Lis pospolity – niemy humor (i nie tylko)
Lis pospolity, czyli perypetie polskich leśnych zwierząt, był dla mnie komiksem przede wszystkim zaskakującym. Zaskakująco zrozumiałym, a to wcale nie takie proste: stworzyć w pełni zrozumiały komiks niemy. Zaskakująco zabawnym, bo dawno się tak nie uśmiałem przy lekturze (pewnie też nie wyszedłbym czytać na balkon, gdybym coś przeczuwał). Zaskakujący był też dla mnie opis wydawcy, jakoby album miał na celu zwrócić uwagę na problem badań na zwierzętach, czy zaśmiecania lasów. Ja się po prostu ubawiłem przy czytaniu, ale czy Lis pospolity może mieć taki wzniosły wpływ na odbiorców?
Lis pospolity i jego drugie dno
Na początku pomyślałem: bez przesady. Dobry, humorystyczny komiks. Dobry również graficznie, tym bardziej, że niemy, a to wymaga bardziej przemyślanej kompozycji, jednoznacznych w odbiorze, ale niekoniecznie łatwych w konstrukcji symboli, i tak dalej. Ale czy ja się jakoś mocniej przejąłem losem polskich lisów, borsuków, czy wydr? No, nie bardzo. Tylko potem uświadomiłem sobie, że pewien fakt, który lubię powtarzać w życiu zawodowym, ma rację bytu i tutaj: marki funkcjonują w ludzkiej świadomości na zasadzie sieci skojarzeń. Generalnie wiele rzeczy tak funkcjonuje, w tym problemy związane ze środowiskiem naturalnym. W reklamach oglądamy celebrytów, którzy dobrze się ludziom kojarzą i którzy dodatkowo pasują do danego produktu czy usługi. To się bada i regularnie weryfikuje. Produkt kojarzymy z pozytywnym dla nas celebrytą i bam! Produkt zaczyna wzbudzać lepsze skojarzenia. W przypadku komiksu zatem, jeśli jest on dobry, czy zabawny, temat, którego dotyka, będzie się nam kojarzył z czymś dobrym właśnie lub zabawnym. Przynajmniej może się tak zdarzyć. Lis pospolity jest teraz dla mnie jak Robert Lewandowski dla większości Polaków. Dobrze mi się kojarzy i ociepla mój stosunek do sprawy, której dotyka. Pan Robert “namawia” do zakupu telefonu, samochodu, czy szamponu, a Lis pospolity do dbania o lasy i ich mieszkańców. Po namyśle więc stwierdziłem, że ten dobry, humorystyczny komiks ma funkcjonalne drugie dno i faktycznie może zwracać uwagę na problemy ochrony środowiska.
Niemy Lis pospolity
Na okładce (przedniej i tylnej) brak szczegółów o autorze i o zawartości. W środku jest tylko komiks plus dodatki w postaci lisów innych autorów. Mamy też symbol (16+) i podtytuł, sugerujący docelowe grono odbiorców: z zaśmieconego lasu bajki nie dla dzieci. Poza tym tekst występuje jedynie w ramach onomatopei, oznaczeń na kartkach kalendarza, czy marki przenośnego radia. Bohaterami są zwierzęta, ale nie takie blacksadowe, czy kaczogrodowe, więc brak tekstu w dymkach jest jak najbardziej uzasadniony. Sporo humoru kryje się właśnie w symbolach, za pomocą których prowadzone są pełnoprawne dialogi. Sama fabuła oczywiście też, ale najgłośniej rechotałem chyba przy dialogach. Wydra z przerażeniem opowiadająca lisowi o bobrzym gwałcie na kaczce, albo częste wyzwiska typu “głupi lis”, “głupi borsuk”, itd. Szczepan Atroszko rysuje w prosty i maksymalnie jednoznaczny sposób. Nie ma potknięć w szkicach, mimika bohaterów nie pozostawia wątpliwości, a kontrastujące barwy dodatkowo porządkują wszystko na kadrach. Ponadto nawet bardziej wymagające sceny, jak choćby widok drzew odbijających się w tafli wody, wypadają niesamowicie klarownie. Aż dziw (ten komiks naprawdę był dla mnie zadziwiający), że udało się to oddać tak realistycznie i z tyloma szczegółami. Naprawdę doceniam umiejętności rysownika, bo wbrew pozorom nie tak łatwo rysować jednocześnie prosto i zrozumiale.
Z zaśmieconego lasu bajki nie dla dzieci
Lis pospolity zawiera element fantastyczny w postaci zwiększonej inteligencji leśnych zwierzaków. Dzięki temu możemy obserwować jak ze sobą kooperują, jak kradną, zażywają narkotyki, odbijają więźniów, czy się nawzajem wyśmiewają. Faktycznie: nie dla dzieci. Nie jest to zatem obrazkowy hołd dla współmieszkańców naszej planety, ani oda do ideałów Greenpeace. Lis pospolity zwraca czytelniczą uwagę na problemy ochrony środowiska w sposób tak delikatny, że niemal niezauważalny (jak wspomniałem wcześniej, ledwo to dostrzegłem). Główną jego cechą jest to, że bawi. Doceniam kunszt rysownika, szanuję zbożny cel (poboczny?) powstania albumu, ale przede wszystkim jestem wdzięczny za mój długotrwały rechot na balkonie. Zwierzaki śmiesznie ze sobą gadają i wpadają w komiczne tarapaty. Dodatkowo wyszydzony został gatunek ludzki, ale w taki sposób, że ciężko zwierzakom nie przyznać racji, tudzież: nie przyznać się do błędów. Ja się pośmiałem i polecam w tym celu komiks innym, a jeśli po przeczytaniu ktoś postanowi przeznaczyć kolejny 1% podatku na organizację walczącą z łamaniem praw zwierząt lub odważy się zrugać znajomego za beztroskie zostawienie butelki po browarze w lesie – tym lepiej.
Dziękuję Wydawnictwu Granda za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Kondej