Tymek & Mistrz. Strachy na lachy. Tom 3
Starym rypciom, urodzonym w czasach, którym dedykowane już są muzea, nie przystoi już czytanie kolorowych, humorystycznych historyjek. Błąd! „Tymek & Mistrz. Strachy na lachy” to już trzecia książeczka trzeciego wydania przygód pewnego czarodzieja i jego ucznia (zaczęło się tu – klik). Krótko, ale dobitnie — idealne lekarstwo na szarą rzeczywistość i zwyczajność prozy życia.
Co w artykule?
Każda misja jest do rozwiązania
Leśniak i Skarżycki komponują książeczkę z krótkich epizodów, czasem tylko dwustronicowych, a czasem nieco dłuższych — cztero- lub pięciostronicowych. Na końcu, na dokładkę, znalazła się strona pokazowa magicznej sztuczki. Często żarty wynikają z sytuacji, jakie tworzą petenci szukający pomocy. Sława czarodzieja przez te wszystkie lata dotarła do odległych zakątków krainy, i choć kolejka jest długa, wiadomo, król to obywatel o najwyższym priorytecie. Niemniej, czasem i innym można pomóc — na przykład właścicielowi kopalni, o ile akurat królestwo nie wymaga ratowania. No, albo gdy król nie cierpi na bezsenność, bo na jego zamku straszy. Tudzież gdy królowa nie ma czkawki.
Każdą misję można rozwiązać na tysiące sposobów. Często wydaje się, że Mistrz nie wybiera najłatwiejszej ani najkrótszej drogi. Za to za każdym razem jest skuteczna — no bo jeśli nie da się przegnać ducha górnika straszącego w kopalni diamentów, zawsze można założyć tam tunel strachu i otworzyć lunapark! Oczywiście, przecież hobbici mogli polecieć do Mordoru na orłach, tak samo jak Mistrz mógł zawrócić meteoryt grożący planecie, nie ruszając się z miejsca. Z tym że wtedy nie byłoby wyprawy. Wszyscy zadowoleni? No pewnie — łącznie z czytelnikami. Mistrz to w końcu Mistrz, choć ma swoje ograniczenia. Na przykład dowiadujemy się, że jego przydomku nie da się użyć, gdy siada za kierownicą.
Gier słownych ciąg dalszy
Nie brakuje też czarnych charakterów, których działania z góry skazane są na porażkę. Niemniej jednak zły czarnoksiężnik Psuj i jego sepleniący pomocnik Popsuj dokładają wszelkich starań, aby dać popalić Mistrzowi. Zrobiliby naprawdę wszystko, aby zobaczyć, jak mag noszący się w gwieździstej pidżamie zwiewa. W tym celu posyłają w jego stronę tornado. Jednak czy to dzięki sprytowi największego ze wszystkich czarodziei, czy przez umiejętne operowanie słowami, finalnie to ci źli muszą wiać. A okrzyk „w nogi” niestety im nie pomaga.
Gier słownych jest tu bardzo wiele, a ja je uwielbiam. Nie wiem, dlaczego sprytnie ułożone żarty słowne określane są mianem „sucharów” (kiedyś mówiło się na to „kwas”). Mnie bawią, a im bardziej absurdalne, tym lepiej. W wyprowadzaniu tych żartów pomaga narrator, który bywa nadaktywny i czasem powtarza wypowiedzi bohaterów. Często też podsumowuje epizody, kończąc je zabawną konkluzją i zwracając uwagę na to, że choć działania Mistrza i Tymka są skuteczne, rzadko spotykają się z podziękowaniami. Potrzeba czasu, by docenić ich wysiłki.
System nauczania Mistrza
Kreska Leśniaka z czasem ulegała pewnym modyfikacjom, choć wygląd bohaterów pozostaje niezmienny. Tymek to typowy chłopiec, który zamiast tracić czas u czarodzieja na daremne próby opanowania alchemii, mógłby uczyć się w pobliskiej podstawówce. Oczywiście, zamiast czytać te miejscami nieco głupkowate historyjki, można scrollować Fejsa, Instagrama czy inne media, w zależności od preferencji i posiadanych kont. Mistrz jednak dołącza do Księgi Magów i szybko zaczyna rozumieć swój błąd. Liczba „lajeczków” pokazuje tylko iluzoryczną popularność, a prawdziwą sławą może cieszyć się jedynie ktoś zasługujący na miano mistrza.
Chyba że to tylko przechwałki, a wspomnienia czarodzieja zostały wykrzywione przez jego przesadną buńczuczność i próżność. Bo czy można ufać słowom Mistrza? Według niego karierę maga rozpoczął już w łonie matki, Sfinksa stworzył z nudów i umieścił na pustyni, bo nie miał czasu go dokończyć, a pierwsze księgi magiczne poznawał „przy okazji” dostawiania do piersi.
System nauczania Mistrza opiera się na dialogach z Tymkiem, a czasem w kadrach widzimy tylko ich głowy, co może usypiać czujność czytelnika. Jednak zaraz po takiej rozmowie pojawia się świetny kadr, który ożywia akcję. Na przykład scena z czarodziejem przeszukującym teren z lupą w ręku, próbującym znaleźć osobę strugającą dziwne, szalone figurki. A jeśli brakuje miejsca na dodatkowe klatki, wystarczy obrazek Tymka z rezygnacją uderzającego dłonią w czoło.
Kolejny tom już wkrótce! Czeka nas prawdziwa perełka z okładką ukazującą środek morskiej przygody. A potwory? Cóż, Mistrz i Tymek radzą sobie z nimi znakomicie, więc nie ma się czego obawiać. To by było na tyle na dziś. Do następnego! Aha, przepraszam, ale nie potrafię wyczarować zakończenia przebijającego czwartą ścianę, więc musicie mi uwierzyć na słowo.
Scenarzysta: Rafał Skarżycki
Ilustrator: Tomasz Lew Leśniak
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Seria: Tymek i Mistrz
Format: 165×235 mm
Liczba stron: 52
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo