Wojna Polsko-Bolszewicka w komiksie – recenzja

Z wielkim zainteresowaniem śledzę rynek komiksów historycznych (popatrz TU), ale Wojna Polsko-Bolszewicka jest pierwszym tytułem od Wydawnictwa AA, po który sięgnąłem. Kiedyś przeskoczyła i całkiem zaintrygowała mnie okładka Rotmistrza Pileckiego, głównie za sprawą figlarnej fryzury. Najnowsza pozycja, wydana z okazji 100-lecia Bitwy Warszawskiej, określanej mianem Cudu nad Wisłą, też została ozdobiona dosyć przyjemnym obrazkiem. Robi dobre wrażenie, do czasu, gdy się jej nie przyjrzysz. Wtedy zaczyna wyjawiać mankamenty, którymi sam komiks jest napakowany niczym wór Świętego Mikołaja w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia. Właściwie, aby nie znęcać się nad tą pozycją, powinienem skończyć. Postawić kropkę i odejść. Idealistyczne podejście mi na to nie pozwala. Może ktoś to przeczyta i wyciągnie wnioski.

Wojna Polsko-Bolszewicka

Zacznę od największego rozczarowania, jakim jest warstwa graficzna. Po przeczytaniu komiksu myślałem sobie, że Paweł Kołodziejczak jest jednym z wielu rysowników kształcących się w kierunku artystycznym tylko po to, aby w pewnym momencie swojego życia postawić na odwalanie chałtury, tworząc brzydkie komiksy. Krótkie poszukiwanie w internecie spowodowało, że po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Ten sam artysta, który nabazgrolił dziesiątki karykaturalnych, porozrzucanych po stronach bez ładu i składu i zwyczajnie brzydkich rysunków z Wojny Polsko-Bolszewickiej, wykonał schludne, dopracowane, czyściutkie grafiki Wita Stwosza. Nie mogę znaleźć wytłumaczenia dla tej sytuacji. Chyba że jest dwóch Pawłów Kołodziejskich. Jeden mnie zachwycił, drugi postanowił skrzywdzić.

Wojna Polsko-Bolszewicka

Drugi mankament można wywnioskować z samej tylko okładki, nie otwierając komiksu. Autor postanowił przedstawić nam wersję zwycięskiej drużyny. W całym dziele brak jakiejkolwiek próby wyprowadzenia punktu widzenia poza równanie my – dobrzy, oni – źli. Wojnę Polsko-Bolszewicką zdobi sylwetka całkiem nieźle skreślonego orła (choć portki powinien mieć nieco ciaśniejsze), który przelatuje nad dwoma stronami konfliktu. Z jednej strony naciera niebieska, dumna, czysta armia, a z drugiej brzydka, nieogolona hołota z powykrzywianymi twarzami. Oczywiście, gdybym chciał stworzyć zeszycik, który pokazałbym swoim znajomym, zrobiłbym to samo. W tytule, który ma potencjał trafić do najróżniejszego czytelnika, w tym też takiego w wieku szkolnym, podobne przedstawianie historii jest nie na miejscu. Pewnie nikt nie chciałby poznać wersji stworzonej na podstawie rosyjskiego podręcznika do historii, ale ludzie. Błagam! Wrzućcie następnym razem choć szczyptę obiektywizmu.

Wojna Polsko-Bolszewicka

W komiksie

No dobrze, po samym tytule możecie dowiedzieć się, o co chodzi. W jaki sposób Paweł Kołodziejski serwuje nam wiedzę historyczną dotyczącą Bitwy Warszawskiej z 1920 roku? Znowu, finezji zbrakło. Ja wiem, fakty historyczne gęste jak syrop trzeba w czymś rozcieńczyć, aby móc to łatwo przelać na kartki komiksu. Co robi autor? Wprowadza pokraczną postać narratora – scenarzysty komiksu, jeżdżącego na desce, uśmiechającego się, mającego w poważaniu goniące go terminy, wymyślającego scenki komiksu podczas zabawy. Możliwe, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby tworzyło to zgrabną klamrę. Narrator pojawia się co chwilę. Podczas lektury miałem wrażenie, że autor ma zapędy narcystyczne. Z jednej strony Józef Piłsudski zamykany jest w ciasne klatki, a obok rudowłosy scenarzysta pędzi poprzez całą stronę na deskorolce, oznajmiając, że z pisaniem komiksu to ma już z górki.

Wojna Polsko-Bolszewicka

Do litanii grzechów Wojny Polsko-Bolszewickiej należy zaliczyć konstrukcję kadrów i dymków. Już na pierwszej stronie komiksu miałem problem, aby przeczytać dialogi w prawidłowej sekwencji. Niby rewolucji tu nie ma, czytamy od lewej do prawej, ale czasem poszczególne baloniki przepychają się w niewytłumaczalny sposób, któryś trzeba pominąć, do któregoś pójść najpierw. Toć recepturę na to wynaleziono dziesięciolecia temu. Serio, jeżeli rzeczywiście nie da się ułożyć chmurek w logiczny i wyraźny dla oka sposób, wystarczy narysować strzałki, albo chociaż ponumerować co po czym. Ten cały chaos ma ogromny wpływ na (i tak już ciężką) lekturę, często trzeba się cofać, zaczynać stronę od nowa. W połączeniu ze wszystkimi innymi błędami wprowadza to czytelnika w stan agonii. Na szczęście komiks trwa niecałe 80 stron, choć autor twierdzi w dodatkach, że to nie koniec.

Wojna Polsko-Bolszewicka

Wojna Polsko-Bolszewicka to pozycja zła, nawet bardzo. Zainteresowały mnie ze dwie, trzy plansze, to wszystko. Niby głównym celem komiksów historycznych jest edukacja. Przyznam, że dowiedziałem się czegoś nowego o Bitwie Warszawskiej z 1920 r. Koszt zdobycia tej wiedzy uważam za wysoki. Aha, zanim postawię ostatnią kropkę, jeszcze jedna uwaga do autora. Wypadałoby zamieścić bibliografię, przytaczane są słowa proroctw i postaci historycznych. Także szczerze wątpię, że żołnierze pod ostrzałem z CKM-a krzyczą w rzeczywistości „krwią niech szafuje, kto krew ma na zbyciu…”, zamiast krótkiego przekleństwa. To jednak są tylko takie małe chciejstwa, które bledną w blasku głównych błędów. Pozostaje mieć nadzieję, że Paweł Kołodziejski się zreflektuje, może nawet zostawić okładkę, ale środek niech narysuje od nowa.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu AA za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: