Thorgal. Piętno wygnańców. Tom 20
„Thorgal. Piętno wygnańców” to album, który jawił mi się jak otwarty, nieznany ocean, choć wiedziałem, co czeka na jego drugim brzegu. Po wielkim rozczarowaniu „Niewidzialną fortecą”, świadomie postanowiłem ominąć ten tom. Czy była to słuszna decyzja? Ku mojemu zaskoczeniu, okazuje się, że niekoniecznie.
Kryzys wieku średniego Thorgala
Thorgal w komiksowym stylu przeżywa kryzys wieku średniego. Zostawia żonę dla młodszej, choć Jean Van Hamme zręcznie ubrał to w narrację o ratowaniu rodziny i wymazaniu swojej historii z gwiazd – łącznie z wymazaniem własnej pamięci. W ten sposób narodziło się jego alter ego – Shaigan, pirat i postrach mórz. Tymczasem Aaricia, zmagając się z codziennymi trudnościami i opieką nad dziećmi, musi radzić sobie sama. Niestety, z nadejściem zimy sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy okazuje się, że Thorgal żyje i odpowiada za śmierć większości wojowników z wioski.
Thorgal. Piętno wygnańców to w zasadzie kolejny tom serii bez głównego bohatera. Shaigan (jak obecnie nazywa się Thorgal) pojawia się tylko w opowieściach, więc można powiedzieć, że zalicza jedynie cameo. O dziwo, ten zabieg działa bardzo dobrze, bo zamiast klasycznej historii o Thorgalu, otrzymujemy przejmującą opowieść o zwyczajach wikingów, ich surowym dochodzeniu sprawiedliwości i egzekwowaniu rekompensaty. Rodzina bohatera zostaje dotknięta najgorszą karą, biorąc pod uwagę okoliczności – wydalenie ze społeczności, co w tamtych czasach było praktycznie wyrokiem śmierci. Szybszej lub bardziej okrutnej, w zależności od tego, kto pierwszy dopadnie wyrzutków.
W spowodowanych okaleczeniach – 1:1
I rzeczywiście, można to zaliczyć do kolejnych powtórek, które zaczęły się od Strażniczki kluczy. Aaricia już wcześniej musiała radzić sobie sama z małym dzieckiem, choćby w albumie Alinoë. Tym razem jednak sytuacja wygląda inaczej. Wyspa, zamiast być miejscem pełnym grozy i niebezpieczeństw, jawi się jako ziemia obiecana – miejsce ocalenia, bezpieczna przystań, do której wygnana trójka stara się dotrzeć. Mocno podkreślone są tu zwyczaje wikingów, a wątki obyczajowe odgrywają kluczową rolę. Na pierwszy plan wysuwa się zawiść, a także cyniczne i zaprawione nienawiścią wykorzystywanie sytuacji przez postacie, co nadaje fabule większej głębi i społecznego realizmu.
Jednym z najbardziej dotkliwych elementów kary, choć podkreślmy – nie najokrutniejszym, jest wypalenie na twarzy tytułowego piętna. Aaricia zostaje naznaczona brzydkim iksem na pięknej twarzy, co dodaje jeszcze większej tragedii jej sytuacji. Dzieci na szczęście unikają tego okrutnego losu, ale Aaricia traci swój urok przez brutalne okaleczenie. Niby jest remis, ale blizna u Thorgala zawsze nadawała mu pewnego uroku – zadziorny, lekko „sexy” wygląd, który stał się jego znakiem rozpoznawczym.
Louve kradnie show!
Jolan, w akcie synowskiej miłości, obiecuje matce, że kiedy tylko opanuje sztukę manipulacji atomami, usunie jej tę okropną bliznę. I w sumie ciekawi mnie, czy faktycznie mu się to kiedyś uda, bo nie pamiętam już tego „iksa” w nowszych tomach. A swoją drogą, byłoby zabawnie, gdyby Jolan rozpędził się i przy okazji usunął bliznę Thorgala, pozbawiając go tego charakterystycznego sznytu!
Z tym że, jeszcze rodzina musi przeżyć do tego czasu, a do upragnionej wyspy długa i niebezpieczna droga, na której czyhają zbóje, inni wygnani, a z wioski wikingów każdy chętny zemsty może udać się tropem rodziny i dochodzić sprawiedliwości. Są jednak i życzliwe osoby. Jolan popisał się już kilka razy swoimi umiejętnościami, ale w nadmiarze zagrożeń zwyczajnie sobie nie radzi, bo nie opanował jeszcze mocy w wystarczającym stopniu. Niemniej, daje się namówić młodszej siostrze na małą demonstrację. I wtedy dzieje się coś niespodziewanego – Louve kradnie show.
Sama sekwencja wypada nieco zabawnie, jakby Louve rzucała w stronę brata: „możesz bawić się swoimi kamyczkami, JA potrafię rozmawiać z wilkami.” Niemniej, całym sercem kibicuję Louve, i zaczynam rozumieć, dlaczego w końcu dostała swój spin-off. Wyrasta tu na postać pierwszoplanową – jej zdobycie mocy, by ocalić drużynę, przyjmowane jest z radością, a od tego momentu całą sympatię widza kieruje się ku niej, z nadzieją, że uda się jej osiągnąć swój cel.
To, że Thorgal nie pojawia się w tym tomie, działa wręcz lecząco. Choć nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście jest tak zły, jak wieści niosą. Wygląda na to, że mordercze wyczyny przypisuje się pierwszemu, stojącemu u boku Kriss de Valnor — podobnie jak to miało miejsce w „Niewidzialnej fortecy”. Ale czy w Shaiganie jest jeszcze coś z dawnego Thorgala, jego dobra? Ciekawe, że odpowiedź na to pytanie dostaniemy zarówno w 21. tomie serii głównej, jak i w nadchodzącym trzecim tomie „Sagi”.
W ramach wielkiej niesprawiedliwości, jaka spada na niewinną rodzinę, pojawia się przypomnienie, że „Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy”. Jednak jeśli nie znacie dalszych tomów i nie chcecie zepsuć sobie niespodzianki, co ostatecznie stało się z najbardziej zjadliwą z wikińskich kobiet, to odradzam lekturę dodatków. Ja niestety przeczytałem i żałuję – wpadłem na spoiler, którego wolałbym uniknąć.
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo Hachette.