Status 7 – polski cyberpunk z przełomu wieków
Status 7 to komiks, który po raz pierwszy ukazał się 20 lat temu (z hakiem). Może się wydawać, że dawno, technologia poszła od tego czasu do przodu, ale nie dochodziło już do takich lawinowych zmian jak na przestrzeni kilku wcześniejszych dekad. Chociażby od początku rewolucji w literaturze science fiction określanej jako cyberpunk (słowo zostało użyte po raz pierwszy w 1983 roku, ale sam ruch już zaczął pojawiać się na przełomie lat 70 i 80 XX wieku). Niby nigdy nie jest za późno by dokonać przełomu, zwłaszcza że (w myśl tego, co pisze Jacek Dukaj we wstępie) trudno rozpatrywać negatywne skutki rozwoju technologicznego, skoro skryci za Żelazną Kulturą czekaliśmy na zmiany, które miały poprawić nasz poziom życia, a nie doprowadzić do rozkładu moralnego.
Co w artykule?
Warszawski kwaśny deszcz
Status 7 cieszy umieszczeniem akcji w Warszawie, chociaż oprócz tego, że pojawia się kilkukrotnie PKiN, mogłoby to być jakiekolwiek inne rozwinięte pod względem transportu i technologii miasto, nieco już nadgniłe od zbyt dużego wzrostu. Cyberpunk lubi być podświetlany neonami i tych jest całkiem sporo. Pewnie na początku XXI wieku nie było to nic dziwnego, że ktoś wyobrażał sobie, iż Telekomunikacja Polska nadal będzie potęgą, a wyszło, jak wyszło. Dzisiaj wprowadza to trochę taki klimat retro. Unitra co prawda nadal funkcjonuje, ale produkuje sprzęt audiofilski, niekierowany do masowego odbiorcy.
Status 7 od Nagle zbiera dwa egmontowe tomy: Breakoff i Overload, które łączy w sumie tylko miasto, jako arena, na której rozegrana jest akcja, oraz postać zielonowłosego hakera, zwanego jako Switch. Piątkowski czerpie z dwudziestoletniej spuścizny gatunku i nawiązuje do wielu tytułów, część z nich wypisując na bezczela, albo na pół-bezczela na plakatach, które wyłowicie bez trudu na drugim planie. Ghost in the Shell, Akira, z oczywistych. 2001. Odyseja kosmiczna (Hal nawet zalicza cameo) i… Funky Koval, a nawet Star Wars. Innych nie wypisano po ścianach, ale pełna lista inspiracji byłaby długa, na bank znalazłyby się nie niej takie tytuły jak Terminator, Robocop i Matrix.
Matrixowy odcień zieleni
A jak już jestem przy filmie Wachowskich. Film z 1999 roku co prawda zmienił nieco wytyczone szlaki tonowania kolorystyki z ciemnoniebieskiej na ciemnozieloną, ale zamysł jest ten sam. Ma być brudno i depresyjnie, co podkreślają także z deka niedbałe grafiki Adlera. Rozumiem zamysł, ale czasem mogłoby być trochę więcej realizmu, zwłaszcza że tego jest trochę, tylko konsumowany jest nie w sylwetkach i twarzach postaci, tylko przy pokazywaniu wszelkiego rodzaju pukawek. Tu w białym pomieszczeniu wjeżdża regał z pełnym arsenałem (w komiksie zinterpretowane na harcówkę), szczegółowo opisanym, czy na marginesach, czy bezpośrednio w dymkach. W całym albumie pada kilka setek strzałów, ale przynajmniej wiadomo, z jakiej broni je oddano.
Cyberpunk sprzyja wulgaryzacji narracji i choć postacie z tego komiksu często używają zamienników w stylu „motyla noga”, z grafik emanuje bezpośrednia nagość. Czasem uzasadniona, bo akurat wpadamy do pomieszczenia, zaskakując kogoś w sytuacji intymnej. No albo przechadzamy się po dzielnicy napakowanej klubami erotycznymi i sex-shopami (btw. pamiętacie ciąg sklepów niedaleko Świętokrzyskiej?). Niedzisiejszy klimat tworzą ciągi monitorów z nagością, a nawet reklam (i to przy samym PKiN-ie), podkreślając, że golizna nie dziwi. Trend, w którym dochodzi do ciągłego skracania spódniczek i bluzeczek musi mieć swój finał w totalnym braku ubioru.
Akcja, akcja i jeszcze raz akcja
No i jest jeszcze fabuła, ale specjalnie piszę o tym pod koniec swojego tekstu, bo jest ona chyba najmniej ważna z tej całej operacji, choć jak najbardziej w głównym nurcie gatunku. W Breakoff w osi wydarzeń staje Kenner, który stara się przechwycić soft zdolny do skopiowania ludzkiego mózgu do komputera (no, klasyka). W Overload podążamy za policjantem o swojskim nazwisku Górski, który stara się nie dopuścić do wybuchu bomby logicznej zastawionej w sieci. Zegar tyka, a kodem dezaktywującym jest przypadkowo zeskanowana tęczówka.
Wszystko zanurzone jest w lekko bełkotliwym slangu, zahaczającym czasem o styl znany z przemów nakłaniających do wszczęcia rewolucji, a gdy gadka cichnie, Adler jedzie z akcją. Strzelaniny, pościgi, samochody, śmigłowce, roboty, techniczne i chemiczne modyfikacje ludzkiego organizmu. Dzieje się, gdyby ktoś chciał zekranizować Status 7, musiałby przeznaczyć masę kasy na rozwałkę i efekty specjalne. Aha, w przypadku tego tytułu może już działać nostalgia, dla mnie to był pierwszy raz, jak czytałem ten komiks, bo akurat byłem wtedy w komiksowym niebycie, ale dla starych fanów jest parę stron materiałów dodatkowych, takich jak szkice i koncepty, a całość poprzedza wspomniany wyżej interesujący wstęp.
Scenarzysta: Tobiasz Piątkowski
Ilustrator: Robert Adler
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Status 7
Format: 210×280 mm
Liczba stron: 120
Oprawa: twarda
Druk: kolor