Marvel Origins. Avengers 1. Tom 10
Bywa, że światu (w rozumieniu twórców zza oceanu — Stanom Zjednoczonym) zagraża ogromne niebezpieczeństwo, z którym jeden, czy dwóch bohaterów sobie nie poradzi. Marvel Origins. Avengers 1 to album, w którym przeczytać można pierwsze przygody drużyny najpotężniejszych superbohaterów (przynajmniej w tym uniwersum). Ogromne zagrożenia, czy olbrzymi skok na kasę? Trochę jednego i drugiego.
Co w artykule?
Ach ten Loki
Można przypuszczać, że gdyby nie adoptowany brat Thora, to Avengers by się nie zebrali. Kombinował, kombinował i przekombinował. Najpierw swoimi iluzjami sprawił, że ludzie uwierzyli, że Hulk znowu rozrabia. Później przekierował wezwanie pomocy, które Rick Jones i jego drużyna wysłali do Fantastycznej Czwórki. Miało dojść do starcia jeden na jeden, ale sygnał trafił też do innych superbohaterów. Oprócz Thora na wezwanie odpowiedzieli jeszcze Iron Man, Ant-Man, Osa i Hulk. Nazwali się… Avengers!
Pierwsze superwidowisko
Kryzys udaje się zażegnać, zostaje jednak idea zespołu, którego skład nie jest stały. Członkowie zbierają się w budynku należącym do Tony’ego Starka (tożsamość Iron Mana jest nieznana) i reagują na zagrożenia. Oprócz Hulka do składu wkrada się jeszcze coś nieuchwytnego, coś, czego nie można zobaczyć gołym okiem. Obawa przed ogromną siłą, która w każdej chwili wymknąć się może spod kontroli. Obawa przed temperamentem zielonego potwora.
Długo nie trzeba czekać, aby członkom drużyny nerwy puściły, bo nie tylko Loki potrafi siać zamieszanie. W końcu nagromadzone gorzkie emocje wielkiego potwora przyciągają Namora, innego nierozumianego przez świat bohatera. W trzecim zeszycie serii następuje krótkie przymierze i to Avengersi muszą rozbić ten bardzo groźny team-up.
Powrót Kapitana Ameryki
Skoro w latach 60. możliwe było logiczne przywrócenie Sub-Marinera, jednego z pierwszych bohaterów Marvela z supermocami, fani zaczęli domagać się powrotu innej ikonicznej postaci. W końcu w Avengers #4 powrócił Kapitan Ameryka, symbol patriotyzmu i walki za kraj, powołany do życia ponad 20 lat wcześniej, bo 1941 roku (przynajmniej po okładce, bo Captain America Comics #1 pojawił się w sprzedaży pod koniec 1940).
Steve Rogers pojawia się po pojedynku Avengers z Hulkiem i Namorem w bardzo podobnym wątku, jaki znamy z filmu. Bryła lodu, hibernacja itd. Bardzo emocjonująco to wypada, ale to nie koniec ciekawostek. Ze stron przybliżających historię dowiadujemy się, że to nie pierwsza próba przywrócenia do życia tego ikonicznego superbohatera. Stan Lee próbował już wcześniej w solowej przygodzie Human Torcha ze Strange Tales #114, z tym że okazało się, że był to impostor.
Bardzo lubię te strony o historii wydawnictwa, przybliżające zawiłe losy superbohaterów, ale ze względu na ograniczone miejsce informacji jest tu stosunkowo niewiele. Choćby nie wspomniano o tym, że w Avengers #4 Stan Lee namieszał niemiłosiernie, bo w serii z lat 40. Kapitan Ameryka wrócił z Buckym z wojny i nauczał w szkole. W połowie lat 50. próbowano przywrócić superbohaterów i w tym też tego obleczonego we flagę, ale skończyło się tylko na kilku przygodach. Ilu było finalnie Kapitanów Ameryka i Buckich i kto nimi był, to zostało wyjaśnione później.
