Deadpool kills presidents

Deadpool Kills Presidents

Kto jest najpopularniejszym bohaterem Marvela? Kiedyś bez zastanowienia odpowiedziałbym, że Spider-Man, dziś ta odpowiedź już nie jest tak oczywista. Pewna postać którą każdy z Was na pewno kojarzy przebija się na pierwszy plan z siłą pocisku kaliber 9 mm. Jest praktycznie wszędzie, wydawnictwo promuje tę postać na każdym kroku, alternatywne okładki, plotki na temat nadchodzącego filmu oraz ogromna ilość wszelkich gadżetów wystarczyła, aby czytelnicy podłapali zajawkę. Deadpool stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów Marvela.

Na każdym konwencie komiksowym pojawia się przynajmniej jeden cosplayer przebrany za czerwonego błazna, memy internetowe z Wadem zawsze cieszą się ogromną popularnością i krótko mówiąc każdy komiksowy fan go kojarzy, mimo że nawet nie czytał jego komiksów. Postanowiłem sprawdzić czy popularność Deadpoola zbudowana jest na bazie dobrych komiksów czy po prostu jest on sztucznie pompowany i ma najzwyczajniej w świecie parcie na szkło ;). W moje ręce wpadł zbiorczy tom Deadpool kills presidents. Opowiadając w ogromnym skrócie ten komiks to historia o tym jak czerwony kawalarz musi wybić co do joty, wszystkich zmarłych amerykańskich prezydentów…

No dobra, skoro zmarli to o co kaman? Otóż pewien, pocieszny agent S.H.I.E.L.D., który jak się później okaże, wskrzesił zmarłych prezydentów w nadziei, że Ci pomogą Ameryce powrócić do świetności. Oczywiście nic nie dzieję się tak jak zaplanował to nekromanta, prezydenci zamiast pomagać planują uzdrowić Amerykę poprzez jej podbicie (później nawet chcą wybić wszystkich. Komiks, czego można było się spodziewać naszpikowany jest żartami, gagami, sucharami i prześmiesznymi ilustracjami. Jakość tychże dowcipów waha się od naprawdę dobrych, które wywołują u czytelnika głośny śmiech, aż po bardziej żenujące niż śmieszne przez co również są zabawne. Krótko mówiąc Deadpool to trochę taki nasz Karol Strasburger. Część z tych żartów może być niezrozumiała dla czytelnika spoza USA, nieznającego dobrze historii kraju czy realiów życia. Pomimo to na pewno każdy znajdzie w tym albumie mnóstwo śmiesznych zwrotów. Pojawiają się również sławne u Deadpoola przypadki łamania 4 ściany, które muszę przyznać wychodzą mu świetnie. Wade pozwala sobie również na wybiegi poza rodzime uniwersum i żartuje np. z Batmana, co osobiście również bardzo dobrze przyjąłem.

Cała historia w ciekawy sposób ewoluuje i nie polega tylko na odsyłaniu tam gdzie ich miejsce kolejnych prezydentów, sytuacja się komplikuje, co daje nam bardzo ciekawy obraz na Wilsona, który na poważnie się z kimś zaprzyjaźnił. Dłuższe przebłyski powagi jednak nie są w stylu Deadpoola i raczej nie ma się co nastawiać na jakieś poważne epizody, w których najemnik odkłada na bok swoje suchary. Poważne sceny stanowią tylko tło i są krótkimi przerywnikami pomiędzy niekończącymi się żartami niepoważnego, aczkolwiek skutecznego mordercy. Fajnym motywem, który należy podkreślić jest umiejscowienie kilku innych bohaterów w opowieści o Deadpool’u. Krótką epizodyczną role zagrali tu Luke Cage, który finalnie okazał się nie być Cage’m 😉 Dr. Strange i Daredevil. Poważniejszą rólkę odegrał nie kto inny jak Spider-Men, do którego Wade pała niewyjaśnionym, aczkolwiek gorącym uczuciem. Za ciekawy scenariusz i przekomiczne komentarze odpowiada duet Gerry Duggan i Brian Posehn.

Za bardzo nierówną stronę graficzną odpowiada 3 artystów: Tony Moore – zeszyty #1-6, Scott Koblish – #7 oraz Mike Hawthorne – #8-12. Zdecydowanie najlepsze wrażenie graficznie komiks robi w początkowej części, za którą odpowiedzialny był Tony Moore. Jego rysunki są bardzo szczegółowe i dopracowane w każdym detalu. Postacie wyglądają naprawdę dobrze, może właśnie przez taki dobry początek końcówkę oceniam dużo słabiej. Rysunki Mike`a Hawthorne`a są dużo prostsze, mniej w nich szczegółów, postacie są niedopracowane, przez co wyglądają na płaskie. Nie trzeba się długo przyglądać żeby zobaczyć równice.

IMG_20141018_095605

IMG_20141018_095536

Zeszyt numer 7 to retrospekcja z przeszłości, którą bardzo przyzwoicie narysował w stylu lat `80 Scott Koblish.

Podsumowując jeżeli nastawiacie się na lekką humorystyczną lekturę to ten komiks nadaje się idealnie.

Share This: