Falconspeare
Opowieści o łowcach potworów mają w sobie coś przyciągającego. Z jednej strony jest zło, niebezpieczeństwo i zmaterializowany strach. Z drugiej jeden lub kilku śmiałków, którzy odwracają bieg wydarzeń, zamiast uciekać podążają tropem zagrożenia, wpadają w samo centrum piekła i pozbywają się okropieństwa. Falconspeare to jeden z takich śmiałków, zdeterminowany do tego stopnia, że jest w stanie poświęcić wszystko.
Co w artykule?
Reklama dźwignią handlu… i sztuki
Nie za bardzo lubię takie zabiegi, jakich dopuszcza się Mike Mignola względem Falconspeare, a w rzeczywistości całej serii, bo to w sumie trzeci tom o drużynie łowców potworów. Profesora Meinhardta i pana Knoxa mogliście już poznać w komiksach Pan Higgins wraca do domu i Nasze potyczki ze złem. Twórca Hellboya stworzył tu okładkę (kolory położył Dave Stewart) i występuje jako pomysłodawca postaci. Scenariusz, rysunki i kolory w komiksie Falconspeare stworzył Warwick Johnson-Cadwell, ale w sumie powinienem być ostatnim, który osądza takie chwyty reklamowe, bo sam sięgnąłem po ten tytuł ze względu na okładkę. Moja wina. Biję się w pierś. Niech mnie piorun trafi.
Nazywanie kolejnych tomów bez żadnego powiązania ma swoje podstawy. Każdy z tych komiksów można czytać osobno, poprzednich albumów nie znam, a bawiłem się przy Falconspeare przednio. Nic nie zgrzyta, nie odsyła do poprzednich przygód, nie pozostawia czytelnika z uczuciem niedosytu, czy nie sprawia, że trzeba długo i namiętnie drapać się po głowie, aby dojść, co to właśnie się odjaniepawliło.
Warwick Johnson-Cadwell – czy dałby radę sobie sam?
To nie jest tak, że autor wymaga prowadzenia za rączkę, Falconspeare to świetna opowieść niestarająca się niczego naśladować, choć oczywiście jakoś mega innowacyjna rzecz to nie jest. Akcja sprytnie podzielona jest na części. W introdukcji zegar cofa się o 15 lat i pokazuje wspólną akcję tytułowego łowcy, Profesora Meinhardta, pana Knoxa i pani Van Sloan. Po latach trójka dostaje liściki od zaginionego dawno przyjaciela i wspólnika w łowach. Zaczyna się poszukiwanie, niebezpieczne i pełne zwrotów akcji, aż w końcu poznajemy pełną, naładowaną emocjami historię tytułowego bohatera.
Z Falconspeare przebija kilka pięknych, błyszczących i błyskotliwych spostrzeżeń względem klasycznych opowieści o potworach. Pierwsza to doskonała reinterpretacja pościgu, w którym ścigający zbliżający się do swojej zdobyczy, podążając śladem, poznając zwyczaje, coraz bardziej przypomina potwora, którego chce złapać, aż w końcu widz nie jest w stanie odróżnić, kto jest kim.
Historia o wampirach i wilkołakach z moralnym przytupem
Tu co prawda chodzi o zwykłe mordowanie wampirów, czy wilkołaków, gdzie błyszczące noże, zaostrzone kołki, czy śmiercionośne pistolety odgrywają ważną rolę, ale przy okazji autor ogląda pod lupą definicję prawdziwego potwora. Bezwzględnego, zdeprawowanego, niedbającego o inne istnienia przy zaspokajaniu swoich potrzeb. Wnioski, które się tu wyciąga gorzkie są niczym długo parzona herbata, albo alkohol przemysłowy wymieszany z denatonium, aby nie dopuścić do spożycia.
Nie trudno sobie wyobrazić, jak by ten komiks wyglądał, gdyby rysował go Mike Mignola, no bo w sumie na okładce artysta sam się zacytował. Niemniej kreska, jaką włada Warwick Johnson-Cadwell, jest tak dobra, że szybko ulatuje chęć oglądania kolejnego Hellboya. Nie ma co prawda takiego grania cieniem, jest brudno, linie wiją się w obrzydzeniu do okropieństwa, jakie ilustrują. Krew się leje wiadrami, a bez dekapitacji nie mogło się obyć.
Wychwyciłem jeden edycyjny błąd, jeśli raz udało się przetłumaczyć wydrapany przez sługę potwora napis, sugerujący zniszczenie jego pana, można było to zrobić też na sąsiedniej stronie, bo rzuca to się w oczy. Chyba że to zaczarowany, translacyjny stół. Wtedy przepraszam, a to i tak takie tam moje czepialstwo do szczegółów, bo frajdy z lektury nie psuje. Falconspeare ma tylko 56 stron, ale niedosytu nie pozostawia, no i zawsze można sięgnąć po pozostałe tomy, które mam ogromną ochotę poznać.
Postacie stworzyli: Mike Mignola, Warwick Johnson-Cadwell
Scenariusz, rysunki i kolory: Warwick Johnson-Cadwell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Oryginalne liternictwo: Clem Robins
Ilustracja na okładce: Mike Mignola, Dave Stewart
Wydawnictwo: Non Stop Comics