Historia science fiction
Nie wyobrażam sobie życia bez science fiction. Nigdy nie zastanawiało mnie, skąd się wzięło i dokąd zmierza. W czasach mojego dorastania było już go pod dostatkiem w różnych mediach, choć rzeczywiście za dzieciaka był lekki niedosyt. Przyznam, że poznawałem ten gatunek dość przypadkowo, komiksowa Historia science fiction to przewodnik, odpowiadający na pytania, kto je wynalazł, jakie są najważniejsze dzieła gatunku, jak się rozprzestrzeniało na inne media i w ogóle, na co to, komu potrzebne.
Co w artykule?
Przybyliśmy, aby dowiedzieć się czegoś o science fiction
Historia science fiction rozpoczyna się bardzo filmowo. Para robotów, która chciałaby się dowiedzieć czegoś o swoim pochodzeniu, przylatuje X-Wingiem do obserwatorium, w którym funkcjonuje wypasione, napakowane technologią i eksponatami muzeum. Scena otwierająca energetyzuje, pojawiają się przedmioty i postacie ze znanych filmów i programów telewizyjnych, uwielbianych na całym świecie.
W poszukiwaniu początków Xavier Dollo dociera nawet do prehistorii, zauważa koncepcje w literaturze takie jak utopia, które będą miały ogromne znaczenie, ale szybkimi krokami przechodzi do potwornego dzieła matki science fiction. Mary Shelley we Frankensteinie opisuje w pełni oparty na nauce eksperyment zainspirowany badaniami Luigiego Galvaniego dotyczącymi działania prądu elektrycznego na tkanki organiczne. Naukowiec na ludziach nie eksperymentował, ale literatura pozwoliła przejść ten próg moralny.
Następnym pionierem działającym przed twardym określeniem gatunku był Juliusz Verne, w którego dziełach pojawiały się wynalazki pozwalające na podróże po całym świecie. W taki sposób pojawiało się przewidywanie rozwoju technologicznego, żegluga podmorska wydawała się czymś niemożliwym, a w science fiction, jak zauważa autor, takiego określenia zwyczajnie nie ma. Zamiast tego funkcjonują przewidywania, za ile lat nauka pozwoli na wskazany rozwój technologiczny.
Wynalazca
Xavier Dollo nie zapomina o Herbercie Wellsie, kolejnym pionierze gatunku, odpowiedzialnym za panikę wywołaną audycją radiową, a autor powolnymi krokami zbliża się do Hugo Grensbacka, wydawcy, pisarza, fascynata krótkofalarstwa i założyciela pierwszego czasopisma science fiction oraz innych czasopism pulpowych. To właśnie takie tanie, wydawane na gorszej jakości papierze publikacje starające się dotrzeć do jak najszerszej publiki dały możliwość wykiełkowania zupełnie nowego gatunku literackiego, w końcu określonego mianem science fiction.
Historia science fiction to dokument rozwoju gatunku pokazujący różne aspekty przede wszystkim na trzech rynkach. Amerykańskim, brytyjskim i francuskim. Jest to lektura dość powolna, przypominająca majestatyczne przesuwanie się gwiazd po nocnym niebie. Narracja podzielona jest na trzy różne nurty, autorzy poszczególnych okresów spotykają się i toczą dyskusję o przeszłości, najważniejszych wydarzeniach i publikacjach (i to tu najmocniej czuć efekt gadających głów). Odgrywane są scenki z ich życia i innych bardzo ważnych osób oraz na kartkach komiksu ekranizowane (czyli zrealizowane jako komiks) są fragmenty najważniejszych dzieł gatunku jak choćby Frankensteina, Wojny światów, czy Niewidzialnego człowieka.
Momentami Historia science fiction to ściana tekstu i na to się nic nie poradzi. Zwyczajnie inaczej się nie dało przekazać encyklopedycznej wiedzy z tytułami, nazwiskami i datami. Bywają miejsca wpuszczania powietrza do tego hermetycznego świata, zwłaszcza przy odgrywaniu scenek, fragmentach poszczególnych dzieł, czy klamrą poszukujących wiedzy robotów. Pojawiają się sekwencje od razu odbierające ciężaru, a z rzadka są nawet ilustracje na całą stronę. Djibril Morissette-Phan zilustrował całość z deka uproszczoną kreską, przywodzącą na myśl Wojny Lucasa, zwłaszcza że oba komiksy dzielą między sobą kilka kadrów (więcej tu – klik).
Naprzód
Science fiction to bardzo specyficzny gatunek fantastyki, zwłaszcza w twardym, naukowym nurcie. Parający się przewidywaniem, skupiający się na obecnych osiągnięciach naukowych, naginający bieżące możliwości i napędzający jednocześnie do działania. Lista wynalazków, które zostały najpierw opisane, czy pokazane jako fikcja jest długa. W końcu dochodzi do epokowego osiągnięcia ludzkości, takiego jak wystrzelenie Sputnika na orbitę, czy postawienie pierwszego kroku na Księżycu. Człowiek idzie dalej, ale rozwija się też i świat wyobraźni.
Historia science fiction to drzwi do różnych światów, jeżeli przystawałoby się przy każdych, chociaż tych jeszcze niepoznanych to lektura tego komiksu zajęłaby bardzo długo. Chyba że ktoś jest mocno otrzaskany z gatunkiem. Już w dialogach pojawiają się co chwile jakieś tytuły, na dodatek co jakiś czas plansze przecinane są wstążkami z esencjonalnymi dziełami pozwalającymi poznać najlepsze tytuły gatunku w różnych mediach. Czy to w książkach, komiksach, na dużym, bądź małym ekranie. Świetna rzecz, która może mieć wpływ na listę zakupów, czy inspirować do kupna prezentu.
Nawet przy pobieżnej znajomości gatunku bez trudu można wskazać braki tej historii. Choćby Stan Lee wspomniany jest tylko przy adaptowaniu przygód Conana, sporo więcej miejsca poświęcone jest konkurentom Marvela, a przecież science fiction miało wpływ na komiksy wydawane przez oba wydawnictwa. W tłumie innych postaci da się wypatrzyć gdzieniegdzie Spider-Mana, czy Hulka, ale jednak niedosyt pozostaje.
Historia science fiction ma tylko 240 stron, materiału byłoby spokojnie na drugie tyle, zwłaszcza że „reszta świata” potraktowana została lekko po macoszemu, choćby Polsce został poświęcony tylko mały fragment strony, co zostało uzupełnione posłowiem napisanym przez Tomasza Kołodziejczaka. Nadal odczuwam uporządkowanie wiedzy, pojęcia takie jak space opera wskakują na swoje miejsca. Daje się odczuć różnice między okresami oraz ciągotami poszczególnych rynków, nie zaskakuje choćby to, że w Stanach Zjednoczonych stawiano na dynamikę, przygodę, często w literaturze narastał strach przed inwazjami. Brytyjczycy skupiali się nad rozwojem technologicznym, a na naszym podwórku interesowano się jej wpływem na społeczeństwo. Co dalej? Mimo że rewolucje za nami, to przecież wyobraźnia nie ma granic.
Scenarzysta: Xavier Dollo
Ilustrator: Djibril Morissette-Phan
Tłumacz: Wojciech Birek
Wydawnictwo: Egmont
Format: 193×260 mm
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
Druk: kolor