Moja sympatia (nazwijmy rzecz po imieniu: MIŁOŚĆ!) do komiksu francuskiego to uczucie wciąż pogłębiające się i rosnące w siłę. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, a jednym z nich jest wydana niedawno Królewska Krew – Świętokradcze zaślubiny.
Z albumem miałam okazję się zapoznać znacznie wcześniej, krótko po jego premierze, co wcale nie przeszkodziło mi w zakupie polskiego wydania. Choć nie jest ono pozbawione drobnych uchybień, godne jest miana perełki w kolekcji każdego miłośnika komiksów frankofońskich.
Świętokradcze zaślubiny to pierwszy tom trzyczęściowej serii Królewska Krew autorstwa Alejandro Jodorowsky’ego, a ilustrowanej przez Dongzi Liu. Zdradzony i porzucony król Alvar poprzysięga zemstę i za wszelką cenę pragnie odzyskać utracony tron. Jest gotów na wszystko, byle tylko znów objąć rządy.
Rozpoczęcie albumu zwiastuje opowieść z gatunku high fantasy i sugeruje, że będziemy świadkami bohaterskich czynów godnych rycerskich pieśni utrzymanych w delikatnej konwencji tolkienowskiej. Nic bardziej mylnego! Z każdym następnym kadrem oddalamy się od kolorowej rzeczywistości „Aragornów” i kierujemy w stronę brutalnych i okrutnych zagrywek rodem z Westeros. Pięknie skonstruowany świat, który zawdzięczamy scenariuszowi i jego fantastycznej realizacji, jest niemiłosierny i pełen przemocy. Świętokradcze zaślubiny zapraszają czytelnika do świata, w którym nie ma miejsca, ani na przebaczenie, ani na odkupienie. Jodorowsky po raz kolejny raczy nas specyficzną historią w swoim stylu. Zupełnie abstrakcyjne wydarzenia podświadomie przywodzą na myśl prawdziwą historię Francji i innych europejskich mocarstw epoki średniowiecza. Dzięki scenariuszowi Jodorowsky’ego fikcyjne królestwo Alvara jest tak realne, jak Ty czy ja.
Nie tylko praca Jodorowsky’ego zasługuje na oklaski. Prawdziwa owacja na stojąco należy się Dongzi Liu za jego fenomenalne wręcz ilustracje do tego albumu. Dynamiczne i gwałtowne prace artysty sprawiają wrażenie barokowych obrazów przedstawiających sceny batalistyczne. Z tą jedną różnicą, że są o niebo lepsze. Kolosalne wrażenie jego oprawy graficznej potęguje bajeczne wydanie, które zapewniło wydawnictwo Scream Comics. 54 plansze w grubej oprawie o wymiarach 240x320mm ogląda się jak klasowy album poświęcony malarstwu.
Mimo tego, że niektóre wypowiedzi bohaterów kłują w oczy (ze względu na styl tłumaczenia), ciężko jest nie utonąć w tej historii. Daj się porwać wichrom targającym Alvarem i wybierz się w podróż po jego udręczonym królestwie. To dopiero początek.
UWAGA! Opis komiksu na wielu rodzimych portalach zawiera gigantyczny spoiler.