Nazywają ich bogami na ziemi. Razem stanowią w końcu najsilniejszą drużynę, jaką widział ten świat. Liga Sprawiedliwości to niedościgniony wzór potęgi i… przyjaźni. Bo jaka więź może być bardziej nieskazitelna niż ta, którą łączy obrońców dobra – super przyjaciół? Dla zwykłych śmiertelników trudny do zaakceptowania może być fakt, że ten cudowny zespół powstał przypadkiem (patrz tom 1). Jeszcze większym szokiem może okazać się to, ze nie są oni wcale tacy idealni, jak nam się wydaje. Teraz ich niedoskonałości możemy zobaczyć w albumie „Liga Sprawiedliwości. Podróż Złoczyńcy”.
Starcie ze sługusami Darskeida dziś jest tylko historią. Minął szmat czasu, a Liga z przypadkowego zespołu stała się rozpoznawalną marką – wybawicielami od zła wszelkiego, ulubieńcami opinii publicznej. Jak łatwo możemy się domyślić, taki stan rzeczy nie wszystkich satysfakcjonuje. Głowy państw, a zwłaszcza rząd USA głowi się nad znalezieniem wyjścia z tej sytuacji. Liga to hermetyczna i niekontrolowana przez nikogo organizacja, a jednym sposobem (sensownej) komunikacji z nimi jest korzystanie z usług pułkownika Trevora z jednostki A.R.G.U.S.
Z miłości do bohaterów
O samym pułkowniku wypada napisać kilka słów więcej, bo tak naprawdę to… on jest głównym bohaterem tego albumu. Trevor na kilka lat przed wydarzeniami z tego komiksu rozbił się na wyspie amazonek i był pierwszym mężczyzną, którego spotkała Wonder Woman. W ciągu kolejnych miesięcy zbliżył się do niej, stał się jej przewodnikiem po świecie śmiertelników i… jednym z jej największych przyjaciół. Tak, Steve wpadł w pułapkę zwaną przez dzisiejszych internautów friendzone. Podsumowując: rząd chce kontrolować ligę, liga chce mieć spokój, rząd chce wykorzystać Steve’a, Steve kocha Wonder Woman, ona jego nie, a praca wre w najlepsze, więc na oderwanie się od tej niekomfortowej główny bohater nie może liczyć. Scenarzysta bawi się z czytelnikiem w grę i ukazuje mu akcję niemalże oczami Trevora – sfrustrowanego śmiertelnika, który nie może sięgnąć po zakazany owoc.
Fabuła drugiego tomu Ligi skupiona jest na pokazaniu niedoskonałości jej członków,obnażeniu ich ludzkiej strony.Jasnym jest, że zbieranina siedmiu osób nie może stanowić idealnej, jednolitej konstrukcji – bohaterami targają emocje, namiętności. Pojawiają się konflikty i… romanse (dokładniej jeden). Również świat ich otaczający przestaje być jednostajnym źródłem uwielbienia – herosi zaczynają dostrzegać, że nawet oni mają ograniczenia, a ich poczynania nie są przez wszystkich w pełni akceptowane.
Opowiadając o fabule, nie mogę zapomnieć o jednym przezabawnym jej aspekcie. W komiksie pojawia się Green Arrow, który z wielką zapalczywością stara się o członkowstwo w drużynie – śledzi bohaterów, stara się brać udział w akcjach, etc. Wątek ten jest swoistym wstępem, prologiem zapowiadającym nową serię komiksową – Justice League of America (która swoją drogą przestała się już ukazywać, a w jej miejsce pojawiło się JL: United / Canada). Na marginesie dodam, że za fabułę tego komiksu odpowiada Geoff Johns, który z całą pewnością wpisuje się w trójkę moich ulubionych scenarzystów The New 52.
Ładne?
Jim Lee. To nazwisko od lat działa jak magnes na fanów komiksu. Pojawia się również na okładce tego albumu, jednak muszę zaznaczyć że… Jim nie narysował całości Powrotu Złoczyńcy. Prócz niego swoimi umiejętnościami pochwalili się Gene Ha, Carlos D’Anda, Ivan Reis, Ethan Van Sciver i David Finch. Zatem pewnie pomyśleliście, że nazwisko znanego rysownika to tylko zabieg marketingowy. Na szczęście tak nie jest, bo przykładał się on przy naprawdę wielu planszach i komiks wygląda świetnie!
Brać?
Nie popełnię myślę żadnego błędu jeśli powiem, że „Liga Sprawiedliwości. Podróż złoczyńcy” to tom lepszy od swojego poprzednika. Po całkiem zgrabnym originie, tym razem dostajemy historię która w mniejszym lub większym stopniu obnaża słabości głównych bohaterów. Ukazuje ich z tej ciekawszej, ludzkiej strony, a jednocześnie pozostawia masę miejsca na wszystkie te superbohaterskie szaleństwa z wartką akcją i dobrymi dialogami na czele! Tym, którzy jeszcze się nie zdecydowali powiem tylko tak. Kolejny album – Tron Atlantydy – będzie jeszcze lepszy!