Originals
Komiks o gimbusach? Proszę bardzo! Oto przed Wami niebywały twór, który ciężko mi sklasyfikować i zastosować do niego jakąkolwiek skalę. Komiks ten jest tak zły, że jego czytanie dokończyłem tylko po to, aby ze spokojnym sumieniem móc go tutaj obsmarować.
Kiedy zdecydowałem się na wydatek około 30 złotych nie byłem świadomy, że będzie to najgorsza inwestycja w komiks jaką do tej pory uczyniłem. Sięgając do portfela nie myślałem o tym żeby sprawdzić ten tytuł, przed oczami miałem jedynie nazwisko Dave Gibbons.
– Hej przecież to koleś, który razem z Alanem Moorem stworzył Strażników! To musi być zajebiste!
– Nie. Nie musi, nie jest i nie wyobrażam sobie żeby w jakiejkolwiek alternatywnej rzeczywistości ten komiks był zajebisty.
A teraz do sedna. Czy kiedykolwiek ktoś z Was wpadłoby na pomysł, że można napisać komiks o gangu gimbusów w kurtkogolfach, ciemnych okularach, z garnkami na głowie, jeżdżących na lewitujących skuterach? – Ja też nie, ale Dave Gibbons wpadł i tak właśnie powstał komiks Originals. Originals to również nazwa gangu skuterowgo! (how cool is that?!), do którego bardzo, ale to bardzo chcieli przynależeć Lel i Bok. Tak… Imona głównych bohaterów to Lel i Bok. Tę dwójkę poznajemy chwile po tym jak skończyli szkołę, ich główne zmartwienia to brak hajsu na skuter oraz kombinowanie jak dostać się do „prestiżowego” gangu Originalsów. Jak się okazuje zostanie Originalsem to najprostsza rzecz pod słońcem, wystarczy machnąć wątpliwej jakości garffiti przedstawiające nazwe gangu i powiedzieć szefowi tego gangu gdzie można znaleźć gang rywalizujący – Dirtsów. Jak się później okaże Lel i Bok mogli powiedzieć, że tam gdzie zawsze bo Dirtsi mieli tylko jedną miejscówkę, w której zawsze można było ich znaleźć. Ale cóż widać szef gangu nie wie gdzie kanciape ma gang przeciwny, dlatego wciągnięcie do swoich szeregów dwóch wyrostków posiadających tę wiedzę tajemną wydaje się rozsądne.
Skoro przebrneliśmy już przez pierwsze 10 stron komiksu, resztę będę opisywał pobieżnie, ponieważ nie śmiałbym zaspoilerować Wam dlaszych wydarzeń. Być może ktoś z Was jest masochistą i cierpi na nagły przypływ zbędnej gotówki i będzie chciał przekonać się jak zły jest ten komiks na własnej skórze.
Komiks chyba miał aspirować do poważnych, w końcu znajdziemy w nim bitwy gangów, narkotyki, zabójstwa, intrygę a nawet seks!! Jeśli takie właśnie miał aspiracje to tylko pogłębia porażkę tego tytułu. Sorry, nie potrafię wziąć na poważnie gangsterów, którzy obawiają się szlabanu od taty! Większość motywów jakie zaprezentował Gibbons nie trzyma się kupy. Przykład? Proszę bardzo, narkotyki w teorii zostały wprowadzone, aby nadać powagi, może po to, aby ukazać w jaki sposób boss skuterowej mafii (sic!) wykorzystuje młodego chłopaka, manipulując nim, aby ten dla niego dealował. Ok, ale czy to nie powinno mieć jakieś pointy? Oczekiwałem, że ten wątek zostanie jakoś rozwinięty, może zostanie wykorzystany jako morał, może jako przestroga. Skąd, chyba autor o tym zapomniał. Warto dodać też kilka słów o postaciach, które są tak płytkie i miałkie, że są czytelnikowi całkowicie obojętne. Zaprezentowana śmierć nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, poza jednym z głównych bohaterów chyba żadna postać nie ma tam charakteru. Kiedy jedna z kluczowych postaci komiksu umarła dotarło do mnie, że wcale nie była taka kluczowa, od samego początku jedyną rolą tej postaci było umrzeć, aby autor mógł pokazać przemianę drugiej postaci.
Kreacja całej fabuły, a tym bardziej wizerunku gangu Originalsów przyprawia mnie o śmiech. Na dokładkę do tego żałosnego obrazu dodajcie jeszcze śmiesznie przesadzoną wulgarność. Dla czego śmiesznie? Główną oblegą jaka jest powtórzona dokładnie 16 (słownie: szesnaście) razy jest: KONIOJEB!! Nie wpominam już, że przekleństwa w tym komiksie są tak powszechne, że aż wydają się wymuszone, bo pojawiają się w kwestiach, w którzych zdrowy na umyśle człowiek by nie przeklinał. To, że skuterowy gang przeklina średnio o 1000% więcej niż chłopaki z Sons of Anarchy mnie może tak nie dziwi (patrz definicję gimbusa), ale serio Koniojeb?! Tutaj pytanie do tlumacza, odpowiedzialnego za przekład, Pana Krzysztofa Uliszewskiego – W oryginale naprawdę było horsefucker? Sorry nie pofatyguje się, żeby samemu to sprawdzić, po lekturze tego komiksu ta czynność jest ponad moje siły.
Kolejną rzeczą, która w tym komiksie wywołała u mnie śmiech, tym razem śmiech politowania jest genialny pomysł skopiowania idei umieszczenia w komiksie wycinków z gazet! Hej! Skoro w
Chyba wszystko w tym komiksie działa mi na nerwy, mamy dopiero początek lutego, a ja już wiem jaki komiks wymienię w grudniowym podsumowaniu roku 2015. Szata graficzna może nie jest taka tragiczna, ale pomysł ubrania bohaterów w te skafandry (w komiksie te kurtki mają nazwe – Kapota xD) i garnki na łbie po prostu nie pozwala mi napisać nic dobrego. Jedyne czego nie skrytykuje to rysunki twarzy Viv, ona przynajmniej nie została skrzywdzona garnkiem na głowie.
Niestety sam sobie zgotowałem ten los, będąc jednak dzielnym blogerem wytrwałem do końca tej katorgi, przeczytałem ten komiks od deski do deski i napisałem ten oto tekst ku przestrodze wszystkim nieświadomym. Dostaję za to 15 punktów męczeństwa. Amen