Co ciekawe, na pierwszej stronie Avengers #4 Stan Lee wypisał proroctwo, że ten zeszyt będzie w przyszłości sporo warty i rzeczywiście! Egzemplarz w stanie idealnym, odpowiednio oceniony i zabezpieczony może być wart nawet 143.000 amerykańskich dolarów!
Jak to czytać?
Niby „po kolei” zdaje się prawidłową odpowiedzią, ale trzeba wziąć pod uwagę, że czytamy komiks o teamie tworzącym się na wezwanie, niczym straż pożarna. Pomiędzy poszczególnymi zeszytami serii członkowie Avengers przeżywali własne przygody i się rozwijali. I tak np. między pierwszym i drugim zeszytem Ant-Man nauczył się zmieniać w Giant-Mana. Zaś między drugim a trzecim odcinkiem Iron Man zbudował zbroję Model 2. Na dodatek Marvel Origins omija losy najmniejszego z superbohaterów. Pozostaje albo uwierzyć na słowo, albo doczytać w oryginale.
Seria była szyta szeroko i wspominano często wydarzenia z innych komiksów Marvela. Przy okazji pojawienia się Sub-Marinera przypominano o wydarzeniach z Fantastic Four Annual #1 (u nas w Marvel Origins. Fantastyczna Czwórka 4 – klik) i to jest świetne, bo jesteśmy na bieżąco. Tak samo, jak widzieliśmy już pojawienie się ludzi z lawy w Journey Into Mystery #97 (Marvel Origins. Thor 2 – klik2). Nie zawsze jest tak super, bo w Avengers #5 wspomniano o pojedynku Hulka ze Stworem z Fantastic Four #26 (prawdopodobnie w 16. tomie) i pojawiają się jako zajawka X-Men (pierwsze przygody zapewne dopiero w 51. tomie). Jeśli ktoś by chciał przeczytać całość chronologicznie, to musi trochę się wstrzymać z lekturą.
(Nie tak) stare komiksy
Niektóre nowinki technologicznie wyglądają dość śmiesznie i archaicznie, ale inne robią wrażenie. Imponujący wynalazek Tony’ego Starka, projektor obrazu, pozwalający na przesyłanie na duże odległości słyszącego i zdolnego do rozmowy hologramu nie przyjął się, bo Stark nie wpadł na pomysł podpięcia do niego harmonogramu spotkań. Pojawianie się elektronicznego obrazu w najmniej spodziewanym momencie wywoływało przerwanie zaplanowanych zajęć, na przykład lekcji w Instytucie Xaviera. I tak skuteczniejsze okazują się krótkofalówki i sieć Ricka Jonesa.
Graficznie mamy do czynienia z klasyczną obłą kreską w różnych odsłonach, bo Steve Ditko jest na pokładzie tylko jeden zeszyt. Później wpada Jack Kirby w towarzystwie inkera i ekstra, bo nie wyobrażam sobie powrotu Kapitana Ameryki w innym wykonaniu. Przygody są dynamiczne, bazują na pojedynkach, ale Stan Lee wchodzi pod skórę każdego członka drużyny, zahaczając o przeżycia każdego z nich. Czy ten komiks się zestarzał? Dzisiaj w ten sposób komiksów o superbohaterach się nie tworzy, choć niektórzy twórcy nawiązują do takiego stylu, specjalnie upraszczają ilustracje, aby osiągnąć efekt cofnięcia zegara (np. Francesco Francavilla w Jokerze – klik3).
Co prawda stworzenie drużyny superbohaterów, którzy pojawiali się w swoich seriach nie było w Marvelu niczym nowym, bo All-Winners Squad pojawił się na jesieni 1946 (co ciekawe w składzie tego zespołu był i Kapitan Ameryka, i Namor), ale nie sposób nie uznać wagi pierwszych numerów Avengers. Narodziła się marka, która znana będzie na całym świecie i zdobędzie wiernych fanów.
Zajrzyjcie na stronę kolekcji Hachette. Prezentację tego tomu znajdziecie w poniższym filmiku: