Sonic the Hedgehog. Punkt zwrotny 1 – z gry na duży ekran i do komiksu
Każde medium rządzi się swoimi prawami. Zdarza się, że mechanizmy, które działają w grach sprawdzają się też w komiksach, albo filmach. W moim odczuciu bardzo rzadko. Przekładki z gier są moim zdaniem najtrudniejsze do wykonania, zwłaszcza z platformówek, w których fabuła nie jest aż tak ważna. Liczy się bardziej grywalność, rywalizacja, pokonywanie poziomów i rozgryzienie silnika. Komiks Sonic the Hedgehog. Punkt zwrotny 1. zdaje się potwierdzać tę tezę.
Zanim przejdę dalej, szybkie pytanko. Jak zamierzacie przywitać Nowy Rok? Niby jeszcze sporo czasu, ale ja już mam plany na Sylwestra. Mimo że tego dnia obchodzę imieniny, lubię je spędzać kameralnie i bez zbędnych fajerwerków. Od razu powiem, że nie. Nie będę grał w grę. W programie tegorocznej imprezki głównym punktem jest czwarty sezon Cobra Kai. Co prawda jakimś wielkim nerdem nie jestem, ale i tak wiele godzin swego życia zmarnowałem w różnego rodzaju grach (nie tylko) komputerowych. Ale w Sonica nigdy nie pykałem, może dlatego, że nigdy nie miałem w domu Segi.
Diabelsko szybki jeżyk pojawił się po raz pierwszy w 1991 roku, a jego design tak bardzo reprezentuje tę epokę. Kolorowo, wystrzałowo, eksploatując tezę „na co komu proporcje”. Zażarło, niebieski speedster Sonic ma swoich fanów na całym świecie. Po sukcesie zeszłorocznej kinowej wersji (w której na początku starano się unowocześnić wygląd jeża, co spotkało się z wielką krytyką) przyszedł czas na komiks. Do kogo jest kierowany? Na pewno nie do tych, którzy ogrywali 30 lat temu (tak, tak, to już tyle minęło) platformówkę. Co znajdziecie w twardej, błyszczącej oprawie? Prostą fabułę, dużo kolorów, sporo akcji. Tak, Sonic the Hedgehog. Punkt zwrotny. 1 to pozycja dla dzieci, nastolatkowie będą się już nudzić.
Na kartkach komiksu znajdziemy zarówno głównego bohatera, jak i dobrze znaną postać drugiego planu, dwu-ogonowego liska zwanego Tailsem. Pojawiają się też złe roboty, ale główny przeciwnik Sonica, Doktor Eggman zdaje się, że gdzieś przepadł. Może coś mu się stało, a może coś knuje. Nie wiadomo. Mimo to speedster z gry Segi ma co robić. Rusza do akcji i tłucze się z botami, aż onomatopeje ledwie za nim nadążają.
Ja wiem, że być może zbyt wiele wymagam od komiksu, który wcale nie stara się udawać niczego więcej, niż jest. Ot, prosta historyjka, która ubarwić ma kilka chwil w życia dziecka i kolorowo wryć się w jego pamięć. Nadal nie obraziłbym się przynajmniej za pozory fabuły. Ian Flynn niby robi jakieś małe kroczki, by coś takiego wyprowadzić, ale wychodzi mizernie. Sam Sonic biega i rzuca dość butne teksty, które niby współgrają z definicją pewnego siebie, zawadiackiego bohatera, ale mi bardziej działa na nerwy, niż wzbudza sympatię.
Jeśli coś miałoby być warte uwagi w tym komiksie to dynamizm starć. Dobrze jest to wykadrowane, całkiem nieźle narysowane i poprawnie pokolorowane. Jeśli chciałoby się czegoś więcej, to sorry, ale to nie tutaj. Może za bardzo starano się naśladować grę, wpisać się w mechanizmy szybkiego przechodzenia kolejnych poziomów. Niestety, w komiksie to nie zadziałało. Nie tym razem.
Nom i jeszcze ta jedynka w tytule. Na dokończenie historii i rozwiązanie zagadki przyjdzie poczekać. Następne opowieści z Soniciem też podzielone są na dwie części. Trochę szkoda, choć wątpię, by moje nastawienie do tego komiksu miałoby się zmienić. Ale to nie jest tak, że Punktu zwrotnego nie polecam. Wręcz przeciwnie. Jeśli macie w domu dzieci, którym podobał się film o szybkim jeżu, jest to pozycja dla nich. Będą się bawić doskonale. Tak przynajmniej mniemam.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Amber za udostępnienie egzemplarza do recenzji