Marvel Origins. Hulk 2. Tom 17 – sałata Marvela ponownie w swojej serii
Hulk błąkał się 1,5 roku po różnych seriach, ale w końcu wywalczył swoje solowe przygody. Po tym, jak The Incredible Hulk zostało zamknięte po sześciu numerach (u nas w Marvel Origins. Tom 4 – klik) wpadał na różnych bohaterów. A to na Spider-Mana, a to na Stwora z Fantastycznej Czwórki (i to dwa razy), a to wywoływał konflikty wewnątrz Avengersów, aż w końcu wpadł na Giant-Mana. Starcie miało taki przytup, że zielony goliat zagarnął 10 stron magazynu Tales to Astonish dla siebie. Jego przygody z zeszytów od #59 do #68 znajdziecie w Marvel Origins. Hulk 2.
Co w artykule?
Hulku, idź stąd
Można się zastanawiać, skoro Hulk to jeden z najpopularniejszych i najbardziej znanych superbohaterów świata, to czemu jego seria została anulowana. Tu wchodzi na scenę zimna figura Martina Goodmana, który znany był z nerwowych ruchów. Wyniki sprzedaży The Incredible Hulk nie były na tyle satysfakcjonujące, aby ujść spod siekiery wydawcy. Zresztą Marvel (a właściwie Atlas Comics) musiał ściśle limitować ilość magazynów, ze względu na błędną decyzję związaną z dystrybutorem.około 1957. I tak Hulk dostał kopa od wydawcy, na szczęście się nie dał, walczył, skakał, szarpał, gryzł i w końcu dostał swoją serię.
Z tym że w sumie to tak jakby, bo przygody Hulka zajmowały około połowy magazynu Tales to Astonish, co w sumie było klasyczną polityką, jeśli chodzi o Marvela, od której powoli odchodzono. Niemniej, czy to przez ograniczone miejsce, czy też z chęci tworzenia coraz lepszych historii doszło do kolejnej zmiany, dzięki której przygody Hulka czyta się z wielką ciekawością. Serio. Marvel Origins. Hulk 2 to tom, który czyta się najlepiej z dotychczasowych, a to przez zabieg komiksowego serialu, które zyskało tu miano „opery mydlanej fantasy”, czy „pierwszej na świecie ilustro-dramy”. No, powiedzmy, że pierwszej, bo Tarpy Mills w podobny sposób pisała Miss Fury i to już w 1942, ale powiedzmy, że o tym już nikt nie pamiętał w latach 60., a dziś to już w ogóle.
Komiksowa opera mydlana
To na czym to polegało? Otóż zrezygnowano z ciągłego nakręcania bączka, rozwijania historii co zeszyt, wymyślania nowego zagrożenia i przeciwnika na rzecz pełnej ciągłości wydarzeń, określenia mocnego wroga, którym jest tu Leader, którego wspomaga Cameleon, na zasadzie wypełniania rozkazów (chociaż androidy okazują się lepsze, bo nie dość, że są nieomylne, to jeszcze ślepo podążają za stwórcą) oraz przerywania historii w napiętym momencie. A to Hulk zostaje pojmany i zakuty w ekstremalnie mocne kajdany, a to do więzienia trafia Banner, a to w stronę sałaty zmierza oddział szturmowy, a to znowu Bruce wraz z majorem Talbotem spadają w przepaść.
Wypada to świetnie, zwłaszcza że nie trzeba czekać miesiąc na kontynuowanie serialu. Leader jest doskonałym przeciwnikiem Hulka, którego łatwo można postawić w narożniku superzłola. Nie dość, że tak jak sałata został napromieniowany promieniami gamma, to jeszcze doświadczył zgoła innej przemiany. Umocniona nie została jego siła, a inteligencja. Dyskutować można, czy największy umysł na ziemi postanowiłby opanować świat, ale niech będzie. Może coś w procesie rośnięcia mózgu poszło nie tak.
Dick Ayers, Steve Ditko i… Jack Kirby!
Pojedynek Hulka z Giant-Manem zilustrował Dick Ayers, twórca pierwszego Ghost Ridera, znanego obecnie jako Phantom Rider, ubranego na biało pogromcy szumowin na Dzikim Zachodzie. Za solowe przygody Hulka, aż do TtA #67 odpowiadał Steve Ditko, którego krecha dobrze współgrała ze szpiegowskim charakterem historii. Bruce Banner ma tu tyle samo (jak nie więcej) kłopotów co Hulk, bo przez ciągłe zniknięcia i powroty w okropnym stanie, pada na niego podejrzenie, czy czasem nie współpracuje z Rosjanami. Oczywiście okazji do użycia brutalnej siły nie brakuje, ale nie jest tak, że sałata przebija wszystko na swojej drodze, bo nieraz wpada na niezniszczalną technologię i musi się z deka pozmagać.
Nie zabrakło uczuciowego trójkąta. Betty Ross wpada w oko majora Branta, zjawiającego się na scenie, by obserwować Bruce’a Bannera, ale córka generała nie widzi świata poza swoim ukochanym, którego zresztą jej ojciec nie cierpi. Zaklęty krąg obraca się w cieniu zielonej tajemnicy, która zostaje ujawniona bardzo wpływowej osobie, co pozwala na utrzymanie obecnego status quo.
W ostatnim zeszycie, który się znalazł w Marvel Origins. Hulk 2 za deską kreślarską zasiada sam Jack Kirby, ale po emocjonującym wyścigu ze Steve’em Ditko mam lekki zgryz z tą zmianą. Kreska króla jest wyraźnie mocniejsza, ma większy rozmach i silniejszy charakter. Niemniej nie zmienia to poziomu zainteresowania tą serią, bo nadal ciekawi mnie co będzie dalej. Z tym że na dalszy ciąg przyjdzie poczekać, bo Hulk prawdopodobnie powróci dopiero w 35. tomie kolekcji.
Zajrzyjcie na stronę wydawcy Hachette. Prezentację tego tomu znajdziecie w poniższym filmiku: