Ciężko przejść obojętnie obok tak pięknych rysunków. Władza 1: Pora demonów urzeka warstwą wizualną, ale nie każdy uważa to za wystarczający powód do kupna komiksu. W zachwycie wywołanym samym przekartkowaniem, rozpocząłem więc weryfikacyjną lekturę – czy fabuła jest na równie wysokim poziomie?
Władza 1: Pora demonów – pierwsze wrażenia
Okładka jasno komunikuje nam, że bohaterami komiksu uczyniono antropomorficzne zwierzęta. Początkowe plansze rozwiewają wątpliwości każdego, kto zastanawiał się, czy taki zabieg nie miał przypadkiem na celu zinfantylizowania opowieści. Zdecydowanie nie, jest nad wyraz krwawo i dziko. Łyknąwszy już haczyk w postaci jatki, podpowiadającej, że wszystko dzieje się tam na poważnie, łatwo nieświadomie przymknąć oko na odrealnioną, heroiczną scenę walki rodem z końcowych etapów gier, kiedy już wszystkie postacie mają należycie wysokie poziomy. Wtedy akcja nagle zwalnia, a my mamy okazję upoić oczy widokiem postapokaliptycznych francuskich plenerów, malowanych akwarelami. Pojawiają się pierwsze domysły, żarzy się iskierka zainteresowania i już jesteśmy kupieni. Jesteśmy przekonani, że oto przed nami pierwszy tom znakomitego cyklu, z niebanalną fabułą i cudownymi rysunkami.
Władza 1: Pora demonów – graficzna dywersja
Pierwsze wrażenie odwraca naszą uwagę od scenariuszowych niedociągnięć. Gdyby nie te przepiękne, delikatne barwy, znakomita dynamika i przeróżne przyjemne sztuczki rysownika, jak na przykład kładzenie tuszu wyłącznie na kontury obiektów, na których zogniskowane ma być nasze spojrzenie, Władza 1: Pora demonów byłaby po prostu nudna. Dialogi bywają tutaj drętwe, a postacie i zwroty akcji przewidywalne. Wizualnie mamy do czynienia z niesamowitym dynamizmem. Szalejąca powódź wywołuje monumentalne wrażenie, a z ruchów człekokształtnych kotów bije niesamowita zwinność. Natomiast fabuła porusza się do przodu jak za pomocą jakiegoś zardzewiałego mechanizmu. To pędzi w czasie dramatycznych potyczek, to znów przesuwa się skokowo, jakby się zacinała. Do tego niektóre sceny są tak naiwnie spektakularne i odrealnione, że zaczynamy przebudzać się z transu, jaki funduje nam rysunkowa hipnoza. Dobrnąwszy do końcowych stron komiksu, zaczynamy się już poważnie zastanawiać, na jak duże kompromisy związane ze scenariuszem jesteśmy w stanie iść z tą graficzną perełką.
Władza 1: Pora demonów – przystawka?
Po przeczytaniu jednak nie mogłem stwierdzić, że album mamił jedynie pięknymi obrazkami, nie oferując nic poza tym. Dostajemy w zasadzie tylko zalążek fabuły, ale wystarcza do wzbudzenia fascynacji. Główni bohaterowie podróżują do Shrine’u, miejsca, w którym ponoć można znaleźć schronienie przed klęskami żywiołowymi, nawiedzającymi świat. Nie wiemy jednak dlaczego ów świat opuścili ludzie, ani dlaczego zamieszkują go teraz inteligentne, zwierzopodobne humanoidy. Nie dowiadujemy się też o żadnych ramach czasowych, nie wiemy od jak dawna szaleją kataklizmy, ani jak długo fantastyczne rasy współżyją ze sobą. Zauważamy za to powiązania pomiędzy poszczególnymi postaciami, mocną hierarchizację w ich społeczeństwach i brutalność rzeczywistości, o władzę nad którą najwyraźniej upomniała się natura.
Kredyt zaufania
Jeżeli kiedykolwiek kupiłeś/aś komiks wyłącznie dla rysunków, to śmiało możesz zaryzykować i z tym albumem. Ja nie tyle dam cyklowi drugą szansę przy okazji premiery kolejnego tomu, co wierzę, że wtedy dopiero zacznie się zabawa i pojawią się odpowiedzi na podstawowe pytania. Moim zdaniem pierwsza część miała trudne zadanie wprowadzenia do skomplikowanej historii. Potem powinno być lepiej, tylko te nieszczęsne dialogi pewnie znów trzeba będzie wybaczyć. Władza 1: Pora demonów była dla mnie fantastyczną odskocznią – wreszcie jakiś solidny frankofon, w opozycji do nieustannego wałkowania amerykańskiego mainstreamu.
Konrad
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.