Kroniki Birmańskie
Każdy kto czytał mojej poprzednie recenzje, powinien zauważyć, że mam mocno ambiwalentne odczucia co do komiksów autobiograficznych, a do takich można śmiało zaliczyć Kroniki Birmańskie. Oczywiście jest to w równym stopniu komiks podróżniczy, ukazujący nam codzienne życie i problemy w egzotycznym azjatyckim kraju. Pikanterii całej opowieści dodaje fakt, że od 1989 rok w Birmie rządzi dyktatura junty wojskowej. Autor, razem ze swoją żoną pracującą w organizacji Lekarzy bez granic i małym, kilkunastomiesięcznym dzieckiem, spędzili w tym kraju rok życia. Jako że autor gościł tam jedynie jako opiekun, bez większych zobowiązań służbowych, miał mnóstwo czasu na poznanie społeczeństwa, zwyczajów oraz codziennego życia tubylców. Efektem jest cała masa krótkich opowieści o tym jak wygląda życie w tym niebezpiecznym kraju. Cały album składa się z pozornie nie powiązanych ze sobą komiksowych shortów, niekiedy tylko zajmujących więcej niż kilka plansz. Autor każdemu opisywanemu przez siebie aspektowi poświęca jeden z takich właśnie krótkich komiksów.
Jeśli lubicie czasami obejrzeć jakiś program przyrodniczy, posłuchać opowieści o dzikim kraju z ust Krystyny Czubówny, albo obejrzeć program krajoznawczy Cejrowskiego, na pewno zainteresują Was też Kroniki Birmańskie. To, co opisuje w swoim dziele Delisle, szokuje. Takie życie, jakiego zaznał Kanadyjczyk, jest trudne do wyobrażenia dla Europejczyka. Wojskowa dyktatura, totalna cenzura, inwigilacja, zamknięcie na inne kraje i ich kulturę to tylko początek. Wystarczy dodać do tego jeszcze ogromną wilgotność powietrza, wysokie równikowe temperatury, masę moskitów przenoszących malarię, epidemię AIDS. Następnie należy skrzyżować to z faktem, że Birma jest jednym z największych światowych producentów heroiny i jadeitu. Z takiej mieszanki otrzymujemy przerażający obraz nędzy i fatalnych warunków do życia. Nie bez powodu WHO twierdzi, że w tym kraju jest największy odsetek uzależnionych od heroiny w stosunku do wszystkich
Komiks nie jest jednak totalnie pesymistyczny i smutny. Pomimo wszystkich tych przerażających kwestii autorowi udaje się utrzymać album w humorystycznym nastroju. Pojawia się tutaj sporo niedorzeczności, które w naszym kraju od razu skojarzą się z „bareizmami”. Poza ukazaniem trudnej sytuacji ludzi mieszkających w tym kraju Kanadyjczyk skupia się także na ich jakże ciekawej kulturze.
Kolejną zaletą komiksu jest wyśmienicie dopasowana szata graficzna. Delisle prezentuje swoje przeżycia w cartoonowym stylu, który zdejmuje odrobinę ciężaru z często szokujących opowieści. Dzięki temu całość nie jest taka ciężka i trudna w odbiorze jak może się wydawać i komiks czyta się go dość przyjemnie i szybko. Z drugiej strony dość proste rysunki sprawiają, że w większej części czytelnik będzie zwracał uwagę raczej na tekst, co może być pułapką. Delisle ma w zwyczaju bowiem ukrywać dużo treści pomiędzy kadrami i dzieło wiele traci, jeśli nie zwrócimy na nie uwagi. Przykładem mogą być choćby nieme shorty o turystyce.
Finalnie Kroniki Birmańskie to świetna pozycja dla wszystkich, dla których ten kraj stanowił do tej pory zagadkę. Jako że dostać się do tego kraju nadal jest bardzo trudno, może to być dla Was jedyna okazja, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej i to z pierwszej ręki.
Paweł Warowny