Nightwing. Skok w światło. Tom 1
Biega po ulicy z dwoma pałkami, tłucze się z podrzędnymi zbirami i zadziera z potężną (i ze względu na rozmiar, i strefę wpływu) szychą kierującą całym miastem, pomaga mu urocza, acz zadziorna rudowłosa ślicznotka, a inni superbohaterowie też czasem wpadają, choć jednak z rzadka. Daredevil? Ha! No właśnie nie. Przy lekturze komiksu Nightwing. Skok w światło nie mogłem się pozbyć wrażenia, że czytam kolejne przygody Człowieka bez strachu, równie dobre i przyjemne dla oka.
Co w artykule?
Pierwszy i na pewno nie ostatni
Przyznam, że to jest mój pierwszy komiks z przygodami Nightwinga. Zapewne nie zaszkodzi poznać najpierw run Tima Seeleya z DC Odrodzenie i/lub kilku komiksów z Batmanem, ale w zasadzie nie trzeba. Tom Taylor wyjaśnia szybciutko punkt wyjścia i popycha postacie do działania, a to przecież akcja jest tu najważniejsza. O co chodzi? W telegraficznym skrócie: Alfred umarł, ale pozostawił Graysonowi pokaźną fortunę. Pieniądze same w sobie szczęścia nie dają, ale mogą pomóc i to nie tylko osobie, która je ma, bo można dzięki nim zdziałać wiele dobra.
Miej serce i patrzaj w serce
Tom Taylor bardzo zwinnie radzi sobie z wieloletnią spuścizną i otwiera przed Nightwingiem przygodę bez zbędnego patosu, czy nadęcia. Autor zdaje sobie z czyhających pułapek i w swoich pomysłach na scenariusz odchodzi od zwykłego postawienia przeciwnika, tylko po to, by bohater mógł go pokonać i przejść do kolejnej przygody. Aczkolwiek to, że Nightwing chce walczyć z przestępczością, okazując dobro potrzebującym, a na scenę wchodzi mroczny typ wyrywający ofiarom serce, a chowa się za przydomkiem Heartless, czyni ładną, klasyczną równoważnię.
Nightwing. Skok światło zawiera dwie dłuższe historie, czy tam story-arci. Tytułowy i Dorwać Graysona, w którym bohater poszukiwany jest bardziej od strony prywatnej. W międzyczasie następuje króciutki, dwu zeszytowy cross-over z Supermanem, a na koniec dodano Nightwing Annual 2001 z przygodą dwóch byłych Robinów. Mimo sporej liczby stron chłonie się ten komiks bardzo szybko, połowę przeczytałem w jeden wieczór, a to tylko dlatego, że rozsądek mi podpowiadał, iż lepiej odłożyć resztę na następny dzień.
Śmiało naprzód, ale z zerkaniem za ramię
Tom Taylor nie zapomina o przeszłości Dicka Graysona i przyjemnie, bez tworzenia uczucia oszołomienia daje o tym znać. Grafika z różnymi kostiumami i (w sumie) superbohaterskimi tożsamościami nawiązująca do wspinaczki po ścianie budynku z serialu o Batmanie z 1966 nienachalnie pokazuje, że historia Nightwinga w uniwersum DC jest długa i bogata. Smaczków jest całkiem sporo, Barbara Gordon pojawia się w koszulce z nadrukowanym kadrem z World’s Finest #153, w którym Batman wymierza policzek Robinowi (na bank znacie to z memów). Niektóre nawiązania wykraczają poza podwórko DC, przez jedną z rokładówek przejeżdża Scooby-Doo Mystery Machine, a Jason Todd (kolejny Robin) lubi ostrą jazdę i muzykę, a jednym z jego ulubionych zespołów jest Slipknot.
Komiksy z Batmanem, Robinem i Supermanem wychodzą już ponad 80 lat, każda z tych postaci już w sumie powinna być staruszkiem, no ale w komiksach czas biegnie trochę inaczej. Niemniej w historiach Toma Taylora jednym z wątków jest przekazanie warty młodemu pokoleniu, które musi wziąć sprawy we własne ręce. Bez pomocy, bez koła ratunkowego, walcząc o własną tożsamość. Przygoda Nightwinga z Supermanem, (choć ma na celu zainteresować czytelnika drugą serią, którą pisał Tom Taylor) sama w sobie jest godna przeczytania, stanowi miły przerywnik i pokazuje iskrę młodszych bohaterów, choćby ze względu na inny punkt widzenia.
Sekwencyjne turbo walki
Głównym rysownikiem jest tu Bruno Redundo, który lubi pracować z Tomem Taylorem (i pewnie vice versa), włada bardzo przyjemną dla oka kreską naśladującą styl z końcówki lat 80. Najbardziej podobają mi się szybkie sekwencje bez ramek, w których bohater przebiega, skacze, kopie, wykonuje ewolucje w obrębie jednego kadru, co tylko wzmacnia skojarzenia do Daredevila, bo podobne zabiegi stosował już Frank Miller dużo lat wcześniej.
Retrospekcje zostały zilustrowane przez innych artystów, a kolorystyka ulega w tych miejscach uproszczeniu, barwy są bardziej wypłowiałe i używany jest efekt kropeczkowania, co wzmacniać ma uczucie czytania starszej historii. Prosty zabieg, ale działa, tym bardziej że postacie przywdziewają poprzednie kostiumy, a zegar cofa się czasem nawet do cyrkowej przeszłości głównego bohatera. Pewnie jest to do sprawdzenia, czy Tom Taylor czegoś nie poknocił, ale mnie przekonuje.
Dick Grayson to dobry chłopak, przygarnięcie pieska o trzech łapkach roztacza wokół bohatera ciepłą otoczkę, a nie zabrakło też wątku romantycznego. Mimo że między nim a Barbarą Gordon wszystko wydaje się skomplikowane, chyba tak naprawdę takie nie jest i bardzo kibicuję tej parze. Podsumowując, Nightwing. Skok w światło to świetny, nowoczesny rozrywkowy komiks, a jeśli Tom Taylor dostanie kiedyś propozycję napisania przygód Dardevila, przeczytam ją z równą przyjemnością.
Scenarzysta: Tom Taylor
Ilustrator: Bruno Redondo, Rick Leonardi, Neil Edwards, Geraldo Borges
Tusz: Bruno Redondo, Andy Lanning, Scott Hanna, Wade Von Grawbadger
Kolory: Adriano Lucas
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Nightwing
Format: 167×255 mm
Liczba stron: 348
Oprawa: miękka
Druk: kolor