Avengers 2: Czas Ultrona – kilka refleksji po filmie
Przed obejrzeniem filmu planowałem, że napiszę recenzję. Po – postanowiłem, że ograniczę się jedynie do kilku komentarzy. Avengers 2 mnie rozczarowało.
UWAGA. Jeśli nie oglądałeś filmu – nie czytaj. Cisnę grube spoilery.
Na tradycyjną recenzję nie mam siły. Nie po tym, co zobaczyłem w kinie. Pozwolicie zatem, że ograniczę się do krótkiego zestawienia plusów i minusów, wraz z odpowiednimi komentarzami.
Zacznijmy od tego, co jednak było dobre:
+ pierwsze kilkanaście minut filmu – atak na bazę Hydry był całkiem przyjemny, Disney zaczął z dość grubej rury i dobrze
+ Vision – dobrze napisany, całkiem zgrabnie zagrany, uroczy w swoim wyalienowaniu (co prawda zagranie z Jarvisem jako takie, ale mimo wszystko zjadliwe, za to totalnie przesadzony motyw z młotkiem, ot czerstwe to było – „wow podniósł młot, całujmy go ze szczęścia w dupę, on jest Mojżeszem Marvela)
+ pozbycie się Hulka na koniec – co prawdą w głupi sposób, ale sam fakt, że nie będzie mieszał w Civil War jest wart docenienia
+ efekty specjalne, ale to chyba nikogo nie dziwi
+ całkiem fajna choreografia jeśli chodzi o walki Kapitana Ameryki, ładnie wywija tarczą
+ scena walki Hulkbuster vs Hulk – fajnie pomyślane całe wsparcie dla zbroi, naprawy podczas starcia, etc., motyw z uderzeniem w budynek
+ Scarlet Wich w ostatniej scenie z nową fryzurą wygląda miodnie, w ogóle atrakcyjna to aktorka ^^
+ War Machine – dobrze, że już się nie kurzy
+ brak Lokiego, na tego to mam dopiero alergię
+ część żartów nawet nie była drętwa, kilka w sumie zabawnych : )
A teraz w drugą stronę:
– romans Black Widow i Hulka – o Przedwieczni, jakie to było miałkie, jakie to było głupie!!! Black Widow z zimnej suki zrobiła się ckliwą piczką z upodobaniem do zielonego
– totalnie bezsensowna i na siłę zrobiona śmierć Quicksilvera, chyba uznali, że w przyszłych filmach będzie im tylko komplikował, więc skasowali go jak leszcza
– Ultron – z konkretnego, cyber badassa przeistoczył się w trakcie filmu w zagubioną puszkę po taniej konserwie, ni cholery nie było czuć tego, jakie koleś potrafi zrobić zagrożenie. JEST NIEPOKONANY WIĘC NAWALAMY W NIEGO AŻ PADNIE. ja yeti. totalnie niestraszny i krzywą mordką.
– Nick Fury – był, a jakoby go nie było, chyba tylko żeby przypomnieć, że żyje
– product placement skajpaja i traktora
– próba polaryzacji Kapitana i Iron Mana, filmowcy chcieli pokazać, że obu panów wiele różni i przygotować pole pod Civil War, ale te ich kłótnie wyglądały jak z przedszkola
– Thor i jego wizje, JAM JEST THOR, BÓG ZWIASTUNÓW KOLEJNYCH FILMÓW MARVEL STUDIOS, gromowładny okazał się w sumie kolejną chodzącą reklamą, w dodatku wystraszoną
– brak konsekwencji fabularnej, np. wojsko napieprza do Hulka, ten ponownie staje się wrogiem publicznym numer 1, ale to jest nieważne…
– im dalej, tym gorzej – z każdą kolejną minutą z tego filmu ulatniała się reszta jego uroku
– „i don’t care” Tony’ego o Ultrona – komiksowy Pym całe życie o to się dołował, Tony miał to totalnie w dupie i z chęcią wystrugałby jeszcze jednego cyborga.
– większość tego, co dobre widzieliśmy niestety w milionie zwiastunów
– brak Falcona, rozumiem, że facet się nieco izoluje, ale dla obrony ludzkości przed zagładą mógłby ruszyć swój nieupierzony tyłek
– chamskie wyjaśnianie tego czym są kamienie nieskończoności – niczym wykład dla ignorantów
– obrona włącznika w kościele – seriously? Hawkeye trzymał linię równie hardo co Hulk i Thor i przy takim naporze nikt nie pękł, no bez jaj
Nie wiem jak Wy, ale jak zobaczyłem rodzinę Hawkeye’a, to przypomniało mi się Ultimates i w sumie zastanawiam się czy trafi ich szlag, a Clintowi odbije szajba.
Mam wrażenie, że zmarnowano ogromny potencjał tego filmu. Zamiast epickiej historii dostaliśmy tylko produkt przejściowy. Zwiastun, reklamę przyszłych produkcji, nieco niekonsekwentnie napisaną, gdzie babole próbowano zamaskować fajerwerkami i sucharami. W efekcie otrzymaliśmy film o wiele gorszy od Kapitana Ameryki 2 czy poprzednich Avengers, a szkoda. Można było z tego wyciągnąć dużo, dużo więcej.
Drugi raz Avengers 2 obejrzę najwcześniej za rok, a może i później…
Mariusz Basaj
PS. Jak widzicie całość pisana na świeżo (film widziałem wczoraj wieczorem) i mocno emocjonalnie.