WKKM 113. Deathlok – Początki
Deathlok to pół człowiek, pół maszyna. Przywrócony do życia, po wypadku na polu bitwy, niczym potwór doktora Frankensteina. W nieodległej przyszłości, będącej pod władzami technologicznych korporacji. Szuka swojej tożsamości, tocząc wewnętrzny pojedynek między człowieczeństwem a maszyną.
Co w artykule?
Deathlok – Początki
Muszę przyznać, że nie kupuję WKKM już od dawna. W sumie tylko ze względu na sentyment do okładki The Amazing Spider-man 9/93 od TM-SEMIC stwierdziłem, że, ach jeszcze ten jeden raz. Niemniej, mimo że imię to samo, a i w dodatku wygląd bardzo podobny, to mamy do czytania z inną postacią niż ta, która występował u boku pajęczaka. W komiksie od Hachette podmiotem ludzkim jest Luther Manning, a miano Deathloka nosiło później jeszcze kilku innych cyborgów. Stary dobrze znany zabieg Marvela, mający na celu utrzymanie prawa do nazwy. Na podobnej zasadzie funkcjonuje w tej chwili Kapitan Marvel, mimo że oryginalna postać Mar-Vell od dawna nie żyje.
Zaprzeszła przyszłość
Świat zdefiniowany w tym tomie istnieje w oderwaniu od głównego uniwersum Marvela, co działa korzystnie dla historii. W związku, z tym że komiks został napisany w latach 70. XX wieku, wizja przyszłości jest zgoła inna, niż mogłaby być stworzona dzisiaj. Cyborg biega z komputerem wielkości klatki piersiowej, cybernetyczne oko zajmuje pół czaszki, a magnetyczny bagnet jest bronią ostateczną, na wypadek gdyby laserowy pistolet nie wystarczał. Całość tworzy obraz przestarzałej wizji rozwoju technologicznego. Czasem ciężko się nie uśmiechnąć, ale być może rzeczywiście istnieje równoległy świat, w którym coś poszło nie tak i do bumu technologicznego jaki znamy, nie doszło. Po zastanowieniu, wróć. Jednak istnieje. Korea Północna.
Kolejna ramotka?
Historia oryginalnie wydawana była w Astonishing Tales w latach 1974-76. Podczas lektury odnosi się jednak wrażenie, że powstawał komiks przełomowy i do dzisiaj prezentuje nową świeżość. Narracja na pierwszy rzut oka odbiega od standardów z tamtych lat. Co prawda, narrator jak najbardziej opisuje to, co znajduje się na kadrach. Jednak ze względu na przejęcie tej funkcji przez komputer, do którego ludzka natura Luthera często stoi w opozycji i komentuje wydarzenia po swojemu w dymkach, nie odnosi się wrażenia powtarzania. Dochodzi do wewnętrznego konfliktu postaci i działań wbrew zaleceniom wynikającym z logiki i czystego prawdopodobieństwa.
Na pewno znacie podobną narrację ze stron Deadpoola, choćby w wersji z Marvel Now! (o której więcej TU), w którym to komiksie Wilson spiera się z uwięzioną w jego umyśle agentką S.H.I.E.L.D., Emily Preston.
W warstwie graficznej także dzieje się sporo. Dramatyczne i pełne dynamiki kadry powodują, że komiks trzeba czasem przekręcić, aby czytać dalej. Takie rozwiązania nawet dzisiaj potrafią wzbudzić konfuzję. Przez komiks przewija się całe gremium różnych nazwisk, z których utkwił mi w głowie jedynie Klaus Janson. Mimo to ma się wrażenie spójnej pracy, w dodatku na wysokim poziomie, choć w stylu lat 70.
Początki początkami. Pytanie co dalej?
Deathlok – Początki ma wadę większości historii wybieranych do kolekcji komiksowych. Zaprezentowana fabuła to jedynie część całości. W polecanych lekturach znalazło się nawet oryginalne wydanie Deathlok The Complete Collection. I rzeczywiście tom ten zawiera dalsze przygody przedstawionego nam cyborga. Tylko że wydanie amerykańskie zawiera w całości Deathlok – Początki, a dalej jeszcze przygody z Captain America, Marvel Fanfare i Marvel Two-In-One. Jak to się wszystko ze sobą łączy? Nie mam pojęcia.
Podsumowując, mimo wszystko myślę, że po WKKM 113 sięgnąć warto. Deathlok może nie prędko odezwać się ponownie naszym ojczystym językiem.
Sylwester