64 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela przeszedł dla mnie bez większego echa. Album Ricka Remendera i Tony`ego Moore`a nie zrobił na mnie dużego wrażenia, ale jednocześnie nie zraził mnie żadną wpadną, ani głupotą. Przez krótki album Venom przebrnąłem dość szybko, nie zatrzymując się, aby przemyśleć proste wątki fabuły, ani by oglądać kadry, które mnie niczym nie porwały.
Venom to prosta, ale ciekawa opowieść solowa prezentująca Flasha Thompsona, faceta o interesującej historii oraz bardzo nietypowej motywacji do wcielenia się w rządowego agenta. Flash to nie kto inny jak osiłek, który za szkolnych czasów dokuczał najpopularniejszemu kujonowi ze świata Marvela – Peterowi Parkerowi. Panowie jednak wydorośleli, dziecinne zagrywki przestały ich interesować i między tymi dwoma nawiązała się przyjaźń. Flash jakiego znamy z opowieści Venom to dorosły mężczyzna, który stracił nogi podczas bohaterskiego wyczyny na misji w Iraku. Ze względu na jego zacięty charakter, altruistyczne zacięcie godne jego idola Spider-Mana oraz właśnie fakt inwalidztwa Eugene (Flash to ksywka) otrzymał propozycje zostania nietypowym rządowym agentem. Propozycja oferowała mu pomaganie bezbronnym, dalszą służbę dla kraju i chyba przede wszystkim możliwość odzyskania pełnej sprawności na czas misji. Było tylko jedno, ale, to wszystko miało się dziać za sprawą śmiertelnego wroga jego idola – Venoma. Flash nie mógł jednak odrzucić takiej sposobności, dalej chciał się czuć potrzebny i zgodził się połączyć z symbiotem i opanować go własną wolą.
Tak właśnie powinien wyglądać wstęp do tego albumu, bowiem wszystko co właśnie przeczytaliście działo się przed historią opisaną w 64 tomie kolekcji. Agent Venom to opowieść naładowana walką i emocjami, Flash boryka się z bardzo trudnymi wyborami natury osobistej, jednocześnie ma na głowie kilka bardzo poważnych problemów. Rozwiązanie ich jest tym bardziej trudne kiedy zdaje on sobie sprawę, że jeden błąd może zakończyć nie tylko jego życie (killswitch zamontowany w głowie), ale również jego bliskich oraz największego idola (Betty oraz Spider-Man). Walka na wielu frontach na raz jest tu głównym motywem, każdy z wątków do tego nawiązuje, może to być walka ze samym sobą, walka z czasem, walka z nałogiem, problemami rodzinnymi itd. Pomimo, że doceniam tego typu zabiegi skupiające uwagę czytelnika na jednym bardzo ważnym aspekcie historii w tym komiksie coś nie zagrało. Nie porwał mnie on fabułą pomimo, że jest dobrze rozpisana, nie ma dłużyzn, ani przestojów. Wątki historii są dość oczywiste i większość rozwiązań łatwo przewidzieć, chyba to dlatego ten komiks oceniam jako fabularnego przyzwoitego średniaka.
Wizualnie jest dokładnie tak samo jak z fabułą, pomimo że układ kadrów oraz przejścia pomiędzy nimi nadawały historii dynamiki, to jednak na większości z nich musiałem zbyt długo się im przyglądać, aby pewne sceny (szczególnie walki) były tak dynamiczne jak zamierzono. Myślę, że w scenach walki użyto zbyt dużo drobnych szczegółów, często detale tła odwracały uwagę od pierwszego planu, przez co ilustracje były nieczytelne. Do tego należy dodać dość problematyczny kolor kostiumu, który zlewał się z barwami użytymi w tle. Ocena rysunków jest więc bliźniacza z oceną fabuły, nie jest źle, ale gdyby uniknąć kilku (moim zdaniem) błędów byłoby dużo lepiej.
W ramach 64 tomu otrzymujemy zatem mocnego średniaka, bowiem wszystko w tym albumie jest średnie, nawet przeciwnik Venoma – Jack O`Lantern – jak dla mnie łotr 3 klasy. Oczywiście ten album mógłby być zamieniony innym dużo lepszym, jednak myślę, że dobrze się stało, że wydawnictwo znalazło miejsce dla solowej historii o kosmicznym symbiocie. Nie wiem jednak czy cieszyć się ze zdradzonej w przedmowie do tego albumu kontynuacji wątku Flasha w komiksie Pajęcza Wyspa, który ma się ukazać w Kolekcji. Pozostawiam to do waszej oceny.