha, tego samego, który rysował The Ultimates, czyli avengersów w wersji świata Ultimate.
Co do polskiego wydania. Otrzymujemy 100 stron, za niecałe 30 zł. Niestety w bardzo miękkiej oprawie. Cena za jakość jak najbardziej przyzwoita i jeśli chcesz się oderwać od mścicieli lub ligi sprawiedliwych, zajrzyj. Do tej pory zostały wydane 4 tomy (wszystkie w tej samej cenie), a najbardziej do gustu przypadły mi „Statki Albionu”, czyli drugi album. Swoją drogą można je nabyć w leclercowym Kulturomaniaku. Nic, tylko czytać.