Batman. Mroczny Rycerz. Nocna trwoga. Tom 1
Kiedy już mamy pierwszy wybór za sobą, możemy przejść dalej. Wiadomym jest, że nic tak nie podkręca sprzedaży jak znane nazwiska bijące z okładek. Co prawda nie powinniśmy wybierać żywych legend, bo te nas będą drogo kosztować, ale warto postawić na znanych twórców – nieważne czy specjalizują się w rysunku czy w pisaniu scenariuszy. Razem na pewno coś wymyślą! W każdym razie ważne, żeby to dobrze wyglądało. Hmmm, powiedzmy niech będą David Finch (Cyberforce, Ultimatum, New Avengers) i Paul Jenkins (Inhumans, Hellblazer, The Sentry).
Kolejnym bardo ważnym składnikiem, bez którego nasze dzieło się może nie sprzedać tak dobrze, jak byśmy tego chcieli, są odwołania do największych dzieł. Na potrzeby naszego dzisiejszego programu, postanowiliśmy że przygotujemy przebojowego Batmana. Teraz wystarczy przejrzeć to, co do tej pory o nim poczyniono. Zawsze podobał nam się Knightfall – w końcu to takie ogromne tomiszcze. Czemu by po raz kolejny do niego nie nawiązać? To musi być hit, ale dla pewności dodamy jeszcze trochę cycków, bo z cyckami wszystko jest lepsze.
Tak przygotowani do produkcji powinniśmy być pewni, że nasze dzieło będzie smakowitym kąskiem dla naszych czytelników. Co może pójść nie tak? Jak się okazuje – niemal wszystko.
Batman się sprzedaje
Sam do tego komiksu podchodziłem kilkukrotnie. Koniec końców przeczytałem go dwa razy. Z bólem. Niestety lektura Nocnej Trwogi była niemal tak żmudna i nudna jak sesja poprawkowa na politologii. Przeglądając kolejne plansze, zastanawiałem się dlaczego to jest tak złe?
W poszukiwaniu odpowiedzi na to jakże nurtujące pytanie, zaczynam od fabuły. Ta stara się nawiązywać do wydarzeń z Knightfalla, aczkolwiek nie jest to próba napisania tej świetniej historii na nowo (raczej głupia akcja w stylu: raz prawie udało pokonać się tak Gacka, spróbujmy ponownie). Co zatem dostajemy? Zlepek ogranych motywów:
* po raz kolejny dochodzi do masowej ucieczki z Arkham,
* po raz kolejny Batman ma problemy z wyłapaniem przestępców,
* po raz kolejny Jim Gordon ma przechlapane za wspieranie Mrocznego Rycerza,
* po raz kolejny Bane próbuje złamać swojego przeciwnika,
* po raz kolejny… itp., itd.
Niestety Batman. Mroczny Rycerz. Nocna Trwoga jest paskudnie wtórnym komiksem, w dodatku okraszonym głupimi pomysłami i TRAGICZNĄ narracją. To właśnie czytanie kolejnych pasków narracyjnych, pełnych chaotycznego bełkotu na temat strachu było w tym wszystkim najgorsze. Co kilka kadrów czytelnik jest zmuszony do czytania jaki to strach jest straszny i jak na kogoś oddziałuje. Niestety nijak ma się to do atmosfery tego albumu, bo klimatu grozy tu jak na lekarstwo. W efekcie wygląda to tak, że ktoś nam wciska, że czarne jest białe. I tak kilkadziesiąt razy.
Brak ciekawych pomysłów autorzy starają się nadrobić przede wszystkim jednym – golizną. Przez większość Nocnej Trwogi Batman goni za Białym Królikiem… w różowych stringach. W międzyczasie Bruce Wayne flirtuje z córką gwiazdy Bollywood, która wygląda jak milion dolarów. Nie żebym był przeciwny walorom kobiecej urody, ale wolę jak komiks ma do zaoferowania więcej niż tylko zgrabną pupę.
Nie wszystko takie złe
To nie jest tak, że wszystko w tym komiksie jest tragiczne. Widać, że autorom jednak cokolwiek zależało na tej produkcji. Jako jedni z nielicznych uniknęli pytania: jak to jest, że Batman ma tylu znajomych, a musi sobie radzić z kłopotami sam? Mroczny Rycerz może liczyć zarówno na wsparcie familii, a także Ligi Sprawiedliwości (a kiedy to nie jest możliwie, poznajemy powód ich nieobecności). Niestety – dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a epizody innych superbohaterów, zwłaszcza Flasha, są tak mierne, że ręce opadają. Z pozytywnych aspektów warto jeszcze wspomnieć Alfreda, któremu całkiem fajnie wychodzą suche żarty i… w sumie to tyle?
Niewiele do tej pory wspominałem o oprawie graficznej tego komiksu, głównie dlatego, że z oceną tej mamy ogromny problem. Dawno nie widziałem tak nierówno narysowanego albumu. Z jednej strony widzimy całą galerię porządnie narysowanych łotrów, z drugiej zaś kalekiego Bane’a. Ten wygląda jak parodia samego siebie, a kiedy oglądam jego ręce, to mam ochotę go wysłać do jakiegoś ortopedy. Typ jest powyginany jak klocki w Tetrisie. Takich kontrastów tu nie brakuje. Szczególnie rzucił mi się w oczy przykład w/w piękności, która na różnych kadrach na tej samej planszy wygląda jak zupełnie inna osoba. Jej twarz zmienia się tak często, że trudno znaleźć wzorzec. Przynajmniej jej pupa zawsze dobrze się prezentuje. Mógłbym jeszcze przyczepić się do kilku detali, ale oprawa graficzna i tak pozostanie najmocniejszą stroną tego albumu. Zbiór kilku planszy nie jest w stanie jednak niczego zrekompensować.
Omijać jak Batman korki
Batman. Mroczny Rycerz. Nocna Trwoga składa się z 9 zeszytów. Oprócz głównej historii, będącej parodią Knightfalla, znajdują się jeszcze dwie króciutkie. Pierwsza jest totalnie nijaka i skupiona jest wokół Mad Hattera, a druga – tu raczej was nie zaskoczę – dotyczy Nocy Sów, przy czym jest tylko i wyłącznie próbą kolejnego odcinania kuponów. Podsumowując, tego albumu nie byłbym w stanie z czystym sumieniem polecić nikomu. To chyba najgorszy Batman, jaki ukazał się w Polsce w ostatnich latach. Chcecie Bane’a w dobrym wykonaniu? Zajrzyjcie do Knightfalla. Ten starzeje się z gracją i bawi mimo upływu lat.
Mariusz Basaj