WKKM. Tom 7 – Hulk. Niemy krzyk
Hulk. Niemy krzyk to komiks, który jest mi bardzo trudno jednoznacznie ocenić, a to ze względu na fakt, że w mojej ocenie jest on totalnie chaotyczny. Mamy tu komiks w konwencji typowo
superbohaterskiej, który zapożycza garściami wielkimi jak łapska tytułowego bohatera z wielu dziedzin. Osobiście nie przepadam za tego typu rozwiązaniami, wspomniany chaos oraz typowe dla lat osiemdziesiątych prowadzenie fabuły stawia ten album dla mnie na straconej pozycji. Sam początek komiksu, w którym szary Hulk ni z stąd ni zowąd wpada do jakiegoś mieszkania tylko dlatego, że usłyszał dziwne odgłosy najlepiej oddaje monolog samego bohatera: „Wygląda jak fajerwerki, ale jest w tym coś pokręconego, ciekawe skąd się wzięły? I dlaczego mnie to obchodzi?” No właśnie ciekawe 😉 Kolejnym sporym minusem jest dla mnie szybkość z jaką przewijają się wątki, zmienia się to wszystko bez jakiś konkretnych punktów zwrotnych. Raz Hulk walczy z „czymś” w wymiarze „dziwnej materii”, później prześladuje go futurystyczny samochód do polowania na Hulki ;), w końcu jak Filip z konopi wyskakują Skrulle, .żeby na końcu wywiązała się walka Free
Poza tymi wadami, których wy może nie zauważyliście, albo nawet nie są dla Was wadami, komiks ma dużo zalet. Po pierwsze humor! Śmiałem się w duchu czytając ten komiks, pewne hasła rzucane przez szarego Hulka wywoływały u mnie śmiech, i to wcale nie niemy. Trzeba to przyznać Szary Hulk był w tym komiksie w wyjątkowo dobrej formie 😉
Poza warstwą humorystyczną znajdziemy tutaj również świetny wątek psychologiczny, opowiadający o charakterze przemian Bannera w Hulka, czy to zielonego czy szarego. Bardzo ciekawy i intrygujący wątek powstał z opisywanej wcześniej walki Hulk – Hulk – Banner. Ukazanie roztrojenia jaźni udało się naprawdę dobrze. Wartym szczególnego podkreślenia jest sama końcówka, w której dowiadujemy się o bardzo istotnych zdarzeniach z dzieciństwa Bannera, które w pewien sposób wyjaśniają charakter i brutalność jego zielonego wcielenia. Pochwalę również szatę graficzną, dostałem dokładnie to czego oczekiwałem, bez zbytecznych fajerwerków, po prostu Hulk jest takim Hulkiem jakiego sobie wyobrażałem. Oczekiwania spełnione więc na plus.
Jak pisałem na początku, nie potrafię jednoznacznie stwierdzić co myślę o tym komiksie, może to i dobrze, bo myślę o tym nawet teraz, czyli długo po przeczytaniu albumu. Wiem jednak jedno na pewno, nigdy nie będę zwolennikiem wrzucania w 7 zeszytów tylu wątków, bez dokonania wyraźnego podziału za pomocą zwrotów akcji.
Rzadko w swoim recenzjach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wspominam o dodatkach, tutaj jednak szczególnie warto zatrzymać się na końcówce albumu. Informacje oraz sposób ich zredagowania bardzo zachęcają do sięgnięcia po kolejne opowieści Petera Davida, z mocnym naciskiem na Hulk: The End. Czytaliście już? Jak wrażenia?