Władcy Chmielu – seria
O kraju piwem płynącym
Francuskojęzyczna bibliografia komiksowa jest przeogromna. Twórcy frankofońscy mają niesamowity talent to opowiadania przeróżnych historii w formie komiksu i zupełnie nie boją się podejmowania tematów trudnych, kontrowersyjnych, bądź po prostu dziwnych. Być może to zasługa wieloletniej tradycji czytania komiksów, która pozytywnie wpływa na odbiór (i najprawdopodobniej tworzenie) komiksów w tych krajach, a z którą spotykamy się na każdym kroku będąc we Francji czy Belgii.
Jedną z takich niesamowitych opowieści są Władcy Chmielu autorstwa Jeana Van Hamme’a i Francisa Vallès’a. Kiedy komiks zaczął ukazywać się w Polsce (2001 rok, wyd. Motopol – Twój Komiks), Van Hamme zdobył już sympatię czytelników takimi powieściami jak Largo Winch, XIII czy kultowy Thorgal. Pozycja JVH była już dość ugruntowana – wartka akcja, polot, fantazja i zaskakujące wydarzenia. Władcy Chmielu byli jednak zupełnie inni.
Nuda?
Seria składa się z siedmiu części, każda zatytułowana jest imieniem jej głównego bohatera i rokiem rozpoczęcia akcji. Wszystkie razem tworzą historię belgijskich magnatów browarnictwa z przełomu XIX i XX wieku. Jean Van Hamme tym razem zaskakuje tematyką. Nie proponuje sensacyjnej lub epickiej opowieści, pełnej spisków, niesamowitych zwrotów akcji czy pułapek. Tytułowa rodzina Steenfortów to właśnie tyle – rodzina. Zdarzają się dramaty, zdrady, chwile radości, wzloty i upadki. Pozornie nie ma tu żadnego ciekawego tematu, żadnej historii do opowiedzenia. Siedzą nieustannie w belgijskiej wiosce i warzą piwo. Niedoczekanie!
Wystarczy jedna plansza, żeby zatopić się w pasjonującej rodzinnej sadze. Mimo tego, że „nic się nie dzieje”, historia nie zaczyna się od fajerwerków, skarbów i odkrycia nowego lądu, ma się ogromną chęć odkrycia tego, co będzie dalej. Wydarzenia przebiegają płynnie, zdają się toczyć własnym torem, nie prezentując nic nadzwyczajnego. Ot, proza życia – małżeństwo, narodziny, pogrzeb, narodziny, zaślubiny… To jednak jest kwintesencja talentu Van Hamme’a. Pisarz potrafi w tak fascynujący sposób przedstawić uciekający czas i codzienne życie, że ani się obejrzymy opowieść się kończy.
Malowane historią
Na wielki podziw zasługują także wybitne ilustracje Vallès’a. Każda postać jest dopracowana z aptekarską dokładnością i nie ma mowy, żeby pomylić bohaterów. Mimika ich twarzy i imitacja ruchu oddziałowują na wyobraźnię czytelnika tak mocno, że ma się wrażenie oglądania filmu. Krajobrazy są wiarygodne i, kiedy trzeba, zapierają dech w piersiach. Nie ma mowy o przypadkowej kresce czy niefortunnie dobranym kącie. Kompozycja jest zgrana i precyzyjna, a warsztat artysty jest perfekcyjny.
Czytając (choć chce się powiedzieć „doświadczając”) Władców Chmielu jest się ciągle świadomym harmonii panującej między scenariuszem a ilustracjami. Bohaterowie są całością, ludźmi z krwi i kości, jednakże nie przysłaniają bohatera głównego, czyli Belgii w obliczu wielkich przemian społecznych i przemysłowych. Wątek zmiany obyczajów, ustroju i przełomowych wydarzeń historycznych jest nie tylko tłem dla opowieści, ale czasem stanowi główną oś wydarzeń i czynnik decydujący o działaniach bohaterów. Chociaż oczywiście można traktować sagę Steenfortów jako opowieść uniwersalną, wiarygodne tło historyczne dodaje jej charakteru.
Seria ma tylko jedną wadę. W Polsce nie została wydana do końca. Z siedmiu tomów ukazało się tylko pięć i to prawdopodobnie jedyny powód, dla którego komiks nie stał się unikatem. Do dziś można znaleźć poszczególne tomy walające się bez ładu i składu w ciemnych zakątkach księgarni. Wydawcy mogli zapomnieć o tej wspaniałej serii, ale ta fascynująca opowieść o piwnych potentatach wciąż zajmuje honorowe miejsce w sercach czytelników.
Iza
PS. Po więcej moich komiksowych przygód zapraszam na ubernerdchickpl.