Marvel Origins. Thor 2. Tom 8 – Thor w miłosnych tarapatach

Marvel Origins. Thor 2

Thor nigdy jakoś specjalnie mnie nie interesował. Zbyt potężny, zbyt uśmiechnięty, zbyt niedostępny, bo komiksów z nim w roli głównej to drzewiej nie bywało. No może poza jednym Mega Marvelem. Niemniej jego początkowe przygody czyta mi się całkiem przednio, a w moich łapkach znalazł się już Marvel Origins. Thor 2, zawierający oryginalne zeszyty Journey into Mystery #92-99.

Stare komiksy, ale są starsze

Journey Into Mystery #92, pierwszy zeszyt z Marvel Origins. Thor 2 datowany był na maj 1963. O matko (moja miała wtedy cztery lata), ale to dawno. I jeśli zaczniecie myśleć, że to strasznie stary komiks, to proszę Was. Wstrzymajcie się. Są dużo starsze. Przygody boga od gromów to nie pierwsze komiksy, na których łamach Stan Lee starał się zaszczepić mitologię nordycką. Utrzymuje się, że marvelowy Loki pojawił się po raz pierwszy w Venus #6 z maja… 1949 roku! Co prawda ta seria nie miała za wiele z superbohaterskiego rozmachu, ale bez trudu można znaleźć część wspólną z historiami o Thorze. Są nią wątki romantyczne.

Marvel Origins. Thor 2

Thor w miłosnych tarapatach

Thor, a właściwie jego ziemskie, cherlawe alter ego, Don Blake ma ogromną zagwozdkę do rozgryzienia. Kocha swoją asystentkę, Jane Foster. Co gorsze, ona odwzajemnia to uczucie, ale na drodze do szczęścia stoi superbohater dzierżący potężny młot. Co gorsza, tej miłości nie chce pobłogosławić Odyn, przestrzegający surowo prawa zabraniającego ślubu nieśmiertelnego ze śmiertelniczką. No, chyba że ta, okaże się godna. W sumie to zaskakuje mnie, że nieśmiertelność puka do drzwi Jane już tak wcześnie i szczerze… nie mogę się doczekać, jak to się dalej potoczy.

Thor – bóg od młotków

Jak wiecie z filmów, Thor jest bogiem piorunów, ale w tych wczesnych historiach był mocno uzależniony od młotków. Bez Mjolnira szybko tracił swoją moc i przemieniał się w chudego doktora Blake’a. W końcu nawet Loki wykombinował jak skraść młotek, a Zaxtonowi, szalonemu naukowcowi udało się stworzyć jego wierną kopię i to nie jedną. Zły Thor z dwoma Mjolnirami wyglądał dość zabawnie, ale i przekonująco. Za to oryginalny Thor robi sobie na szybko kopie Mjolnira, ta z drewna jest dość zabawna, ale wywołuje pozytywne skojarzenia z filmowym Stormbreakerem. Aby zakończyć ten festiwal kowalstwa, trzeba dodać, że nawet Don Blake ma swój młotek, choć dużo mniejszy i nie służy do walki, tylko do medycznej diagnostyki.

Marvel Origins. Thor 2

Niemniej zdumiewa mnie, jak skomplikowane było używanie Mjolnira. Raz, że Thor musiał nim dokładnie rzucać, bo to dzięki niemu latał. Mógł go rozkręcić, aby wznosić się jak śmigłowiec. Po dwóch uderzeniach w ziemię zaczynało padać, a po czterech wystrzeliwały błyskawice. A wydawałoby się, że to ot zwykły młotek, nie ma narzędzia prostszego w budowie i obsłudze. Wystarczy się zamachnąć i łupnąć.

Loki – no przecież go kochamy!

Jak to jest, że zły brat Thora wzbudza tyle pozytywnych emocji, to nie wiem. Niemniej czekałem na jego powrót i się nie zawiodłem, bo wparował z impetem w roli głównego złola i to dwukrotnie (a już za pierwszym razem wywołał sporo zamieszania – klik). Bóg piorunów zdaje sobie sprawę, że trzeba się z nim liczyć i czasem nawet przed wyruszeniem na poszukiwania jakiegoś innego zbira sprawdza, czy Loki nadal przykuty jest do skały w Asgardzie. Tak na wszelki wypadek, aby wyeliminować największe zagrożenie.

Marvel Origins. Thor 2

Wielkie zagrożenia i niezmienne status quo

Mimo powrotów Lokiego to odnoszę wrażenie, że w historiach o Thorze niewiele się zmienia. Co prawda Jane w pewnym momencie ma dość oczekiwania i rezygnuje z praktyki u Dona Blake’a, ale szybko wraca. Tak jak ogromne zagrożenia takie, jak Human Cobra, Szalony Merlin, czy Chińska armia wywoływały dużo szumu, ale hałas na końcu historii niknął do zera i efekt awantury nie zostawał żaden. Miało to się zmienić dopiero z pojawieniem się Mistera Hyde’a, który narobił tyle zamieszania, że nie zmieściło się to w jednym zeszycie. Na nieszczęście na dokończenie tej historii trzeba będzie poczekać do następnego tomu z Thorem, ale że jest to zapowiedź zmiany na lepsze, to nawet nie mam tego za złe (chociaż bardzo nie lubię opowieści, które karzą tak czekać).

Twórczy duet

To, że jest coraz lepiej, nie bierze się znikąd. Za scenariusze zaczął odpowiadać Stan Lee i ściągał do rysowania Jacka Kirby’ego, kiedy ten tylko mógł. Czasem król robił tylko szkic, a tusz nakładał ktoś inny i widać od razu, bo Dick Ayers przemycał przy okazji swój styl. Dopiero w JIM #97 Jack Kirby pokazuje pełnię swoje talentu i specyficzną, od razu rozpoznawalną pracę cieniem. Niestety w kolejnych zeszytach pojawia się Don Heck, ale król zostaje w serii, ilustrując Opowieści z Asgardu, krótkie historyjki przybliżające nordycki panteon. Krótko i na temat, ale bardzo interesująco. Tylko Yggdrasil zasadzony gdzieś na Alasce ciut śmieszy, ale i mówi dużo o egocentryzmie obywateli USA.

Więcej o tej kolekcji znajdziecie na stronie wydawnictwa Hachette. Prezentację tego tomu znajdziecie w poniższym filmiku:

Share This: