Batman. Pełnia – Mroczny horror DC Black Label | Recenzja
Obleczony w czerń album „Batman. Pełnia” to dowód na to, że linia DC Black Label umożliwia ciekawe eksperymenty z oklepanymi po tysiąckroć postaciami. I tak choćby Rodney Barnes mógł wplątać Batmana w fabułę nasączoną klasyczną grozą. Żal, cierpienie, tęsknota i ciągłe krycie się w mroku. Aż prosiło się, aby Bruce’a Wayne’a wrzucić między żądne krwi wampiry. Tymczasem fabuła została zbudowana na jednej emocji. Gniewie. Przy takim założeniu, do wpuszczenia na scenę aż się prosił wilkołak. A jak wilkołak, to i czas akcji i w sumie tytuł już wybrać łatwo.


Gniew jako motor opowieści
Rodney Barnes wprowadza w album rozdwojoną narracją. Podczas gdy pisze o gniewie, Stevan Subic pokazuje coś, co przypomina nieudany eksperyment. Bardzo filmowe otwarcie, nastrojowe i przykuwające uwagę. W drugiej scenie jest podobnie, podczas gdy Batman okłada jakichś handlarzy bronią, możemy „posłuchać” jego rozmowy z czekającą na niego w restauracji partnerką. Zatanną. Czarująco, choć i deko przyziemnie, bo przecież tak nauczyliśmy się funkcjonować. Wystarczą słuchawki, aby przy wykonywaniu jakiejś czynności móc sobie z kimś spokojnie porozmawiać, choć to, co widzimy w wykonaniu Batmana, to jednak ekstremum.


„Batman. Pełnia” zaczyna się od klasycznej kryminalnej zagadki, bo w Gotham giną, a raczej są rozszarpywani ludzie, a Batman, jak to on, rusza tropem zabójcy, czy tam potwora. Gniew u Barnesa jest żywiołem przypominającym ogień. Wybucha w niekontrolowany sposób i pochłania coraz większe terytoria. Mrok ma tutaj oczy i jak to stwierdził Nietzsche, jeśli spojrzysz w otchłań, odwzajemni spojrzenie. Klasyka, ścigający coraz bardziej zaczyna przypominać ściganego. Zbliżając się do płomienia, nie sposób się nie poparzyć.
Batman. Pełnia: gotycki klimat i wizualna jazda
Scenariusz Barnesa jakiś fenomenalny nie jest, ale absolutnie genialna jest warstwa graficzna. Stevan Subic komiks narysował, nałożył tusz i pokolorował. I może kolory to rzecz tutaj raczej drugorzędna, bo barwy tego komiksu są przygaszone i pomagają tylko budować klimat. A to praca tuszem zwyczajnie wprawia w zachwyt. Czy to twardymi, grubymi pociągnięciami. Czy mgiełką składającą się z drobnych kropeczek.


Już zresztą okładka robi wrażenie, zwłaszcza że lakierowane elementy świecą w ciemności. W środku otrzymujemy gotycką jazdę, klimatem nieco przypominającą filmy Tima Burtona. Jest mrocznie, cień leje się gęstym strumieniem. Wystarczy chwila nieuwagi, by zatracić się w ciemności. Jest niby światełko nadziei, tli się na koniec, ale przykrywa je niezbyt szczęśliwe zakończenie.
Constantine najsłabszym ogniwem
Ciekawie wypada badanie i rozpatrywanie lykantropii, wynikające przede wszystkim z pary postawionej przez Barnesa w centrum. Bruce Wayne bada sprawę w naukowy sposób, mówi więc o wilczej infekcji ogarniającej cały organizm. Zatanna patrzy na sprawę z magicznego punktu widzenia i traktuje ją jak klątwę. Przeciwne stanowiska, a być może właśnie nie. Uzupełniające się, niczym dwie strony tej samej monety.


Najgorzej ze wszystkich postaci wypada John Constantine. Zdaje się, że nie lubi go ani Subic, ani Barnes. Raz że ma w tym komiksie tępy wyraz twarzy, to jeszcze jest potwornie irytujący i właściwie jego rola jest pomijalna. Ot, chodzi za Zatanną i zamiast pomóc, nakłania ją do odbycia stosunku. Na finałową bitwę wpada spóźniony i znalezione przez niego remedium na nic nie jest już nikomu potrzebne. Także Hellblazer, idź sobie. Szkoda, bo ja akurat tę postać lubię.
Podsumowanie i wrażenia końcowe
Umówmy się, „Batman. Pełnia” to nie jest najlepszy komiks z Batmanem, a nawet do czołówki mu bardzo daleko. Jednak jako ciekawostka i odskocznia od bieżących przygód sprawdza się doskonale. A już forma wydania i ilustracje to mistrzostwo. Aha, warto zajrzeć do wariantów okładkowych. Pulpowe ilustracje Francavilli są kapitalne, zwłaszcza ta do zeszytu czwartego tej miniserii sprawdziłaby się jako plakat.
Scenarzysta: Rodney Barnes
Ilustrator: Stevan Subic
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Seria: DC Black Label, Batman
Format: 225×285 mm
Liczba stron: 160
Oprawa: Twarda
Druk: kolorowy
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo










