Superman. Amerykański Obcy. Tak bardzo ludzki
Ludzie czytający komiksy dzielą się z reguły na tych, co uwielbiają Supermana i na tych, którzy nie czytali naprawdę dobrej historii z Człowiekiem ze Stali. Oczywiście w tym lekko prowokacyjnym rozróżnieniu reprezentuję pierwszą grupę, a śmiała teza wynika niejako z tego, że kiedyś sam wykazywałem małe zainteresowanie postacią ostatniego Kryptończyka. Taki stan rzeczy wynikał właśnie z powodu, że mój stosunek do postaci opierał się na stereotypowym postrzeganiu alter ego Clarka Kenta, jakoby Superman był nudny. Głównie z idiotycznego przeświadczenia, iż jest on „zbyt przegięty”. W miarę poznawania ikonicznych historii z Człowiekiem Jutra zmieniałem swoje podejście do tego stopnia, że obecnie mogę stwierdzić, że jest on jedną z moich ukochanych postaci oraz największą inspiracją wśród zastępu fikcyjnych bohaterów popkultury. Fenomen Supermana to być może temat na całkiem inny tekst, ale każdy niemal aspekt, który uwielbiam w tej stworzonej w 1938 roku postaci, uchwyca Amerykański Obcy Maxa Landisa. Przechodząc zatem do meritum, już wiecie, że mi się podobało.
Album zawiera siedem historii. Każda opisuje skrawek życia Clarka Kenta, zaczynając od lat dziecięcych na farmie w Kansas, do pierwszych miesięcy w roli Supermana w Metropolis. Każdy z epizodów ma unikalny styl oraz klimat, do każdej zaangażowano również innych rysowników i kolorystów. Zwykle nie jestem zwolennikiem mieszania stylów wizualnych, ale tutaj taki zabieg ma jak najbardziej sens! Inną potrzebę oprawy graficznej ma pełna ciepła i rodzinnej miłości opowieść o młodym Clarku w Smallville, a inaczej należało potraktować epicką rozpierduchę w ostatnim numerze. Każda historia odnosi się do prominentnej cechy charakteru Clarka, kluczowego momentu w rozwoju bohatera, bądź innego aspektu bycia Supermanem. Różnorodność historii świadczy nie tylko o kreatywności ekipy tworzącej tę serię, lecz również o tym jak wdzięcznym materiałem jest Superman i jak złożona wbrew pozorom to postać.
Rozdziały jednocześnie stanowią odrębne całości, jak i uzupełniają się nawzajem. Autor wie, że każdy czytelnik miał już styczność z postacią oraz jego najbliższym otoczeniem, ale bawi się ikonicznymi elementami i serwuje je na nowo w konsekwentnej wizji, która tylko na pozór może wydawać się trochę poszarpana i chaotyczna. Jeśli miałbym na coś narzekać, to właśnie być może na ostatni numer. Lekko wytrącający mnie z tej emocjonalnej podróży w stylu „coming of age”, która działała rewelacyjnie bez typowego superhero-nawalania w stylu filmu Zacka Snydera. Dobór przeciwnika, którym jest Lobo oraz styl graficzny również wywołały u mnie mały zgrzyt, jednakowoż nie były w stanie zatrzeć niezwykle pozytywnego wrażenia po lekturze całości*.
Amerykański Obcy to prawdopodobnie taki komiks o Supermanie, jakiego nie wyobrażają sobie ci kojarzący latającego typa w rajtuzach jedynie z popularnym logo z pidżam i kapci dla chłopców. Nie ma tu nadmiernej eksploatacji nadludzkiej siły kosmity, rozwiązującej każdy problem, czy bezrefleksyjnej bitki z potworami dorównującymi mocami naszemu kosmicie. Mamy za to całe spektrum ludzkiej strony eSa. Jego wątpliwości, marzenia, ograniczenia i całą masę niedoskonałości. Nasz bohater przez cały album się czegoś uczy, a my już po pierwszym numerze bardziej widzimy w nim dobrego chłopaka z prowincji, aniżeli potężnego boga.
Uchwycenie tej znamienitej idei Supermana i wytworzenie wrażenia, które cechuje moje ulubione historie z Człowiekiem Jutra, jakoby opowieści o superczłowieku były tak naprawdę o nas samych jest największą wartością albumu. Superman to niemalże boska postać, która chcę być jak najbardziej ludzka i bliska człowieczeństwu, do którego tak bardzo chce przynależeć. To Clark Kent jest przecież przebraniem, prawda?
Bartosz
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
*Cieniem na tę publikację rzucają się również kontrowersje związane z Maxem Landisem, głównie oskarżenia o podłożu seksualnym. Nie chcę narzucać nikomu zasady oddzielania dzieła od twórcy, ale wczytanie się w szczegóły i ewentualny osąd scenarzysty zostawiam Wam.
Jeśli lubicie Supermana zajrzyjcie TU.