Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio – litr nierozcieńczonej melancholii
Thorgal to dla mnie arcyważna seria, przede wszystkim dlatego, że w przygodach dziecka z gwiazd zaczytywałem się, gdy sam byłem dzieciakiem. Ostatnio przeczytałem kilka nowszych tomów, mimo że to już nie to samo i tak powoli uzupełniam kolekcję (o 40. tomie Thorgala tu – klik). Główna seria i spin-offy idą dalej, a na pokładzie nie ma już dawno ojców postaci, czyli Rosińskiego i Van Hamme’a. Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio to komiks, którego autorem jest Robert Recht, ale ten album jest czymś więcej niż kolejną serią poboczną. Jest to hołd dla postaci, nawiązujący do najpotężniejszych definicji bohatera, ale też i do najlepszych tomów, ale nie bojący się sięgać do nowych horyzontów.
Usiąść obok zmęczonego życiem Thorgala
Robert Recht siada u boku starego Thorgala, który akurat żegna się ze swoją zmarłą żoną. Jest to olbrzymi cios dla każdego czytelnika, który z żył się z Aegirsonem. Przeżywałem gdy Thorgal został odtrącony przez przyszłego teścia, Gandalfa Szalonego. Mam w pamięci przykucie do skały w trakcie przypływu, ale też pamiętam, że ta historia ma dalszy ciąg. Założenie rodziny i wychowywanie dzieci. Teraz Aarcia odchodzi i aż przeszywa mnie ból po stracie.
Starego i zmęczonego bohatera nie przestają nękać starzy wrogowie. Podczas pogrzebu pojawia się Nidhogg, któremu Thorgal pokrzyżował dawno temu plany, przynosząc metal, który nie istniał, jednocześnie ratując króla krasnoludów. Starodawny wąż przychodzi pożegnać się z Aaricią, ale jednocześnie podsuwa Thorgalowi pokusę zobaczenia ukochanej jeszcze raz, co ma umożliwić pierścień w kształcie węża połykającego swój ogon.
Cofam się pamięcią do tamtego dnia
Chyba trzeba być nieczułym skurkowańcem (tak Spock, to do Ciebie), aby nie skorzystać z takiej okazji. Thorgal cofa się do dnia, w którym kilkuletnia Aaricia podkradła klejnoty, nazywane łzami, które trzymała w rączkach podczas przyjścia na świat. Ten dzień, w którym dziewczyna chciała pochwalić się przyjaciółce swoimi perłami, nie potoczył się jednak tak, jak miał. Nie tak, jak to pamiętamy.
Tu zaczyna się nowa przygoda Thorgala, w znanych już okolicznościach. Pełna pułapek i niebezpieczeństw, a dla starego człowieka uciążliwe już są pościgi, bieganie po lesie i pojedynki na białą broń. Niemniej Aegirson nadal z łuku strzela doskonale.
Ulubione tomy głównej serii
Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio to komiks nawiązujący do najlepszych tomów z serii. Bohater został przykuty do skały w Zdradzonej czarodziejce, dostarczył Nidhoggowi metal, który nie istniał w Gwiezdnym dziecku, pierścień Uroborosa pojawia się we Władcy gór, a Aaricia wykrada perły w Aaricii (nie inaczej). Są też inne, mniej oczywiste nawiązania, jak bliźniaczo podobny strzał z łuku nad głowami wrogo nastawionego ludu z Łuczników.
Czy nowy czytelnik ma tu co szukać?
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że można czytać Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio bez znajomości jakiegokolwiek innego komiksu. Fabuła jest przejrzysta, wciągająca, wątki są schludnie poukładane. Z tym że nie ma to sensu, nowy czytelnik nie odczuje bólu głównego bohatera, nie wzruszy się, wracając do starych miejsc, nie ucieszy się z powrotu, nie odczuje trwogi przed dalszymi losami starych, dobrze znanych postaci i nie będzie dreptał w miejscu, aby wszystko wróciło do starego porządku.
Robert Recht – nowy mistrz na pokładzie
Listem miłosnym dla Thorgala jest też warstwa graficzna. Robin Recht naśladuje, ale nie odtwarza stylu Grzegorza Rosińskiego, choć przynajmniej jedna plansza (z Aaricii) została wiernie odtworzona. Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio kojarzy się z pierwszymi tomami serii, ma bardzo podobny, tajemniczy i magiczny klimat. Na wielu płaszczyznach działa jak wehikuł czasu, autorowi udało się wywołać we mnie takie wrażenie, jakie zrobiły na mnie moje ulubione tomy, czyli Łucznicy, Czarna galera, czy Trzej starcy z krainy Aaran. Są jednak takie miejsca, jak sceny walki, w których Recht popisuje się kreatywnością i umownością, której na łamach Thorgala jeszcze nie widzieliśmy.
Piękno tego albumu podkreśla złoty napis z tytułem, szkoda, że wersja z twardą okładką, póki co dostępna jest tylko w Empiku, ale biznes to biznes. Cieszę się za to, że Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio to album o podwójnej objętości. 108 stron cieszy i zupełnie się nie dłuży. Zakończenie wstrząsa i możnaby potraktować je jako narodziny nowego wszechświata, który należy dalej eksplorować. Końcówka daje do myślenia, bo kolejny raz wąż zjada swój ogon, a płonący drakar i na początku, i na końcu komiksu oznacza pożegnanie z Aaricią. Prawdopodobnie pojawią się następne tomy serii Thorgal. Saga, ale możliwe, że nie będą to kontynuacje tej historii, tylko realizacja całkiem nowych pomysłów.
Thorgal. Saga. Żegnaj Aaricio kończy się smutno i nostalgicznie, ale daje też pstryczka w nos wszystkim opatulonym w melancholię zatwardziałym fanom. Czy to jest to, co uniwersum dziecka z gwiazd potrzebuje? Może już czas na nowe historie z Aegirsonem, nie koniecznie tym, którego wszyscy dobrze znają.
Scenarzysta: Robin Recht
Ilustrator: Robin Recht
Tłumacz: Wojciech Birek
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Thorgal Saga
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 112
Oprawa: miękka / twarda
Druk: kolor