Kate Bishop. Jedyna taka Hawkeye!
Młodsza od swojego poprzednika, kobieta chcąca dorównać facetowi, jego wielkim osiągnięciom i powszechnemu uznaniu. Niezależna, starająca się zacząć od nowa i zdeterminowana, by spełnić swoje marzenie, które możliwe do osiągnięcia będzie tylko w gronie oddanej i pomocnej grupie ludzi. Ten wstęp idealnie pasuje do poczynań Kate Bishop, ale i Kelly Thompson, która zauroczona wybitnym runem Matta Fractiona zgłosiła się do Marvela z pomysłem na własną serię o ulubionej łuczniczce. Z aprobatą Marvela i wraz z grupą zdolnych artystów wprowadziła swój plan w życie. Jak wyszło?
Kate Bishop to niegdyś protegowana Clinta Bartona. Obecnie powodując zmieszanie wśród nowych czytelników Marvela nosi również miano Hawkeye. Fani Kate Bishop, do których zdecydowanie należę doczekali się wreszcie solowych przygód wygadanej łuczniczki. Świetnym pomysłem Egmontu było wydanie całej serii w jednym dużym tomie.
Wydanie zbiorcze zatytułowane po prostu Hawkeye. Kate Bishop mieści wszystkie 16 numerów autorstwa Kelly Thompson. Podczas lektury czuć podział na 3 osobne historie podzielone oryginalnie na krótsze tomy. Kate przybywa na zachodnie wybrzeże, by rozpocząć swoją pracę jako prywatna detektywka i jej nowe zlecenia stanowią trzony poszczególnych historii. Wszystko jednak zgrabnie splata wątek rodzinny panny Bishop.
Kelly Thompson bierze to co działało w wyśmienitym runie Matta Fractiona i Davida Aji, ale nie ma zamiaru nikogo naśladować. Ma swoją konkretną wizję bohaterki i bardzo dobrze kreśli jej charakter i prowadzi przez historię. Wadą tomu i jednocześnie całej przedwcześnie anulowanej serii jest to, że nie kończy się w satysfakcjonujący sposób. Był tutaj potencjał i zapewne takie były plany, by poprowadzić tę narrację do pełniejszego zakończenia. Na szczęście główne motywy, jakimi są tutaj punkty zakotwiczenia (oryginalnie archer points – świetna metafora, a jednocześnie w sposób dosłowny tak istotne przedmioty dla łucznika) zdążyły wybrzmieć. Ponadto nie sam finał jest tu najważniejszy, a po prostu świetnie napisana bohaterka oraz kilka ciekawych motywów wplecionych w całość.
Tom porusza niezwykle ważne kwestie jak problem rozbitych rodzin, przemocy domowej, znęcania fizycznego i psychicznego czy wszechobecny hejt. Cała historia ma również nieskrywany i dumny wydźwięk feministyczny w dobrym tego słowa znaczeniu. Mianowicie kobiety nie są lepsze od facetów. Są im po prostu równe. Tak jak nasza Kate – jest tak samo dobrym Hawkeyem, jak Clint Burton.
Szacunek dla kobiet przez odcięcie się od przedmiotowego rysowania kobiet z jędrnymi pośladkami to z kolei spójny z treścią przekaz od strony wizualnej. Nie ma tu zbędnego eksponowania kobiecych wdzięków. Strój Kate sam w sobie jest idealny w swojej prostocie, a przy okazji zachwyca jak zwykle swoją praktycznością. Rewelacyjnie patrzyło się na Kate. Tak w akcji, jak i po godzinach, kiedy oprócz sucharów zadziwiała nieprzeciętnie ekspresyjną mimiką.
Słowa uznania należą się również tłumaczowi Marcelemu Szpakowi, bez którego pracy tego tomu naszpikowanego „cool”, młodzieżowym językiem Kate, nie czytałoby się tak przyjemnie. Apeluję z tego miejsca o większą ekspozycję nazwiska tłumacza na kolejnych wydaniach komiksów, tak jak to zaczyna być w wydaniach książek.
Komiks od Kelly Thompson ma kilka wad, które i tak nie mają szans z rewelacyjną kreacją Kate Bishop. Historia mimo, że zostawia z poczuciem niedosytu zdążyła opowiedzieć przy okazji ukazania wyboistej drogi początkującej pani detektyw parę istotnych spraw. Co więcej w sposób nienachalny i w żaden sposób niezakłócający rozrywkowego odbioru całości. Nominacja do nagrody Eisnera całkowicie zasłużona.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Informacje techniczne ze strony wydawcy:
Wydanie | 2021 |
Seria/cykl | MARVEL NOW 2.0 |
Scenarzystka: | Kelly Thompson |
Ilustratorzy: | Michael Walsh, Leonardo Romero |
Tłumacz: | Marceli Szpak |
Oprawa: | miękka ze skrzydełkami |
Data premiery: | 20.01.2021 |
Liczba stron: | 348 |
Dla kogo: | nastolatek, dorosły |