Hawkeye – Moje życie to walka

Hawkeye – Moje życie to walka okładkaKomiksy superbohaterskie przez długi czas ukazywały czytelnikom naiwną wizję czarno-białego świata. Bohaterowie byli dobrzy, czyści, niemal idealni, a ich antagoniści źli, nikczemni i podli. Miało na to wpływ wiele czynników, między innymi niesławny Comics Code Authority. Dopiero po pewnym przełomie, scenarzyści zaczęli nadawać światu barwy szarości. Bohaterowie okazali się być zwykłymi ludźmi, którzy mają swoje wady i słabości. Ich antagoniści często też ukazywali pozytywne cechy, krótko mówiąc, świat przestał być czarno-biały. Jak to zwykle bywa, niektóre komiksy ukazują to lepiej, inne gorzej albo wcale. Dziś pomówimy o komiksie, który w tej dziedzinie moim zdaniem jest bliski ideału. Przed Wami Hawkeye – Moje życie to walka.

Matt Fraction podjął się trudnego zadania, ale spełnił je wyśmienicie. O trudności stanowi fakt, że tytułowy bohater raczej nie jest ulubionym bohaterem ze świata Marvela. Jako zwykły człowiek, który co prawda mistrzowsko posługuje się łukiem, Clint Burton jest jednym z najsłabszych członków Avengers (na równi z Black Widow). W moim odczuciu zawsze był spychany na drugi plan, a w komiksach, w których występował, zazwyczaj grał drugie skrzypce. Krótko mówiąc „Nie wygląda to dobrze”.

Zadanie napisania solowej historii o bohaterze, którego próżno porównywać pod kątem popularności z takimi tuzami Marvela jak np. Spider-Man, Wolverine czy Iron Man było trudne, ale nie niewykonalne. Udowodnił to Fraction swoim dziełem i jestem przekonany, że słowo „dzieło” jest odpowiednim określeniem dla jego pracy. Otrzymujemy bowiem bardzo dojrzałą, ambitną i wciągającą historię, w której wszystko zdaje się grać i idealnie do siebie pasować. Sama postać Hawkeye`a z marginalnego członka Avengers urasta do głównego bohatera z pierwszego zdarzenia. Scenarzysta, zamiast tworzyć kolejny wtórny scenariusz o superbohaterskiej nawalance, zaserwował nam kilka ciekawych historii, pozornie tylko luźno ze sobą powiązanych, które skupiają się na tym, co do tej pory było pomijane w opowieściach o Clincie Burtonie. Na jego charakterze. W komiksie Hawkeye – Moje życie to walka poznajemy łucznika z zupełnie nowej strony. To właśnie świeże podejście do tej postaci stanowi główną wartość tego komiksu.

Hawkeye - kadr z komiksu

„Nie wygląda to dobrze”

Fraction serwuje nam pełną gamę wrażeń. Od poruszających scen ukazujących Burtona jako troskliwego sąsiada, przez skomplikowany wątek romantyczny, aż po typowe dla superohaterszczyzny sceny akcji. Wisienką na torcie są w tym przypadku mało dokładne, szarpane rysunki Davida Aja.

Dlaczego mało dokładne i szarpane rysunki uważam za wisienkę na torcie? Dlatego, że takie właśnie mało efektowe, cartoonowe rysunkiPlansza z komiksu Hawkeye – Moje życie to walka wprost idealnie pasują do komiksu, którego głównym zadaniem było ukazanie tej mniej epickiej strony życia jednego z Avengers. Aja swoimi rysunkami świetnie oddał charakter i ducha tej opowieści. Na osobną pochwałę moim zdaniem zasługuje również nietypowy układ kadrów, dzięki któremu narracja obrazem w tym komiksie może być przykładem dla początkujących rysowników. Drugim aspektem, który chcę szczególnie podkreślić, jest kolorystyka, która, podobnie jak sama kreska, genialnie uwydatnia klimat opowieści.

Jeśli taki potok pochwał nadal Was nie przekonał, że Hawkeye – Moje życie to walka – to komiks, po który powinien sięgnąć każdy fan medium, to może przekonają Was opinie, jakie wydawca umieścił na okładce. Mi wydają się one wyjątkowo trafne:

„Jeden z najlepszych i najciekawszych komiksów superbohaterskich w sprzedaży” – ComicBookResources.com

„To seria, którą trzeba przeczytać” – ComicsVine.com

Paweł Warowny

PS. Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji!

Share This: