Briggs Land – Kobieca Ręka recenzja
Wróciliście z seansu Avengers Wojna Bez Końca i jesteście zachwyceni rozmachem, rozpierduchą i wspaniałą akcją? Postanowiliście poszukać komiksu, który podtrzyma wasz stan uniesienia podobnymi doznaniami? Cóż, żadnego z epickich aspektów galaktycznej chryi na czternaście fajerek w komiksie Briana Wooda i Macha Chatera nie znajdziecie. Nie ma superbohaterów, którzy kiedyś znani byli z zakładania gatek na wierzch garderoby. Nie ma też super-mocy, laserów, androidów, czy extra twardych surowców. A co znajdziemy w Briggs Land? Przemoc, walkę o władzę, zastraszenia i rozgrywkę. Panie i Panowie, wchodzimy na terytorium niezwykle groźnej rodziny. Ostrzegam, odwrotu już nie będzie.
Briggs Land
Chciałoby się powiedzieć, że Briggsowie to amerykańska rodzina jakich wiele. Nie, absolutnie nie, choć prawdopodobnie nie są jedyni. Brian Wood przedstawia nam familię, której terytorium odgrodzone jest od świata grubą linią. Wewnątrz funkcjonuje określona hierarchia, jak to w takich środowiskach bywa. Scenarzysta już od pierwszych stron komiksu nakreśla emocjonujący kipisz, związany z zawirowaniem władzy na samym szczycie. Mimo że głowa rodziny przebywa w więzieniu, oczywistym jest, że łatwo skóry nie sprzeda. Macki wpływu ojca rodziny sięgają daleko. Zostajemy wkręceni w wir wydarzeń, powiązanych z klasycznymi mafijnymi porachunkami, w których bomby w samochodzie zabraknąć nie mogło. Na drugim zaś planie połyskuje FBI (choć z łatką osobistej krucjaty) oraz wytatuowana, zbyt krótko obcięta młodzież, znana choćby z…
American History X
Pośrodku tego bałaganu okazuje się, że terytorium Briggsów to coś więcej niż tylko półświatek przestępczy. Miasteczko kojarzy mi się z wyizolowaną wioską w filmie Osada Shyamalana. Twórcy idylli oczywiście nie zdają sobie sprawy z faktu, że oddzielając ludzi od reszty świata, tworzą kaleki nie zdatne funkcjonować w normalnym środowisku. Stojąc przez wiele lat u boku męża, Grace przygląda się zaletom i wadom funkcjonowania otoczenia, którego jest częścią. Po wielu latach nadchodzi sposobna chwila, w której pani Briggs podejmuje decyzję, że należy wymieść syf z kąta. A do tego potrzebna jest Kobieca Ręka. Całość okraszona jest mistrzowskimi szachowymi zagrywkami, choćby na poziomie synów państwa Briggs. Sukces związany jest z odpowiednim rozkładem sił i z oczywistymi ustępstwami. Co z tego wyniknie? Dowiemy się w lipcu, z drugiego tomu.
Brak słów
Moje ulubione strony komiksu Briggs Land to te, na których akcja sama płynie. Bez narracji, dialogów, komentowania. Kadrowanie oddaje dynamikę i napięcie wątków. Kiedy trzeba, wciąga w środek wojny. Innym zaś razem pokazuje chłód i wyrachowanie bohaterów, zwracając przez chwilę uwagę na prozaiczne czynności. Mimo że brak tu wodotrysków bo w większości ilustracje wystrojone są jedynie w spokojne pastelowe barwy. W swojej prostocie Kobieca Ręka jest niezwykle estetyczna. Dobre wychowanie nakazuje, że należy ją ująć i ucałować. Użyte środki wyrazu doskonale oddają scenariusz i współgrają z historią. Briggs Land wykazuje, że ludzie z Dark Horse Comics są mistrzami w tworzeniu niezwykle uzależniających dzieł, które nie muszą się pstrzyć niczym światełka na choince. Tak jak mówiłem wcześniej, z terytorium tej rodziny łatwo już się nie wywiniemy.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.