Green Arrow: Kołczan
Egmont zapowiedział kolejne komiksy spod szyldu DC, a ja dalej z przykrością nie znajduję w zapowiedziach przygód Green Arrowa. Mimo rozwijającego się uniwersum serialowego, dotychczas w Polsce ukazała się tylko jedna pozycja opowiadająca o Szmaragdowym Łuczniku. I to nie najlepsza. Nie zrozumcie mnie źle, Green Arrow: Kołczan (bo to o nim mowa) to komiks wspaniały. Jeden z moich ulubionych. Problem polega na tym, że nazwanie go królem spoilerów to mało.
Green Arrow: Kołczan autorstwa Kevina Smitha, Phila Hestera i Ande’a Parksa to dość ciężka historia o śmierci Olivera Queena. Nie ma się czego obawiać, bohaterowie komiksów rzadko kiedy pozostają martwi i nie sama śmierć jest zagadkowa, ale raczej okoliczności zmartwychwstania. Kevin Smith wskrzesza Olivera z martwych wyjawiając przy tym większość smaczków z fikcyjnego życiorysu Łucznika. Można jednak odnieść wrażenie, że Smith chce uniknąć specjalnie zarezerwowanego dla siebie miejsca w piekle. Każdy większy spoiler opatrzony jest komentarzem z informacją, w którym numerze Green Arrowa możemy znaleźć daną historię. Faktycznie, bardzo pomocne, ale nic nie irytuje bardziej, niż podsumowanie losów bohatera w jednym (dwuczęściowym) albumie.
Smith jeszcze nigdy mnie komiksem nie zawiódł. I tym razem udowodnił, że świetnie potrafi tworzyć bohaterów i wczuć się w ich historie, a także nawiązać bliski, intymny wręcz kontakt z czytelnikiem. Wbrew wszystkiemu – wędrówkom po zaświatach, zmartwychwstaniu i supermocach – jego scenariusz to opowieść, która mogła przydarzyć się każdemu.