Czarodzieje i ich dzieje. Tom 4
„Był to czas, legend, magii i bohaterów” – tak zazwyczaj zaczynają się kolejne rozdziały z przygodami wesołej ekipy Mikiego zamieszkującej świat fantasy. Czarodzieje i ich dzieje. Tom 4 to kolejna gruba cegła, która niesie sporo zabawy, choć wyraźnie czuć już zmęczenie materiału.
Co w artykule?
Epicka saga i mnóstwo przygód
W świecie czarodziejów wydarzyło się już naprawdę dużo, o choćby Miki zdążył już awansować z młodego, wiejskiego adepta sztuk magicznych na najwyższego czarodzieja. Zmieniał się także sposób czarowania, na początku zbierano i kolekcjonowano magiamenty, teraz używa się techniki z wykorzystaniem megastawonogów, co przez większą część czwartego tomu się nie zmienia. Drużyna o liczebności trzy i pół, czyli Miki, Goofy, Donald i mały smok Fafnir wyrusza po nowe przygody.
Trochę żałuję, że uniwersum czarodziei nie tworzy jeden scenarzysta, bo czuć było, że Stefanio Ambrosio miał pomysł jak nakręcać bączka w fabule, choćby opierał to o zdobywanie kolejnych zaczarowanych artefaktów, co pozwalało magom się rozwijać i zdobywać kolejne rangi. A może się mylę i należało do serii wpuścić trochę świeżego powietrza. Niemniej po kilku zmianach w poprzednim tomie, Matteo Venerus i Roberto Marini kontynuują tworzenie nowych przygód i zostają zastąpieni dopiero w końcówce omawianego albumu.
Nowe, ciekawe historie
Każda z dłuższych opowieści ma swój charakter określony przez horyzont wydarzeń. W Nowym brzasku można przyjrzeć się mapie i za murem kojarzącym się z Grą o Tron zauważyć Ziemie zewnętrzne (no, tylko zima nie nadchodzi). Szybko okazuje się, że cały świat to za mało, bo drużyna czarodziei z Mikim na czele rusza do innych wymiarów. Najpierw, aby ocalić świat pogrążony w mroku w Magicrafcie, następnie do świata zamieszkiwanego przez zadufane elfy, by rozwinąć sztukę magii w Oberonie. Arena to oczywiście kieszonkowe uniwersum pułapka, stworzone do wykorzystywania energii z pojedynków, a całość kończy Przeznaczenie, które nie jest definitywnym końcem, ale równowaga między światłem a mrokiem, która tu została uzyskana, może być interpretowana, jako zakończenie pewnego etapu.
Roberto Marini jest świetnym ilustratorem, kreśli Mikiego w bardzo amerykańskim stylu, rozkładówki są świetne, często kadry ograniczone są stroną, a nie ramką, a smoki wyglądają epicko. Tu się kolejny raz powtórzę, bardzo żałuję, że Czarodzieje i ich dzieje nie są drukowani w trochę większym formacie, choćby amerykańskim, bo ten komiks zyskałby dodatkowego rozmachu, a tak niektóre kadry wychodzą maciupkie. Jak myszka. Na dodatek świat czarodziei jest bardzo tłoczny, oprócz znanych doskonale postaci (które czasem pojawiają się bez żadnego wprowadzenia) przedstawiane są nowe, a czasem wręcz całe rasy.
(Nie taki) mroczny klimat
Apetyt co prawda rośnie w miarę jedzenia, bo jednak Czarodzieje i ich dzieje to seria kierowana dla dzieci, niby Magicraft zaczyna się bardzo ciekawie, bo pokazując zniszczenie całej krainy, ale nadal jest dość kolorowo i przyjemnie. Mogłoby to wyglądać dużo mroczniej i brutalniej. No i jednak disnejowskie postacie kreślone są dość zachowawczo, nie odbiegając za bardzo od oryginalnego wizerunku, a już co poniektórzy Francuzi w swoich interpretacjach posunęli się trochę dalej, dzięki czemu można popatrzeć na ciut ciekawsze grafiki (choćby Keramidas w Szalonych Przygodach – klik).
Tomik uzupełniają krótkie historie pisane i rysowane już przez inny zestaw twórców luźno powiązanych z linią dotychczasowych wydarzeń. Zaczyna się od świątecznych specjalnych opowiastek, dalej całkiem niespodzianie pojawiają się siostrzeńcy Kaczora Donalda, a końcówka należy do Czarnego Piotrusia, który nawet przerabia logo opowieści na Czarodzieje i ich Piotruś. No i w sumie taki finał pozwala wierzyć, że w uniwersum magii i bohaterów da się wymyślić jeszcze coś ciekawego, chętnie poczytałbym jakiś dłuższy epizod w takiej zawadiackiej koncepcji, ze zmienioną perspektywą dotyczącą głównej postaci, bo jednak forma shortów jest nieco ograniczona.
Czarodzieje i ich dzieje. Tom 4 ma czerwoną okładkę, ale zdecydowanie nie jest to album, który czyta się szybko. Zabawy starczy na kilka długich, jesiennych wieczorów, a jakby było mało, można wrócić do początku i zacząć przygodę od nowa. No przecież.
Scenarzysta: Matteo Venerus, Silvia Martinoli, Gabriele Panini
Ilustrator: Roberto Marini, Fabio Pochet, Valerio Held, Francesco D’Ippolito
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Czarodzieje i ich dzieje
Format: 132×194 mm
Liczba stron: 368
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor