Opowieści Grabarza
„Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz” to kwestia, którą już słyszeliście nie raz, wypowiedzianą na pogrzebie. Pośród żałobników, znajomych, krewnych pogrążonych w smutku i obok księdza odmawiającego obrzędy stoi ktoś, kto zwyczajnie jest w połowie roboty. Dół wykopać to raz, trzeba go jeszcze zasypać. Opowieści Grabarza to wycinek z życia jednego z nich.
Obraz z polskiej wsi
Grabarz i Śmierć, a to dobrana para. Trudno nie zauważyć srebrnych nitek ich relacji. Nieunikniony koniec życia rozpoczyna cały ciąg wydarzeń, nad którym unosi się ciężki klimat przemijania. Nikt nie śmie pominąć zagrania swojej roli w ponurym dramacie. W końcu obrzędy się kończą, zmarły zostaje odprowadzony ostatni raz i odpowiednio opłakany, a żywi mogą wrócić do zwyczajnych zachowań i obowiązków. Ewentualnie Śmierć przyjdzie i po Grabarza, ale skoro zna ją tak dobrze, to może udałoby mu się ja przechytrzyć? Odpowiedź, choć nieoczywistą znajdziecie w Opowieściach Grabarza.
Piotr Wojciechowski zwany Śmiechosławem chadza po terenach najbardziej udanych polskich, słodko-gorzkich komedii. Uśmiać się, a owszem jest z czego, ale i twarde refleksje przychodzą też do głowy. Józef to mieszkaniec wsi, w której, co oczywiste, wszyscy wszystkich znają i wiedzą o drugich więcej, niż sami o sobie. Konstrukcja tego świata jest ogólnie przyjęta i akceptowana, może tylko dlatego, że nikt nie wie, iż może być inaczej. Ksiądz uwielbia odpusty i straszy dzieci piekłem, Stasiek pędzi bimber, a dzięki przebiegłości i sprytowi udaje mu się uniknąć ciężkiej pracy. Wśród mieszkańców znajdziecie zielonego słonia, nie mówi zbyt dużo, bo go ząb boli, a wymiatając kurze z rogów chałupy, pozbyć się można przy okazji kryjących tam diab(o)łów.
Rok z życia grabarza
Opowieści Grabarza to zbiór opowiadań, które ukazały się w magazynie AKT oraz w wersji zeszytowej dzięki Pracowni Plastycznej. Twarda oprawa wydania od Kultury Gniewu przynosi 152 strony leniwego, wiejskiego klimatu. Postacie snują się po polach, czasem zbierają grzyby, z rzadka opieszale biorą za robotę. Zdarzają się jednostronicowe, zabawne szybkie strzały, jak ten o bałwanach, które starały się zgasić słońce (żółte – sic!). Końcówka albumu należy do pojedynczych ilustracji, z rzadka ozdobionych puentą, które wpleść można w poszczególne historyjki. Są też dwie dłuższe opowieści.
Pierwsza kręci się wokół diabełka pokazującego język, który postanawia zostać ministrantem. Pamiętam, że można było kupić takie zabawki na stoiskach ze szmelcem wystawianym przy kościołach podczas odpustu. Takie znajome przedmioty (wyłowiłem jeszcze szklankę w metalowym koszyczku) razem z historyjkami, które opowiadało się, by straszyć dzieci (albo zwyczajnie z niewiedzy) typu, uważaj na szczypawice, bo wchodzą do uszu, tworzą swojski klimat, pobrzmiewają we wspomnieniach i wciągają do świata wykreowanego przez Śmiechosława.
Druga historia dotyczy inwentaryzacji przeprowadzanej w kościele z okazji wizytacji biskupa. W trakcie sprawdzania inwentarza okazuje się, że zaginął różaniec świętej Apolonii, patronki stomatologów. Nie bez przyczyny wspominana jest akurat ona, bo sztuczna szczęka, błąkająca się po wsi gra tu dość ważną rolę. Przez chwilę akcja schodzi pod ziemię, a na pomoc rusza nawet były proboszcz parafii.
Śmiać się, czy się nie śmiać?
Jest tu trochę przyglądania się stereotypom. Grabarz w oczach innych jest zwykłym pijakiem, nawet gdy akurat nie pije, tylko chce odpędzić diabły spirytusem, albo niesie flaszkę, w której zaklęty jest duch ze wschodu. W stronę księdza przelatują (dość uzasadnione) podejrzenia chciwości, zwłaszcza podczas odpustu, no i cała akcja z Kopytkiem została ustawiona tak, aby nie dopuścić do sprawdzenia wentyla, który rogaty chłopak ma zamiast dziury w tyłku, bo rzeczywiście. W kościele nie przystoi.
Opowieści Grabarza zilustrowane są figlarną kreską, a dymki uzupełnione równie fikuśną czcionką, w której ogonki pozakręcane są trochę bardziej, niż to wynika ze zwyczajów piśmiennictwa. Ilustracje są równie udane co okładka mieniąca się ornamentem struktury papieru. Bardzo podobają mi się też niuanse zaszywane przez autora, przed samym początkiem, na dodatkowej ilustracji wciśniętej na dół strony bohater oświadcza, że na 28 stronie będzie można się nauczyć łapania much (co nie jest czczą gadaniną). Zanim fabuła skręci w stronę dziwnych mieszkańców wioski, można wyłowić zielonego słonia w tłumie wiernych na pogrzebie. Bystre oko wyłowi jeszcze kilka ciekawych szczegółów.
Przygody Grabarza Józefa nadal ukazują się w Akcie, większość wątków z tego albumu została zamknięta, poza mapą znalezioną z aniołem w sadzie z jabłkami, a chętnie dowiedziałbym się, gdzie prowadzi. Zamykam ten komiks z widokiem kostuchy przechadzającej się polami, nie przejmując się, że ktoś ją zobaczy. Ludzie i tak jej nie widzą, bo zajęci są swoimi sprawami, ale ona się nie obraża. Jeszcze wróci, by stanąć z każdym twarzą w twarz.
Scenarzysta: Piotr Wojciechowski
Ilustrator: Piotr Wojciechowski
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Seria: Opowieści Grabarza
Format: 165×235 mm
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Druk: kolor