Dogman. Szkarłatna obroża. Tom 12
Przy okazji tej nowej książeczki zdałem sobie sprawę, że do twórczości Dave’a Pilkey’a podchodzę zbyt entuzjastycznie. Nie zrozumcie mnie źle – „Dogman. Szkarłatna obroża” to wciąż zabawny komiks, pełen miłości do rodziny, przyjaciół i samego medium. Może to zmęczenie materiału i potrzeba odpoczynku od tego typu książeczek, ale nadal cieszę się na ten dwunasty tom, choć nie tak mocno, jak przy zapowiedziach.
Co w artykule?
Lekcja życia i motywacja
Ci, którzy znają „Kapitana Majtasa”, poprzednie tomy „Dogmana” czy spin-off „Superkot. Klub Komiksowy”, wiedzą, że autor nie miał łatwego startu. Jego biologiczne predyspozycje sprawiły, że życie nie raz dało mu w kość. Nie mógł usiedzieć w ławce, więc nadmiar energii skierował na tworzenie komiksów. Wyobrażam sobie sfrustrowanego nauczyciela, który podsumowuje małego, krnąbrnego chłopca przepowiednią: „nigdy do niczego nie dojdziesz”. A teraz, trzymając w ręku spory wydawniczy dorobek, Pilkey odpowiada wzrokiem: „i co teraz?”.
To, że te książeczki nadal wychodzą, jest jednocześnie lekcją życia i motywacyjnym przesłaniem. Pilkey wciąż podkreśla nadrzędną wartość, jaką jest niepoddawanie się, ale nie jest to jedyny przekaz. Autor wie, że kręcenie się w miejscu prowadziłoby do zapaści serii, dlatego w pewnym momencie zawiesił „Dogmana” i miał już do niego nie wracać. Na szczęście zmienił zdanie. „Klub Komiksowy” był i jest przyjemny (a w tym roku dostaliśmy już czwarty tom – KLIK), ale nie dorównuje głównej serii.
Technologia i sztuczna inteligencja jako przeciwnicy
„Dogman” opiera się na głupkowatym humorze, co jest oczywiste od samej definicji bohatera – postaci stworzonej przez połączenie psiej głowy z ciałem policjanta. W myśl zasady: jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie. Osią fabuły dwunastego tomu jest psi, śmierdzący wypadek ze skunsem i poszukiwanie remedium w sosie pomidorowym. Kłopoty Dogmana potęgują się, gdy szef policji schodzi na moment ze sceny, zostawiając bohatera bez protekcji.
„Dogman. Szkarłatna obroża” to opowieść o zagrożeniach, jakie niesie współczesny świat technologii i sztucznej inteligencji. Temat ten nie jest nowy – już dawno przeszedł z fazy prognozy w science fiction do ostrzeżeń nowego pokolenia. Przyszłość dzieje się teraz, lepiej zapobiegać, ale okazuje się, że nie wszystko da się przewidzieć, a leczenia jednak nie da się uniknąć.
Superbohaterski styl rozwiązywania problemów
Oczywiście, Dav Pilkey rozwija wątki po swojemu, rozdmuchując kryzys, który można zażegnać tylko w superbohaterskim stylu. Bohaterowie znani z poprzednich tomów wracają, ale wyglądają zgoła inaczej. O, choćby Kocio Pecio bardziej przypomina tu Storm niż Wolverine’a.
Zastanawiam się, czy „Dogman. Szkarłatna obroża” trafi do właściwych odbiorców. Jeśli ktoś czyta te książeczki, to zapewne nie jest beznadziejnie uzależniony od technologii i w razie globalnego kryzysu energetycznego da sobie radę, znajdując przyjemność w przedmiotach niewymagających zasilania. No, chyba że zgaśnie słońce – czytanie po ciemku na razie nie jest możliwe, choć po cichu liczę na ewolucję lub mutację w tym kierunku.
Emocjonalne relacje między postaciami
Trzeba szukać wyważenia, i Pilkey chyba to rozumie. Nie każda technologia jest zła, a nie każde ułatwienie prowadzi do globalnego zagrożenia. Życie się zmienia, a my dostosowujemy się do nowych realiów – nikt już chyba nie wyobraża sobie, żebyśmy nosili ogromne kamienie pod górę, skoro można przewieźć cegły na plac budowy samochodem.
Widać pewne zmiany w wykonaniu – nadal jest to prosty styl, ale jakby bardziej rozbudowany. Zawiodłem się jednak, że napięcie budowane przez połowę książki zostaje rozwiązane w jednym stronicowym splaszu z onomatopeją, wyrzucając akcję poza kadr. Niby komiksowo, ale szkoda tych wszystkich sekwencji, które prowadziły do tego momentu.
Na koniec mój ulubiony element tej serii, który za każdym razem łapie mnie za serce – relacje Kota Peta z całym światem. Stary, cyniczny drań, który mięknie przy swoim synu, to obrazek, w którym łatwo się odnaleźć. Założę się, że niejeden ojciec czytający „Dogmana” swoim dzieciom przeżywa to, co ja. Cieszy mnie, że Pilkey wciąż ma coś do opowiedzenia na tym polu. Kot Pet sięga do bolesnych wspomnień o matce i pokazuje, że zmiana nie jest łatwa. Przeszłość wraca, a środowisko przypomina, kim kiedyś byłeś, ściągając na ziemię i uniemożliwiając lepsze życie.
Pozytywne zakończenie i uniwersalne wartości
Zakończenie jest pozytywne i aż nie sposób się nie uśmiechnąć. To może stara, wyświechtana prawda o sile przyjaźni, ale trzeba ją sobie przypominać. W natłoku codziennych obowiązków łatwo zapomnieć, że wystarczy być blisko kogoś ważnego i spokojnie porozmawiać.
Autor: Dav Pikley
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Format: 140×210 mm
Liczba stron: 224
Oprawa: miękka