Nowa przyjaciółka – recenzja
Nie lubię zmian środowiska. Są dla mnie bardzo stresujące. Czy (drzewiej) odszukiwanie się w nowym środowisku szkolnym, czy (obecnie) zadomawianie się w kolejnym miejscu pracy. Nie nawiązuje relacji zbyt łatwo. Gdy jestem świeży w towarzystwie, kryję się zazwyczaj gdzieś w koncie i nerwowo reaguję na zaczepne pytania. Zawsze obawiam się, czy w wyglądającym wrogo towarzystwie znajdzie się nowy przyjaciel, czy nowa przyjaciółka.
Czerwcowa nowość od Wydawnictwa Jaguar to komiks dla dzieci, choć ilość użytego różu sugeruje, że jest to pozycja skierowana raczej dla dziewczynek. Ostatnio przy recenzowaniu Dogmana nieco zbeształem Egmont za zasypanie rynku komiksami dla żeńskiej części młodocianych czytelników. Ot, historia mojego życia, szybko przychodzi mi odszczekanie wcześniejszych słów. Nowa przyjaciółka, mimo pewnych sygnałów stwarzających wrażenie, że nie powinna, spodobała mi się i umiliła kilka (-naście?, -dziesiąt?) chwil. Parę razy się uśmiechnąłem, zaśmiałem w głos, a nawet skłoniłem ku głębszej refleksji.
Dziewczynką, która szuka nowej przyjaciółki, jest Danielle, która niczym nie wyróżnia się z tłumu innych dzieci. Jest natomiast coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Ma okropnego pecha. Wszyscy jej przyjaciele z szóstej klasy albo trafili do innych klas, albo uczą się w odrębnych szkołach. Co tu zrobić, skoro dochodzi do takich okropieństw, jak jadanie obiadów w samotności (aż mnie ciarki przeszły po plecach – nienawidzę tego)? Na dodatek klasowy byczek uparł się na nią i uprzykrza jej życie, wyzywając od brzydulek. Kirsten Gudsnuk na przykładzie dziewczyny pisze osobliwy poradnik, wskazując co zrobić i czego nie należy próbować, szukając kolegów. Stara się pomóc dziewczynie, jak tylko może, wrzucając do scenariusza kilka elementów, którymi nie dysponują dzieci, które nie zostały powołane do życia na kartkach komiksu. Najważniejszym z nich jest…
Magiczny szkicownik
Kristen Gudnsnuk wskazuje chińską baśń zatytułowaną „Zaczarowany pędzel” jako pierwszy strzał z armaty, który wstrzelił jej do głowy pomysł i zapoczątkował proces opracowywania scenariusza dla Nowej Przyjaciółki. Tysiące (byłych) dzieciaków z Polski zauważy jednak inną analogię. Będzie nią serial animowany zrealizowany w Studio Małych Form Filmowych Se-ma-for w latach 1964-1977, opowiadający o przygodach Piotrka, któremu w rozwiązaniu problemów pomaga ołówek. Wystarczy, że chłopak naszkicuje na kartce papieru potrzebny mu przedmiot, a ten po chwili się materializuje. W komiksie jest podobnie, ale zaczarowanym przedmiotem nie jest przybór do rysowania, a szkicownik, który Danielle odziedziczyła po zmarłej, samotnej i dziwnej ciotce. Zasada jest ta sama, choć scenarzystka od razu wykracza poza ramy szkicowania zwykłych przedmiotów. Pierwszą „rzeczą” wyczarowaną w komiksie jest głowa Księcia Neptuna, głównego antagonisty z fikcyjnego serialu opowiadającego przygody Słonecznych Sióstr (choć ja tu widzę Czarodziejki z Księżyca).
Ta tragiczna, ale nie najpoważniejsza pomyłka z wachlarza popełnionych w komiksie, jest jego siłą napędową. Danielle nie narysowałaby głowy, gdyby wiedziała o magicznych właściwościach szkicownika. Skoro jednak Książę Neptun został już powołany do życia, a w dodatku nazywa dziewczynę „księżniczką”, to, jak tylko jest to możliwe, towarzyszy dziewczynie i raczy ją poradami (nie zawsze dobrymi). Bohaterka szybko się reflektuje i postanawia stworzyć sobie przyjaciółkę z krwi i kości. Tu zaczyna się galimatias konsekwencji. Co oznacza wyczarowanie człowieka z niczego? Co się stanie, gdy Madison Fontaine dowie się, że nie ma rodziny i zacznie się zastanawiać nad wolną wolą, skoro jej głównym przeznaczeniem miało być kolegowanie się z Danielle? Po odpowiedzi zapraszam do lektury komiksu.
Nowa Przyjaciółka jest mi bliska, lektura komiksu przypomina mi spotkanie ze starym kolegą ze szkoły podstawowej, albo technikum. Od razu przypominają mi się próby nawiązywania relacji i liczne chwile odosobnienia. Mimo poruszenia przez autorkę istotnych kwestii w życiu człowieka, jest to pozycja humorystyczna, bazująca na zabawnych sytuacjach i dialogach. Żeby nie było, że tylko chwalę, komiks posiada małe mankamenty. Kreska Kristen Gudsunk, pomimo że pasuje do opowieści, nie do końca mi leży. Te wszystkie wielkie oczy i zalewane łzami twarze przyciągają skojarzenia z Japonią, ale Nowa Przyjaciółka mangą nie jest i daleko jej do niej. Jest też kilka niedociągnięć edycyjnych związanych z nieprzetłumaczeniem wszystkich napisów w kadrach. Ma to sens, gdy jest lekcja hiszpańskiego, na resztę należałoby się zdecydować i przetłumaczyć wszystko albo nic. Te małe mankamenty nie wpływają na odbiór komiksu, a dzieciaki (do których głównie kierowany jest ten tytuł) nawet na to nie zwrócą uwagi.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Jaguar za udostępnienie egzemplarza do recenzji
Krótka ocena moich młodych recenzentów: Fajne, śmieszne, tylko różowy strasznie błyska po oczach.