Mordercza Geneza to jeden z tak zwanych retconów, czyli komiksów dodających nowe wątki, do starych, znanych fanom wydarzeń. Aby wyciągnąć z takiej opowieści jak najwięcej wypada znać komiksy, do których odnosi się fabuła, a najlepiej byłoby gdyby czytelnik doskonale orientował się w całym uniwersum. Podobnie jest z historią Eda Brubakera.
Sytuacja z komiksem Brubakera jest o tyle trudna, że gdybym powiedział Wam jak przygotować się do czytania Morderczej genezy prawdopodobnie większość z Was szybko odgadłaby cały plot twist, jaki serwuje nam ten album. To z kolei byłoby okropnym ciosem ponieważ ów zwrot akcji jest największą zaletą komiksu. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Mordercza geneza to komiks, w którym Brubaker odświeża dawno zapomnianą opowieść o grupie X-Men i dorabia do niej drugie dno. Wydarzenia opisane w tej historii mają miejsce niedługo po tragicznym w skutkach dla mutantów Rodzie M. I tak bardzo trudna sytuacja X-Menów staje się jeszcze bardziej skomplikowana, a wszystko przez niespodziewane pojawienie się tajemniczej postaci, która żywi mocną urazę do całej grupy. Jednak głównym celem nowego wroga jest sam Profesor X, który ukrywa się przed swoimi podopiecznymi. Aby dotrzeć do Charlesa antagonista jest zdecydowany użyć naprawdę parszywych sposobów i nie cofa się przed niczym. Jego działania będą opłakane w skutkach, ale odkryją też ciemną stronę historii X-Men. Okazuje się bowiem, że nie wszystko było takie jak się wydawało.
Czytając ten komiks miałem jednak wrażenie, że wszystko to już gdzieś widziałem. Nagłe pojawienie się łotra tak potężnego, że nie jest w stanie go pokonać nawet cała grupa mutantów, niespodziewane odkrycie tajemnic z przeszłości i mało satysfakcjonujące zakończenie. Mordercza geneza pretendowała swego czasu do miana bardzo ważnego wydarzenia w świecie mutantów. Co prawda Brubaker w swoim komiksie delikatnie zmienił status quo i jego opowieść zapoczątkowała kilka nowych wątków. Nie było to jednak wydarzenie na taką skalę jakiej się spodziewałem po tak upiornie brzmiącym tytule. Kilka elementów tego komiksu miało szokować, jednak u mnie wywołało jedynie efekt „meh”.
Niestety komiks wypada słabo pod względem graficznym. Styl Trevora Hairsine`a nie przypadł mi do gustu podobnie zresztą jak kolorowanie. W komiksie znajdują się bowiem dodatkowe historie o młodych mutantach, mających epizodyczną rolę w komiksie. Wstawki te zdecydowanie odróżniają się kolorystyką od głównego wątku fabularnego, co trochę gryzie w oczy. Kreska Hairsine`a jest mocno nierówna i czasami postacie wyglądają zupełnie inaczej niż kilka stron wcześniej. Zerknijcie na przykład na Wolverine, na tylnej okładce komiksu…
W efekcie Mordercza geneza to typowy marvelowski średniak, który jednak miał dość mocny wpływ na dalsze dzieje grupy mutantów. Nie jest to lektura obowiązkowa jeśli wziąć pod uwagę jej poziom, lecz pod kątem dalszych wydarzeń w świecie X-Men warto znać jej wątki.
Paweł Warowny
PS. Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji!